niedziela, 27 kwietnia 2014

Od Johanny

   Lecieliśmy dość długo, wzięłam pod uwagę, że z powrotem będzie to samo, kiedy po wszystkim wrócę do Paryża. Dalej chciałam tam wrócić, ale... przecież jest Jeremy. Od dłuższego czasu nie okazywałam nikomu uczuć, bo niby komu? Byłam sama kilka miesięcy... Zabijając ludzi. Próbowałam zasnąć, udało mi się, kiedy mocniej wtuliłam się w Jer'a. Tak mogłoby zostać, spokojnie, bez żadnych kłopotów. Ale oczywiście, na pewno coś się niedługo stanie, muszę korzystać z tego, że mam Jera przy sobie.

-No,no,no... A jednak żyjesz.-Mówi Eddie. 
-Co tu robisz? Zostaw mnie...
-Już to zrobiłem, ale zapowiem ostatni komunikat. 
-Co zrobiłeś?
-Nie ja, tylko ktoś z zewnątrz. 
-Przejdź do rzeczy..-Szepnęłam. 
-Widzisz, kiedy ja umarłem, na wszelki wypadek mój... znajomy, założył na ciebie czar. 
-Jaki znowu?-Jęknęłam.
-Niedługo rany same zaczną ci się robić na ciele, cały czas nowe...
-Znam to, nie jesteś oryginalny... Można ten czar zdjąć.
-Tak, ale jeśli to zrobisz, ktokolwiek ci to zrobi, to zajmie się tobą mój kolejny stary znajomy. 
Zagryzłam warkę i spuściłam wzrok. 
-Czyli co... jestem skazana na ból albo na podwojony ból?
-Tylko ciebie wybrał na cel, jeśli zdejmiesz zaklęcie. 
-Ale... mam stróża, no nie? Zapomniałeś?
-Jeśli wrócisz do Paryża sama, to będziesz miała powtórkę z rozrywki. 
Milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mogłam to przewidzieć, nie zostawił by tego bez ''pożegnania''. 
-Miłej zabawy. -Uśmiechnąwszy się zniknął. 

   Obudził mnie Jer delikatnie całując w usta. Uśmiechnęłam się lekko, ale przypomniałam sobie sen... A może raczej... wizję? Jeremy zauważył moją smutną minę, gdy zmieniłam ją z promiennego uśmiechu. Ale zanim coś powiedział, nie chciałam tego zaczynać, więc odezwałam się jak najszybciej.
-Jesteśmy już?
-Tak. Coś się stało?
Chrząknęłam i nabrałam powietrza.
-Nie..
-Dasz radę sama zejść czy mam Ci pomóc?-Uśmiechnął się.
-Chyba muszę częściej ''obrywać'', mam potem z tego same korzyści... -Mruknęłam a on się zaśmiał.
   Wziął mnie na ręce i weszliśmy do taksówki. Nie chciałam się odrywać od Jer'a, nagle nawiedziła mnie jedna myśl... Co jak pójdzie po Akkie i Christiana... i nie wróci? Albo wróci...ale nie w jednym kawałku? Załamię się...
-Kiedy... idziesz po Chrisa i Akkie?-Spytałam.
-Nie wiem... Jak najszybciej.
-Ale... masz wrócić... I nie idź sam.
-A z kim mam iść?
-Z... Kate...z fioletową pięknością... Tą... Roxanną...? Razem uda wam się szybciej ich wyciągnąć...
-Dam radę.
-Nie. Obiecaj mi, że pójdziesz chociaż z dwiema osobami jakie wymieniłam. Proszę.
-Dobrze. Obiecuję.
-Ale serio?
-Tak.-Pocałował mnie a ja odwzajemniłam pocałunek mocniej.
-To rozumiem. -Uśmiechnęłam się i ponownie wtuliłam się w Jeremiego. -Kocham Cię...
   Bałam się, że nie wróci... A poza tym, muszę ukrywać to, że mam nałożony na siebie ten czar, przecież dam radę sama! A może i nie? Przecież to tylko będą rany... Jasper mógł sprzedać dom, ma taki z resztą zamiar... Bo mam mieszkanie w Paryżu, on w NY, a więc... po co mu drugi dom w Maine, skoro nikt z niego nie korzysta? Woli nie płacić za niego kasę, więc go sprzeda. Zrobiłabym to samo, i tak mieszkam w Paryżu... Jak Kate się o tym dowie, lub zobaczy moją ranę, będzie chciała albo mi ten czar zdjąć, co pójdzie jej pewnie łatwo, albo wiedzieć jeśli chodzi o to drugie, co mi jest. Jeśli jej nie powiem, to sama wejdzie mi do myśli, i się dowie... Nie pozwolę jej na to, by mi ją zdjęła. Boję się, że albo mnie dopadnie w Paryżu, albo tutaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz