czwartek, 17 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Gdy drzwi zatrzasnęły się za Marą, a ja niechętnie przyznałem się do popełnionego czynu w sprawie Christiana, Johna wpadła mi w ramiona. Trochę mnie zabolało tam i tu, ale byłem szczęśliwy, że ją widzę. Uniosłem ją i posadziłem na blacie kuchennym.
 - Liczyłem na cieplejsze powitanie - szepnąłem. - W końcu żyje i nie umarłem.
Jany się roześmiała i pocałowała mnie rozkosznie mocno. Wydawałoby się, że gdy jeździła mi dłońmi po plecach, rany same się goiły.
  Wiedziałem, że pewnie za niedługo wpadnie tu rozwścieczona Kate, dlatego wziąłem Johannę na ręce i usiadłem na sofie. Czułem wręcz jej promienny uśmiech, gdy ją całowałem.
  Położyła mi głowę na ramieniu i szepnęła.
- Strasznie za tobą tęskniłam. Coś dziwnego przeniosło mnie w to miejsce gdzie cię torturowali.
Zacisnąłem oczy.
- Źle zrobiłaś. Pewnie wyglądałem jak trup.
- Jeszcze gorzej... - powiedziała cicho. - Nigdy więcej tego nie rób, rozumiemy się? - powiedziała ostrzejszym tonem.
 Zaśmiałem się.
- Postaram się, jednak nie zależy to ode mnie.
Nagle Jany wyprostowała się i uniosła mi bluzę. Patrzyłem na nią z przekrzywioną głową i uśmiechem gdy uważnie badała moje rany.
 Dotknęła jakieś poważniejszej. Poczułem ból, jednak nie dawałem po sobie tego poznać. Jednak ona dała radę, bo podniosła bluzkę i dotknęła się mniej więcej w to miejsce, gdzie ja miałem tą paskudną ranę.
- Ciekawe czy to też tak jest, że jak odczuwasz jakąś wielką przyjemność, to ja też ją będę odczuwał - powiedziałem.
- Np. jaką?
Roześmiałem się cicho.
- No nie wiem. Jakie wielkie przyjemności odczuwasz?
- Zależy o co pytasz - odparła wymijająco.
Pocałowałem ją w nos z szerokim uśmiechem. Po chwili rozglądnąłem się uważnie.
- Ładne masz tu apartamenty.
Johanna przewróciła oczami.
- To nie moja wina. Nie ja wybierałam.
- Dlaczego w ogóle tu jesteś, a nie w "namioto - domu" ?
Johna zagryzła wargę wahając się, nad tym co mi powiedzieć.
- I widzę nawet, że jesteś teraz czarownicą - mruknąłem.
Johanna chciała coś powiedzieć, gdy do środka wpadła rozwścieczona ciotka Kate.  Gdy zobaczyła nas razem, wydawało się, że ma ochotę cisnąć dzieckiem Mary w ścianę.
- Oddaj mi go - powiedziała Mara, starając się ukryć rozbawienie.
Johanna wstała z moich kolan, a ja stanąłem koło niej.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś leżał w łóżko! Ale nie! Ty musisz łazić wszędzie, narażając swój stan zdrowia i wymykać się do Johanny! Ty tak samo Johna. Powinnaś mnie zawiadomić, że Jerry tu jest. On nie jest zdrowy. Ma poważne rany.
 Nagle zobaczyła plamę krwi na moim udzie. No super. Teraz to dopiero zacznie się jatka.
- Idziemy! - krzyknęła i złapała mnie za ręke.
Ja jednak nie ruszałem się.
- Dlaczego mi rozkazujesz co mam robić? Jestem pełnoletni.
- Za miesiąc! Po co do niej przyszedłeś? Jak ją w ogóle odnalazłeś.
Milczałem. Nie chciałem wsypać Mary. Powiedziałem tylko.
- Chciałem dać Johannie prezent urodzinowy.
Johna otworzyła szerzej oczy, a ja wyjąłem z kieszeni spodni łańcuszek. Ametyst świecił na mojej dłoni, odbijając wszystkie kolory.
- Nie mówiłem tego nikomu, ale parę dni temu nawiedziła mnie w śnie jakaś blond kobieta, która przedstawiła się jako moja babka. Dała mi ten łańcuszek. Powiedziała, że będzie on chronił w jakiejś części Johnę przed złem tego świata. Potem zapomniałem o tym, ale wczoraj znalazłem go u siebie w szafce.
Ciotka uniosła brwi. Mara pociągła ją za ręke do kuchni. Ciotka nie protestowała.
- Pozwolisz? - szepnąłem, a Johanna skinęła głową. Stanąłem za nią i odgarnąłem jej włosy, zapinając wisiorek z ametystem.
- Nie potrzebnie mi go dajesz - szepnęła.
- Głupoty gadasz - mruknąłem. - Wybacz, że bez jakiegoś opakowania, ale według mnie żadne nie było odpowiednie na ten łańcuszek.
Johanna skinęła głową. Zapiąłem go i pocałowałem ją w usta.
- Będę tęsknić.
- Ja też - wyszeptała i dodała coś złośliwym tonem. - Mam nadzieję, że nie wpakujesz się w kolejne bagno.
Roześmiałem się.
- Ja też mam taką nadzieję.
 Ciotka Kate wyszła z kuchni i bez słowa wyszła ze mną z domu Johanny.
Przynajmniej zobaczyłem Johnę i to się liczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz