niedziela, 13 kwietnia 2014

Od Jeremiego



 Głowa bolała mnie okropnie. Słyszałem jedynie kapanie jakieś substancji niedaleko mnie na zimną podłogę. Kap, kap, kap. Raz, dwa, trzy… Z trudem otworzyłem oczy i zrozumiałem, że ta substancja to moja własna krew.
  Z niedowierzaniem spojrzałem na wielką plamę krwi, której cały czas przybywało. Jak to możliwe, że moje rany się nie goiły?
 Zerknąłem na moje nadgarstki. Bardzo mnie uwierały i właśnie teraz zdałem sobie sprawę z jakiego powodu. Obwiązane były grubymi linami, które z kolei były przypięte do belki na suficie.
  Rozejrzałem się wkoło. Byłem w jakieś… Stodole? Wszystko mnie bolało.
Nagle usłyszałem jakieś głosy. Do środka wszedł wściekły Samuel i jego buldog – Zack. Wielki mięśniak zilustrował mnie z szerokim uśmiechem.
  Samuel podszedł do mnie z jakimś zdjęciem.
- Gadaj blondasku. Gdzie. Ona. Jest?! – podstawił mi zdjęcie Johanny pod nos.
Zaśmiałem się cicho.
- Uciekła wam, co? – powiedziałem zachrypniętym głosem.
Samuel zilustrował mnie i odwrócił się. Skinął głową, na Zacka.
  Zack z figlarnym uśmieszkiem podszedł do jakieś beczki, po czym do brudnego pojemnika nalał jakieś dziwnej substancji. Podszedł do mnie.
- Wiesz co to jest? – zapytał mnie Samuel.
Utkwiłem w nim wściekły wzrok i splunąłem na niego.
Wrzasnął i uderzył mnie w policzek. Nie zadziałało to na mnie. Miałem tyle ran, że każda kolejna, w dodatku taka drobna, nie sprawiało mi cierpienia.
 Samuel wściekle dysząc powiedział.
-  To jest kwas psie. A ty jesteś  bardzo brudny. Może obmył bym twe rany? – syknął ironicznie, szarpnął mnie za włosy zlepione krwią i odchylił moją głowę do tyłu.
  Zack przysunął pojemnik do mojej szyi i uchylił go trochę. Po mojej szyi popłynęło coś niesamowicie palącego i żrącego.  Zdusiłem w sobie wrzask i zacisnąłem pokaleczone dłonie.
- Co? Nie masz dość?
- Ciekawe jak zareaguje szef jak się o tym dowie – szepnąłem słabo i zawiesiłem bezczynnie głowę.
- Nie musi wiedzieć i się nie dowie. Wyjechał w jakieś sprawę, ze swoją kochanką. Może Coin i on lubią ciebie. Ja zawsze cię nienawidziłem.
- I vice versa – szepnąłem wyzuty już prawie z sił. Wytrwać w tym pomagał mi obraz Johanny. Chociaż ona była bezpieczna.
  Samuel był coraz bardziej rozjuszony. Sięgnął po coś do kieszeni i podniósł mi do oczu.
Zapalniczka.
- Ostatni raz się pytam. Gdzie ona jest?
- Nie wiem – odparłem zgodnie z prawdą.
Samuel przekrzywił głowę z lekkim uśmiechem i przystawił mi zapalniczkę do twarzy.
- Całowała cię tu wczoraj, co? Fajnie było, wypieprzyć taką seksowną czarodziejkę. Czary – mary i kajdanki. Abrakadabra – wygodne łóżko! Hokus – pokus  - kolacja dla dwojga!
Słuchałem jego słów z milczeniem. Przysunął się do mnie i wyszeptał mi na ucho.
- Tylko, że wiesz. Ona ma jeszcze dziesiątki takich jak ty. Jest pusta. Jedna z tych na „jedną noc”.  Tylko ja ją potrafię ujarzmić. Ty jesteś inteligentny Jeremy… Prawda? Powiedz mi chociaż w jakim obrębie można ją znaleźć – szeptał.
Zamknąłem oczy i powtórzyłem po raz dziesiąty, te same, dwa słowa.
- Nie wiem.
Niemal widziałem, jak Samuel z gniewu zaciska zęby. Po chwili poczułem ciepło na brodzie, a potem gorąco…
  Nie dałem rady powstrzymać krzyku. Wbiłem paznokcie w dłonie i krzyczałem, by zagłuszyć okropny ból. Słyszałem tylko śmiech Samuela i oklaski Zacka.
Nagle gorąco zniknęło. Nie miałem już siły unosić głowy.
Samuel szepnął.
- To twoja ostatnia szansa. Wiesz gdzie ona jest. Jedno słowo, a wyjdziesz stąd szczęśliwy.
Nic mu nie powiedziałem.
  A potem  Samuel nakazał Zackowi, zdjąć mnie ze sznura. Z głuchym stukotem upadłem na brudne deski stodoły, pełne drzazg które natychmiast powbijały mi  się w twarz,  w ręce i ciało.
 Miałem nadzieję, że to koniec… Ale wiedziałem, że się mylę.
Zack wziął metalową pałkę i zaczął nią mnie obkładać. Nie miałem już sił. Moje ciało przeszły gwałtownie drgawki.  Zakrztusiłem się własną krwią, która wypłynęła mi z ust. Patrzyłem bezradnie, jak przybywa jej coraz więcej i leżę w kałuży wielkiej krwi.
  Gdy Zack skończył, odwrócił się i poszedł do Samuela. Dyskutowali o czym zawzięcie. Ja zobaczyłem uchylone drzwi stodoły. Spróbowałem wstać, ale się wywróciłem. Czołgałem się więc do wyjścia, zaciskając z trudem zęby.
 Nagle Samuel z całej siły stanął mi na ręce. Wrzasnąłem. Po policzku spłynęła mi łza. Otarłem ją zmasakrowaną ręką.  Nie miałem ochoty dawać satysfakcji temu podłemu skurwielowi. Jeśli miałem umrzeć to z jakimś honorem.
  Zack złapał mnie za zakrwawioną i postrzępioną koszulę. Zaczął mnie ciągnąć po gwoździach wystających z podłogi w kierunku lin. Przywiązał mnie tym razem za nogi, tak, że wisiałem głową w dół.
  Moje ręce uderzyły o podłogę. Teraz tylko błagałem o śmierć… Straciłem przytomność z obrazem Johanny pod powiekami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz