poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Musiałem podjąć najważniejszą i najtrudniejszą decyzję w moim życiu. Wiedziałem, jak będzie mnie to boleć i jaki to wpływ może mieć na Johannę. Byłem jej stróżem... I no właśnie. Musiałem ją chronić. Z daleka od niej... Nie wiedziałem, co się stało z demonem, ale klątwa  nadal trwała. No dobra, nie wiedziałem tego na pewno, ale nie mogłem ryzykować.
  Teraz gdy straciła w połowie pamięć, miałem powód... Powód żeby odejść. Nie mogłem ryzykować. Chciałem, żeby mnie znienawidziła, choć ją tak bardzo kochałem.
- Czemu odchodzisz? - szepnęła ciotka.
- Boje się, że mi nagle w środku nocy, o północy "przypadkiem" pamięć się ulotni.
Ciotka wstrzymała dech.
- Jeremy, jak możesz tak mówić...?
- Mogę - przeciągnąłem słowo. Musiałem ich wszystkich poranić, aby mnie nigdy nie szukali i zapomnieli o moim istnieniu. - Johanna ma własny świat. Potomkini Cerrie. Też mi coś! To nie dla mnie.
- Jer... Ona wie o twojej klątwie. Nie znienawidzi cię.
- Więc spraw tak, aby zapomniała - przysunąłem się do niej i syknąłem. - Zrób to ze względu na moich rodziców, na mnie i na to jak się będzie czuła.
- To nie odchodź. Może... Klątwa nie zadziała.
Zaśmiałem się z ironią.
- Akurat. Chcę żeby była szczęśliwa. Będę jej pilnował, tylko... Z daleka. Jesteś inteligentna ciociu. Odnajdź jej starych znajomych, poproś kogoś aby... No wiesz został jej chłopakiem.
- Głupi jesteś? Jerry! Ty nie mówisz poważnie! Albo ci na niej nie zależy... albo kochasz ją na zabój.
- Chyba to drugie...- mruknąłem, po czym dodałem. - Ona teraz śpi... Wymarz jej pamięć ciociu...
- Jeremy, ja nie mogę to...
- ZALEŻY CI NA NIEJ?! - podniosłem głos, jednak szybko go ściszyłem. - Zrób tak jak ci mówiłem. Stwórz jej prowizoryczne życie. Przenieście się gdzieś indziej. Najlepiej zero gadki o stworzeniach nadnaturalnych. Czyść jej pamięć, jak zacznie ją odzyskiwać. Możesz udawać jej matkę. Znajdź jej jakiegoś znajomego ze starych czasów, który zostanie jej "chłopakiem". Zrób to dla mnie ciociu.
- Prosisz mnie o zbyt wiele Jery. Ja nie mogę, to...
- Ciociu... szepnąłem nagląco.
- No dobrze... Postaram się - przymknęła oczy.
- Jakby co... Jestem jej dalekim kuzynem z Włoszech.
- Jeremy... Nie mogę tak wieki...
- Kiedyś może zerwę tą klątwę... Jednak myślę, że będzie szczęśliwsza beze mnie.
Ciotka nic nie powiedziała. Ulotniła się szybko. Pozwoliła mi jeszcze się pożegnać z Johną.
 Delikatnie przytuliłem ją i pocałowałem w czoło. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale musiałem być twardy. Nie wiedziałem jak to przeżyję.
  Odwróciłem się. Christian i Akkie byli już gotowi. Ją, śpiącą niósł Christian.
- Nie sądziłem, że pojedziesz ze mną - mruknąłem.
- Nie zostawiłbym cię przecież. Akkie też.
Pożegnaliśmy się z przygnębioną ciotką.
- Będziemy cię odwiedzać - przyrzekliśmy oboje z Christianem.
- Jaki obieramy kierunek?
- Nowy Jork.
Starałem się nie myśleć o Johannie. Gdy wyszedłem niosąc torby, zacisnąłem mocniej zęby. Moja kochana, słodka Jenny... Ale tak musiało być. Musiałem ją ochronić... Tylko jeszcze nie wiedziałem jak to zniosę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz