niedziela, 13 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Nie odzywałem się. Patrzyłem pusto w przestrzeń. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Czułem, jakby mgła spowijająca moje serce lekko się przerzedziła. Odwróciłem się i zerknąłem na Johanne... To imię... Spowodowało, że zaczęło mi się mieszać w głowie. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknąłem. Zobaczyłem, że stoi tyłem do mnie z zamkniętymi oczami i cała drży.
  Podszedłem do niej zatroskany... Dziwne uczucie. Dość dawno go nie miałem.
Położyłem jej ręce na ramionach i odwróciłem. Ściągnąłem brwi.
- Przepraszam... Ja już taki jestem. Lubię zabijać... Gwałcić nie bardzo, ale... To się raczej nie zmieni. - szepnąłem. Byłem zdziwiony, że przepraszam.
- Nie, nie jesteś taki. - powiedziała cicho. Widziałem, jak z trudem tłumiła łzy.
Milczałem. Nie chciałem jej jeszcze dobijać. Wiedziałem, że była dla mnie kimś ważnym... Ale wątpiłem, że się zmienię.
- Nie jesteś. - powtórzyła głośniej. - Udowodnię ci to.
Podniosłem na nią zdziwiony oczy.
- Jak? - szepnąłem.
- A tak. - odparła i przysunęła się do mnie.
Patrzyłem zdezorientowany w jej piękne, duże oczy.
Aż nagle mnie pocałowała.
  Coś dziwnego się ze mną stało. Gdyby to zrobiła każda inna - uderzyłbym ją. Ale ja przyciągnąłem Johnę do siebie jeszcze bardziej i pocałowałem mocniej.
  Zarzuciła mi ręce na barki. Jakieś urywki scen z przyszłości przemknęły mi przed oczami. Impreza. Głośna i duża impreza. Pijana Johanna opierającą mi się, ale wreszcie dająca za wygraną. 
  Popchnąłem ją na ścianę i pocałowałem z większym impetem.  Rozdarła mi koszulę, a na podłogę posypały się guziki. Gdy czarny skrawek materiału opadł na podłogę, zastanawiałem się co ja wyprawiam.
- Przestań... Doprowadzasz mnie do szału. - mruknąłem, gdy zaczęła mi wodzić palcami po torsie. Moje ręce jednak nie posłuchały głosu rozsądku i zdjąłem jej bluzkę. To było chore... I szalone. Poczułem silne deja vu. Całowałem ją po szyi. Nie chciałem dawać jej nadziei, że wróci ten Jerry z przyszłości. To było... Skończone. Teraz byłem kimś innym..
  Jednak nie mogłem się opanować. To było przerażające. Podsunąłem sobie nogą krzesło i upadłem na nie, ciągnąć na kolana Johanne.
  Gdy jeździłem po jej nagich ramionach, przypomniało mi się coś.
- Jennie...- szepnąłem z zastanowieniem, a ona z uśmiechem podniosła wzrok i pocałowała mnie mocniej.
 To byłem jak nie ja. W tym szarym pokoju, z jednym małym okienkiem, krzesłem, zakrwawionym materacem i drzwiami - tak się zachowywałem.
   Niestety, teraz było już za późno. Gdy usłyszałem brzdęk paska o podłogę, zdałem sobie sprawę, że dzieje się to naprawdę. Ostatnie, co zapamiętałem przed wpadnięciem w dziwne otępienie, to jej dwa palce na moich ustach.

  Zamrugałem gwałtownie oczami. Przed chwilą się obudziłem. Poczułem, że leżę na zimnej ziemi. Chyba w samych bokserkach. Gdzie ja byłem?
  Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jakaś dziewczyna trzyma głowę na mojej piersi, a jej ciemne włosy łaskotały mnie w brodę.
  Podźwignąłem się lekko na łokciu, tak, żeby jej nie obudzić.
Dziewczyna była... Całkiem ładna. Zasłaniała ją tylko moja czarna koszula.  W pomieszczeniu było... Dość chłodno.
  Dziewczyna się obudziła. Gdy tylko spojrzałem w jej zamglone oczy, wszystko mi się przypomniało.
Serce mi stanęło. To nie możliwe... - pomyślałem.
Nie czułem się tak naprawdę sobą. To ciężkie uczucie zła, które ostatnio cały czas mi towarzyszyło... Jakby nagle zniknęło...
 - Johanna.. - szepnąłem i przejechałem jej kciukiem po policzku.
Złapała mnie za ręke. Oczy błyszczały jej z szczęścia.
- No i co? Królowa wredoty ma jakieś uczucia, prawda? Nie zachowuje się "miło" tylko wtedy gdy się schleje.
Roześmiałem się cicho. Wszystkie wydarzenia z przeszłości, wracały do mnie powoli.
 Johanna wstała i usiadła na krześle. Wsunęła ręce w rękawy mojej koszuli i objęła się ramionami.
- Zimno. Wynośmy się stąd Jeremy.
Zagryzłem wargi i wstałem. Ubrałem czarne dżinsy i popatrzyłem w ręce.
- Johna... Ja nie wiem.. Ja nie mogę wrócić. Jeszcze nie teraz.
Popatrzyła na mnie z bólem w oczach.
- Czemu? Jeremy... Dlaczego?
Milczałem.
- No odpowiedz mi ty skończony idioto! - zacisnęła na krześle bezradnie ręce. - Nie jesteś taki jak oni wszyscy! Jesteś dobry! Dlaczego mnie nie posłuchasz?
- Bo mnie odnajdą i tak. - szepnąłem. - I nie tylko ze mną skończą, ale i z tobą. Ty musisz stąd uciec.
- A ty? - wstała i podeszła do małego okienka.
- Ja... Wrócę później... - szepnąłem.
Oczy zaszły jej łzami. Zacisnęła zęby i zwinęła palce w pięści.
- Nienawidzę ich!  - syknęła.
Milczałem. Podszedłem do drzwi.
- Musimy cię jakoś... Ucharakteryzować. Poczekaj.
Za nim zdążyła mnie powstrzymać, na zewnętrznej stronie dłoni, wyciąłem dwa "J". Johanna patrzyła na to przerażona.
  Podszedłem do niej i usmarowałem jej policzek krwią z ręki. To samo zrobiłem z szyją.
- Co ty robisz?
- Muszą pomyśleć... Że jesteś nieżywa.
- A więc muszę wykorzystać moje umiejętności aktorskie.
Uśmiechnąłem się lekko. Podarłem jej koszulę nożem.
- Szkoda. Lubiłam ją.
- Ja też. - zaśmiałem się cicho.
Rana powoli się goiła.
- Dobra. Idziemy.
Wziąłem ją na ręce i przerzuciłem przez ramię.
  Otworzyłem pokój i poszedłem przed siebie. Nikogo nie było. Wyszedłem przed budynek i skierowałem się do kontenera.
  Postawiłem ją na ziemi. Wziąłem jej twarz w dłonie i pocałowałem lekko w usta.
- Wrócę. - szepnąłem.
- A jak będziesz znów taki jak przedtem? - powiedziała cicho, a oczy zaszły jej łzami.
- Nie będę. - odparłem i rozglądnąłem się szybko. - Idź już. Stąd niedaleko do miejsca w którym cię znalazłem. Dasz sobie radę?
Skinęła głową.
- Idź.
- Wróć...
- Wrócę. - przyrzekłem jej, a ona z wahaniem odwróciła się pobiegła.
Odetchnąłem z ulgą. To było dla mnie dziwne. Przez parę tygodni mordowałem, biłem... A jedna noc, sprawiła, że wszystko się zmieniło.
  Czułem, że zostanę za to ukarany.
Gdy otworzyłem drzwi, Samuel i Zack - jego posłuszny "buldog" - stali i patrzyli prosto na mnie.
- No szczurku, chyba trochę przesadziłeś. Musisz zostać ukarany, tak? - powiedział udając słodki głosik.
Schyliłem głowę. Wiedziałem co mnie czeka. Nie próbowałem walczyć.
Zaraz potem poczułem silne uderzenie w szyję.
Jednak nie to najbardziej zabolało, tylko słowa Samuela.
- Łapcie ją. Nie może być daleko.
Osunąłem się na ziemię, modląc się by uciekła. Ja byłem silny. Wytrwam ból.
Jednak to co jej zrobią, jak ją złapią...
Zadrżałem i dzielnie przyjąłem kolejny cios.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz