poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Od Jeremiego

 Byłem zły. Nawet bardzo. Zerknąłem w lusterko. Moje zwykle bardzo jasne niebieskie oczy, teraz niebezpiecznie pociemniały. Johna chyba też to zauważyła, bo zamilkła.
  Gdy od strony drogi przez polanę dojechałem do namioto-domu i zatrzymałem się pod nim zgasiłem silnik.
- Jerry, ja... - zaczęła, a mi gwałtownie pobielały palce które cały czas ściskałem na kierownicy.
Nagle Johna się podniosła. Myślałem, że wyjdzie z samochodu, jednak ku mojego zaskoczeniu wgramoliła mi się na kolana.
  W pierwszym odruchu złości chciałem ją zepchnąć za to ćpanie. Jednak powstrzymałem się i zmrużyłem oczy obserwując jej ręce zbliżające się do mojego podkoszulka.
  Złapałem ją za nadgarstki gdy zaczęła go podnosić.
- Jesteś naćpana kochanie - powiedziałem cedząc dokładnie słowa. - Naćpani ludzie nie myślą realnie.
Johna westchnęła i z płaczliwym gestem twarzy popatrzyła na mnie.
- Dlaczego ty taki jesteś? Mam być cały czas grzeczną dziewczynką?
-  Sęk w tym, że ty zawsze jesteś niegrzeczną dziewczynką - po czym z westchnięciem przejechałem jej palcem po policzku. - Dopiero cię odzyskałem. Nie chcę znowu stracić.
- Nie stracisz... - powiedziała łagodnie.
Prawie zmiękłem. Jednak nie mogłem być taki pobłażliwy. Musiała odbyć kwarantannę bez moich czułości.
- Chodźmy już - mruknąłem. - Roxana się będzie niepokoić.
Nacisnąłem klamkę.
- Do diabła z Roxaną - syknęła Johna i nieoczekiwanie mnie pocałowała.
Jęknąłem z niemym protestem. Próbowałem oderwać jej ręce od siebie. Kara to kara...
A jednak była taka słodka i taka śliczna, że nie potrafiłem jej od siebie odsunąć.
 Pchnąłem drzwi i z Johną wyszedłem na zewnątrz. Choć był wieczór, słońce jeszcze przyjemnie grzało.
Ze śmiechem opadliśmy na trawę. Czy byłem szczęśliwy? Tak. Teraz. Ale wiedziałem, że jak wrócę do domu to nie będzie przyjemnie... Wyrzuty sumienia mnie zżerały. Zastanawiałem się co robi moja siostra i Chris...
  Jednak od myśli o nich odciągnęła Johna.
- Przestań.. - wymruczałem gdy jeździła mi dłońmi po klacie. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa... - w moim głosie brzmiała niema rozpacz, ale i... pożądanie?                                                           
- Cii... - szepnęła na chwile odrywając się od moich ust.
Westchnąłem. Raczej nie dałem rady wygrać z upartą Johanną. 
  Za to przewróciłem ją tak, że teraz ona leżała na plecach. Skubnąłem ją ucho i połaskotałem w nos zerwanym kłosem. Śmiała się radośnie. Starałem się nie patrzyć, na jej wielkie czarne tęczówki. Johna ściągnęła mi podkoszulek, a ja po chwili odpiąłem guziki jej niebieskiej koszuli.
  Nagle od niechcenia podniosłem wzrok na linie horyzontu i zamarłem z ustami na szyi Johny.
Nie wiedziałem czy mam omamy, czy wzrok mnie nie myli. Ale przed nami stała Roxana... Cała nabuzowana zaciskała pięści.
  Zażenowany, że wybrała sobie "idealny" moment na prawienie nam kazań szepnąłem szybko do Jenny.
- Zapnij guziki i zacznij mi coś opowiadać.
Zdezorientowana znieruchomiała.
- Co? - wykrztusiła patrząc mi w oczy.
- Szybko... - syknąłem patrząc prosto w oczy Roxanie. Miałem nadzieję, że scena będzie wyglądać tak, ze ona pomyśli  iż to co robimy, to głównie z mojej "winy".
Pochyliłem się do Johanny, niby całując ją, ale szepnąłem jej na ucho.
- Powiedz "Jer przestań".
Popatrzyła na mnie zdezorientowana, ale mechanicznie powtórzyła.
- Może już lepiej chodźmy... - mruknąłem i podniosłem się ciągnąć ją za ręke.
Teraz tak naprawdę "podniosłem" wzrok na nią i ze "skruchą" ubrałem pospiesznie podkoszulek.
 Johanna w tej chwili zobaczyła Roxanę. Zacisnęła wargi, a w jej oczach błysnęło coś, co świadczyło o tym, że już rozumie sytuacje.
Wściekła Roxana wycedziłam.
- Prosiłam was... Wiecie jakie niesie to za sobą ryzyko... Powinniście poczekać do ślubu, a Kate ma i tak sporo na głowie, by bawić wasze dziecko. Jeremy jako rozsądny mężczyzna powinieneś wstrzymać takie sytuacje. Twojemu ojcu, Joelowi byłoby za ciebie wstyd.
Chciałem mruknąć coś w stylu "przepraszam", zignorować Roxanę i zaciągnąć Johnę do auta, zanim wybuchnie.
 Ale już za poźno.
- Co ty sobie Roxana wyobrażasz?! Wiem, że masz nas "pilnować", ale jesteśmy prawie dorośli! To moje ciało i Jerry ma prawo mnie dotykać, jeśli sobie tego zażyczę! Może ja chcę mieć dziecko?!  - dodała wściekła, a ja omal nie wybuchłem śmiechem w głębi duszy. Mimo iż sytuacja była poważna, nie mogłem wyobrazić sobie Johny, która jako spokojna i ułożona matka, nie wydarłaby się na tłuściutkiego bobasa, który zwymiotowałby jej na bluzkę.
 Roxana nic nie powiedziała, tylko zwęziła oczy w szparki i powiedziała lodowatym tonem.
- Ja się wami opiekuje, bo nie jesteście pełnoletni i ja będę decydować, co będziecie robić. Potem mi będziesz za to wdzięczna Johanno, gdy będziesz mogła studiować, zamiast bawić dziecko będące wynikiem... Jak wy to mówicie? Aha, wpadki.
- Akurat! - prychnęła Johna pod nosem,  jednak Roxana już kontynuowała.
- Porozmawiam z Kate. Sprawa wygląda poważniej niż mi się wydawało. Myślę, że najlepiej by było, gdyby Johna mieszkała gdzie indziej, a ty Jerry gdzie indziej. No i oczywiście kontrolowane z dalszej odległości wasze spotkania...
Myślałem, że zaraz padnę. Czy ona się słyszała?! Johanna była zbyt zażenowana i wstrząśnięta, żeby się odezwać. Odwróciła się, chwyciła mnie za rękę i ruszyła do auta.
- Jedziemy Jerry - powiedziała twardo.
- W domu jeszcze porozmawiamy! - krzyknęła za nami Roxana.
Wsiedliśmy do samochodu. Johna przed jazdą mruknęła jeszcze
- Głupia małpa...
I tym razem zgadzałem się z nią w pełni.
Marzyłem, by ciotka Kate już wróciła, bo Roxana chyba pomyliła sobie obowiązki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz