czwartek, 24 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Siedziałem w pokoju, patrząc niewidzącym wzrokiem w okno. Nie dałem rady już wytrzymać. Wczoraj przekroczyłem rekord nie myślenia o Johannie - przez trzy godziny! Niestety dziś nie szło mi już tak dobrze. Wszystko jakimś tajemniczym sposobem kojarzyło mi się z nią, nawet mrówka chodząca mi po bucie.
Przypomniało mi to scenę, gdy rozplątałem powyżej wspomnianego robaczka z włosów Johny, a potem ze śmiechem pocałowałem ją. To były piękne chwile... Chciałbym do nich wrócić....
  Omal drugi raz nie wstałem i nie wyszedłem z domu jadąc do Maine, aby dowiedzieć się gdzie przebywa Johna. Pojechałbym za nią na koniec świata... Gdyby to było możliwe. Pamiętałem wciąż o tej głupiej, cholernej klątwie. Nie wiedziałem czy była prawdziwa, czy może tylko demon sobie ją wymyślił. Jednak wolałem nie ryzykować... Przy okazji Johna mogła znaleźć sobie prawdziwego faceta, normalnego, nie powiązanego z takimi kryminalnymi sprawami. Pewnie pójdę w ślady ojca i moje życie będzie niebezpieczne. Nie chciałem zapewnić i jej takiego - czekanie na swojego partnera wiele dni - może nawet z dzieckiem.
  A tak to mogłem mieć nadzieję, że znajdzie sobie jakiegoś wporzo gościa... A ja mogłem być tylko z tego szczęśliwy...
  Po chwili jednak wstałem i zmierzyłem się w lustrze. Ale ze mnie głupek! Byłem niezłym egoistom, bo nie wyobrażałem sobie jak to zniosę, gdy Johna będzie z kimś innym. Mimo to przygryzłem wargę i skarciłem się.
 Wyszedłem z pokoju do kuchni. Akkie i Christian rozmawiali szeptem.
- O, zjawił się zacny pan - mruknął Chris i uśmiechnął się lekko do Akkie.
Zmierzyłem go wzrokiem.
- Co taki wesoły jesteś? Akkie, nic ci nie zrobił w łóżku? To jeden, wielki zbok.
Akkie otworzyła szerzej oczy, a Christian z trudem maskował uśmiech zbliżając się do mnie. Złapał mnie za włosy i powiedział naturalnie.
- Odwołaj to blondynku, bo ci te wszystkie zęby wybije.
Sprawnie złapałem go za ręke i odciągnąłem ją od swojej głowy. Padliśmy na podłogę i zaczęliśmy się turlać obkładając się pięściami. Trudno było zdecydować kto wygrywa - ja czy on.  Jednak obaj znieruchomieliśmy, gdy usłyszeliśmy cichy śmiech Akkie.
  Podnieśliśmy się natychmiast i obaj maskując zaskoczenie zerknęliśmy na nią.
Naprawdę się uśmiechała. Słabo, ale zawsze coś. Zilustrowała nas.
- Zachowujecie się jak szczeniaki. Mimo że każdy chce pokazać, że jest lepszy, jeden za drugiego oddałby życie.
Zilustrowaliśmy się, po czym Christian leniwie kiwnął głową.
-Jakby mnie jakiś sentyment wziął to może...
- Mnie też, mnie też - zapewniłem szybko. - Zresztą Chris często sam sobie potrafi poradzić. Musi udowodnić jaki z niego macho.
Christian przewrócił oczami, a Akkie zaśmiała się cicho. Obaj wrócili do rozmowy, a ja wyszedłem przed dom.
 Dzień był ciepły. Postanowiłem, że dziś wybiorę się o Kate i zorientuje się jak się ma Johna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz