środa, 23 kwietnia 2014

Od Christiana

  Martwiłem się coraz bardziej o Akkie i pomału traciłem nadzieję, na to, że w pełni... wyzdrowieje. Bardzo się ucieszyłem, jak poprosiła żeby opowiedzieć jej trochę o sobie... Ale potem...To z tymi zjawami. Nie powiem, przeraziłem się trochę.
  Nie miałem ochoty zostawiać jej już samej. Przygryzłem wargę i spytałem nieśmiało. Głupio mi było zadawać takie pytania, jednak zrobiłem to dla jej dobra.
-  Masz ochotę... może dziś spać w moim łóżku? - zapytałem. Widząc jej lekkie zawahanie dodałem szybko. - Mogę spać na ziemi, jeśli nie chcesz. Chodzi mi tylko o to, aby nic ci się nie stało.
Akkie po chwili zgodziła się. Czułem, że nie zrobiłaby tego, gdyby nie przeżyła tego strasznego incydentu.
Zaprowadziłem ją do swojego pokoju i ułożyłem w łóżku. Przykryłem kołdrą. Pobiegłem szybko jeszcze po koc i poduszkę z salonu. Ułożyłem się na podłodze i przewróciłem w stronę okna obserwując wielki księżyc.
- Christian? - szepnęła cicho.
Odwróciłem się i podniosłem na łokciu.
- Tak? - odpowiedziałem jej.
- Nie musisz spać na podłodze... Choć... - szepnęła niepewnie i odsunęła się robiąc mi miejsce.
Pokręciłem wolno głową.
- Jeśli będzie ci z tym źle, nie zamierzam...
- Przestań. To twoje łóżko, a ja jestem ci niezmiernie wdzięczna, że mnie do niego wpuściłeś - przerwała mi.
Nie zaprotestowałem. Wolałem nie nadwyrężać jej dobrego samopoczucia. Wstałem, wziąłem koc i położyłem się koło niej.  Mi to było obojętnie, czy śpimy pod jedną kołdrą, czy nie. Jednak "nowa" i jeszcze niezdecydowana w obyciu Akkie, mogła się poczuć niezręcznie, lub co gorsza źle.
  Tak więc dość szybko zasnąłem, upewniwszy się, że wcześniej zrobiła to Akkie. Miałem nadzieję, że nie dopadną jej żadne koszmary senne.
 

 Rano o dziwo zobaczyłem, że mój czerwony koc leży na podłodze, a kołdra zwinięta jest w nogach łóżka.
Akkie wtulała się w moją pierś, drżąc lekko. Była lekko wilgotna. Widocznie, jakiś sen musiał ją dopaść.
  Delikatnie odplątałem jej ręce z mojego ciała. Sięgnąłem po kołdrę i okryłem ją Akkie. Wbrew obecnej sytuacji, pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło. To był instynkt. Kochałem tak samo "normalną" Akkie jak i tą "nienormalną".
   Uchyliłem drzwi, żeby w razie czego ją słyszeć. Wziąłem poranny prysznic i poszedłem do kuchni. Kiepski był ze mnie kucharz, ale udało mi się stworzyć nawet dobrego omleta.
  Wyjrzałem przez okno. W samochodzie Jerrego nie było. Zerknąłem przez uchylone drzwi do jego pokoju. Istny hałas i bałagan - ale po Jeremim ani śladu!
 Zmartwiłem się trochę. Odkąd opuściliśmy Johnę był wiecznie przygnębiony i choć to dobrze ukrywał i tak to potrafiłem spostrzec.
  Przełożyłem omleta na talerz. Miałem nadzieję, że Akkie za niedługo się obudzi. Pragnąłem, aby ten kolejny, ładny, ciepły dzień zaczęła należycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz