wtorek, 29 kwietnia 2014

Od Jeremiego

   Siedziałem przygnębiony na łóżko. Straciłem Chrisa i Akkie... I jeszcze Johna odeszła... Nie mogła wiedzieć, że bardzo jej teraz potrzebowałem, a ona z powodu błahego powodu odeszła. Z drugiej jednak strony, na jej miejscu sam bym nie wytrzymał z Roxaną... Kochałem ją i chciałem żeby to jej było lepiej, a nie mi, dlatego przestałem już zadręczać się takimi myślami.
  Nagle coś mnie zaczęło piec w brzuch. Zdezorientowany zaczerpnąłem gwałtownie tchu. Koszulka zaczęła mi przemakać.
 Od razu na myśl wpadła mi Johna. Co ona znów zrobiła?! Jęknąłem z rozpaczy gdy zobaczyłem wielką, ranę na brzuchu. Czy ta dziewczyna zawsze musiała wpadać w tarapaty? Przyznaje, nawet trochę mi się podobało bawienie się w super - mena. Ale wreszcie mogłem ją stracić bezpowrotnie, a tego bym nigdy nie przeżył!
  Koszulka przemakała coraz bardziej, a ja zaniepokojony szybko zabrałem kluczyki i wyszedłem z pokoju.
Drogę zagrodziła mi zła Roxana.
- Gdzie się wybierasz?
- Nie ważne... - mruknąłem.
Chciałem się przepchnąć, ale coś nie pozwoliło mi. Jakby niewidzialne kajdanki oplotły mi nogi. Popatrzyłem zdezorientowany to na siebie, to na nią.
 Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie pójdziesz do tej dziwki. O nie. Zostaniesz tutaj.
Rozszerzyłem oczy w zdumieniu. To już przechodziło ludzkie pojęcie.
Wiedziałem, jak na nią źle zadziałała śmieć ojca. Widziałem, że ostro zwariowała od tego czasu. Ale żeby tak?
- Ty zwariowałaś... - wyszeptałem.
Pokręciła wolno głową.
- Robię to dla twojego dobra Jerry..
Teraz się we mnie zagotowało. Odtrąciłem ją z całej siły starając się zwalczyć niewidzialne kajdany pobiegłem przed siebie. Wybiegając przez drzwi usłyszałem jeszcze.
- Nie dasz rady do niej iść! - roześmiała się okrutnie.
Zignorowałem jej słowa, ale gdy biegłem przez las, bo zrezygnowałem z samochodu, podziało się coś niedobrego. Zakręciło mi się w głowie... I nagle runąłem jak długi jak ziemie.


 Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy. Chyba upadłem na jakiś korzeń. Zamrugałem powoli wodząc oczami po ciemnym i ponurym drzewie.
  Nagle wszystko sobie przypomniałem. Johnę... Roxanę... I cel mojej ucieczki. Poderwałem się szybko, jednak trochę przesadziłem, bo okropnie zakręciło mi się w głowie.
   Co ta paskudna mi zrobiła? Było już późno w nocy. Zacząłem iść, a potem biec przez las. Rana na brzuchu, wyglądała tak, jakby była pod bandażem. Odetchnąłem lekko, jednak niepokój nie ustawał. Biegłem coraz szybciej, a głowa coraz bardziej bolała.
   Przebyłem znajomą drogę i wreszcie wyczerpany dopadłem do domu Johny. Coś ze mną było nie tak... Ja nigdy się nie męczyłem tak bardzo, z racji że byłem aniołemi.
 Odłożyłem jednak "siebie" na inny moment i zapukałem cicho do drzwi Johanny.
  














































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz