niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Johanny

   Usłyszałam kroki do pokoju. Siedziałam w fotelu, patrząc na swoje pokaleczone nagle ręce. Przestałam reagować na ból, bardziej mi on się podobał. Powoli przywracała mi pamięć z kilku dni, ale mówię, bardzo powoli.Spojrzałam w stronę, skąd dochodziły kroki. Zobaczyłam brązowowłosą kobietę, kojarzyłam ją! Wiem kim ona jest!
   Nagle wszystko mi się przypomniało, ale tylko na chwilę. Stałam się znów sobą. Kiedy zobaczyłam znienawidzoną kobietę poczułam że odzyskałam zdolność zaklęć, mocy, poczułam się okropnie silna, a z siłą przybyła złość i gniew. Prawie nad sobą straciłam kontrolę.
-Ha! Niedługo wezmę wszystkich w garść! Nikt ci nie uwierzy, a ty znasz prawdę.
-Jaką prawdę?-Syknęłam.
-O tym, kim jestem naprawdę.
-Wiem. Wiem kim jesteś. Demonem, podstępną żmiją, nie jesteś matką Jera. Wiesz, że jestem naznaczona. Wiesz..
-Tak, wiem. Dlatego jesteś mi potrzebna...
-Chcesz się ze mną zmierzyć. Jak to demon, nieuczciwie, kilku, na jedną, ale to nie zmienia faktu, że i tak was zabiję.
-Odzyskuję siły, Johanno. Jesteś naprawdę niesamowitą czarownicą, wilkołaki musiały zabić Cerrie, zgadnij, kto ją do nich sprowadził. -Uśmiechnęła się.
-Wiem, znam całą historię. Zwykła dziwka, szmata. Chcesz mnie? Prosze bardzo.
-Oddasz mi się... dobrowolnie?-Spytała uradowana.
-To jest twoja walka. Chciałaś ją stoczyć z Cerrie, ale ona była pod opieką anioła. Bałaś się zaatakować. Wiem, że chcesz żebym znienawidziła Jer'a.
-Skąd wiesz?
-Jestem czarownicą. Johanną Cerrie Lockwood. Myślisz, że drugie imię nic nie znaczy? Wszystkie demony mnie atakują, chcą mnie pokonać. Chcą mieć satysfakcję.
-Mądra z ciebie dziewczyna... Widzę, że jak na prawie siedemnaście lat, umiesz zrozumieć pewne rzeczy.
-Nie ładnie się podszywać pod matkę Jera.
-Jestem demonem. Płatam figle umysłom, mogę mieć przewagę nad każdym!
-Tylko nie nad potomkiem Cerrie.-Dodałam.
-Właśnie... Dlatego muszę się z tobą zmierzyć. Jeśli umrzesz... No cóż. Demony uznają mnie za władcę, a poza tym, twoje moce trafią do mnie.
-Nie jest możliwe, żebyś mnie pokonała.
-Jest, jesteś sama! Bez mamusi!
-Nie znasz czarownic, nie igraj z ogniem.
-Trafisz do mnie jutro wieczorem, jeśli nie, sama przyjdę i załatwię to jak należy. Wiesz, o co mi chodzi.-Mrugnęła do mnie.
-Wiem. -Uśmiechnęłam się szeroko.-Załatwię to. Przywróć mi pamięć, a ja zrobię to co do mnie należy.
-Umowa, to umowa. -Odrzekła, i zniknęła.
   Spojrzałam za siebie. Zobaczyłam Jeremyego, znów w stanie poturbowanego w wypadku chłopaka, a Kate wściekła na ręku niosła Akkie. Kiedy wszyscy oprócz Jeremyego zniknęli, spojrzałam na niego po raz prawdopodobnie ostatni, bo może się kończyć tak, że umrę i ja, i El.
-Znowu poturbowany,co?-Strzeliłam sztuczny uśmiech mówiący, ''wszystko OK.''
-Ta... A z tobą? Coś nie tak?
Spuściłam wzrok.
-Nie. -Pokręciłam głową. -Jest doskonale. Dużo się stało... i stanie.-Dodałam cicho.
-Co masz na myśli?
-Musisz wszystko słyszeć?-Parsknęłam śmiechem. Ale spoważniałam.-Jeremy... Nie wiem, czy ty coś do mnie naprawdę czujesz, na razie mnie to nie obchodzi, a raczej... no dobra... bardzo mnie obchodzi, ale mamy jeszcze jutro. Potem... będzie tylko pożegnanie.
-Co... ty mówisz?-Spytał mrużąc oczy próbując mnie odczytać.
-Jesteś moim aniołem stróżem, z tego co wiem. I też, z tego co wiem, cierpisz kiedy ja obrywam, i w drugą stronę tak samo. Uwierz mi, musisz... się na jutro... wyłączyć ze świata. Poproszę Kate, by coś ci dała...
-Mów jaśniej. Co chcesz zrobić?!
-Jeremy...-Wzięłam jego twarz w dłonie.-Nie przejmuj się królową wredoty, ona sama daje sobie radę. Jestem córką Cerrie, najlepsza czarownicą na świecie. Jutro może mnie nie być już na świecie, ale... to będzie dla ciebie nowy start...
-Co ty pieprzysz?!
Pocałowałam go dość delikatnie, ale namiętnie. Zachowałam twardą minę z lekkim uśmiechem. Odsunęłam się od niego i poszłam do Kate.
-Kate...-Spojrzałam na nią, a ona wiedziała, co się dzieje.
-To jest... normalne... Ale... Matko! Nie moge cię zatrzymać...-Powiedziała powstrzymując łzy.-Traktowałam cię jak córkę, i przyjaciółkę...
-Przyjdę. Uwierz we mnie.
-Nie... Nie znasz żadnych mocy...
-Znam. Zobacz na to... -Uniosłam rękę i wypowiedziałam zaklęcie.
   Koło mojej ręki, pojawiła się blondynka. Wyższa ode mnie o dwie głowy, ładna. Spojrzała na Kate i uśmiechnęła się.
-Witaj Kate. Kopę lat...
-Cerrie...?! Jak...?!
-Znasz całą historię, wiesz, co ona potrafi. Pomogę jej pokonać Elevech.
Domyśliłam się, że imię pochodzi od demonologii, czyli demon, który podszywał się pod matkę Jera, nazywa się Elevech (czyt.Eleweh).
-Zniszczyłam miasto, przez tego demona, ona opętała dziewczynę, i ona mnie doprowadziła do zniszczenia miasta. Teraz czas na to bym się odpłaciła za to, że zostałam przeklęta przez Boga.
Zniknęła. Jakby, wsiąkła we mnie.
-Może już idź...-Powiedziała ze smutkiem i zaskoczeniem Kate.-Jeremyemu podam coś na zaśnięcie... za dwa dni się obudzi. Będziesz?
-Tak. Wrócę.
-Zabijesz ją na dobre...?
-Tak.
Odpowiedziałam. Poszłam z Kate. Byłam przy tym, jak Kate podaje wkurzonemu jak nigdy Jeremyemu, jakieś środki, potem czary mary... Odeszłam.
   Czułam jak rozrywają mnie od środka nieznane siły. Ale kiedy czułam, że umieram, zjawiła się moja mama. Podniosłam się, nie czułam bólu, czułam napływ siły. Ciężko walczyłam z demonem. Wystraszyła się. Ale El dalej nie dała za wygraną,
-Mówiłam, że cię zabiję. Jeśli ja mam zginąć, zginiesz ze mną. -Krzyknęła i przed tym, jak moja matka zaczęła podpalać ją od środka, dusić, zabijać, ja dostałam nożem w serce. Padłam na ziemię, krztusząc się krwią. Próbowałam zachować spokój, musiałam zrobić coś, co Jeremyego nie dotknie.
   Kate wiedziała co ma robić, kiedy podałam jej czary. Zerwała na chwilę kontakt z moim ciałem, z ciałem Jera. Nic nie czuł. Demon umarł, ale wiedziałam, że coś się stanie ze mną. Taki miała plan od początku. Moja matka jako człowiek, przeniosła mnie umierającą do Kate. Umierałam, dusiłam się, krew lała się i lała. Ja, byłam pewna że umrę. Zdałam sobie sprawę, że zabiłam demona, poznałam matkę, ale właśnie tracę osobe która jest dla mnie naprawdę ważna. Nazywa sie Jeremy Evest. Tak, jego pokochałam. Ale wiedziałam, że umrę. Więzi, między aniołem stróżem a drugą osobą, nie da się zerwać przez śmierć, przez czar. To jest wieczne. Nigdy to nie znika. Ta utrata kogoś, przez śmierć, bolała mnie najbardziej niż cokolwiek innego. Kate próbowala mnie ratować, potem czułam dotyk... który... leczył moją... ranę? Poznałam tą rękę. Był to Jeremy, spanikowany, ale coś mówił pod nosem.
-Będzie... dobrze... Jer... -Mówię krztusząc się powietrzem.-Kocham...Cię...
Zemdlałam.
   Kiedy się obudziłam, siedział przy mnie Jeremy. Nie wiedziałam, czy umarłam, czy to tylko wizja po śmierci, ale kiedy go dotknęłam zimną ręką, kiedy momentalnie znalazłam się w jego objęciach, w jego czułych objęciach, poczułam że naprawdę, ale to naprawdę, mam dla kogo istnieć.
   Dla Jeremiego.
   Dla kogoś, kto dosłownie skradł moje serce.
   Który nie da mi odejść tak po prostu.
   Nie pozwoli mnie skrzywdzić...
   Właśnie w nim, się zakochałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz