wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Christiana

  Zły wlokłem lekko przyćmionego Jerry'ego przez chodniki ciemnego Nowego Jorku. Żałowałem, że tak daleko zaparkowałem samochód. Wsadziłem Jeremiego do auta i usiadłem obok.
  Byłem zdenerwowany po spotkaniu z Tessą, kuzynką Sashy. Chciała pilnie wiedzieć, gdzie ona jest. Zdziwiłem się, że psychiatryk nie wysłał jej żadnych informacji, ale nic na ten temat nie powiedziałem. Szybko przekazałem jej informację o psychiatryku i ulotniłem się zanim zaczęła zadawać więcej pytań.
  Wróciłem do stolika, ale zobaczyłem, że Lacey i Jerra nie było. Po chwili wypatrzyłem ich na parkiecie. Postanowiłem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i wyszedłem.
  Usiadłem niedaleko na jakimś murku i spoglądałem w rozgwieżdżone niebo. Impreza dopiero się rozkręcała, a ja miałem jej już i tak dość. Miałem ochotę iść po samochód i szybko pojechać do Akkie, aby sprawdzić co u niej.
 Zobaczyłem, jak Tessa wychodziła z lokalu. Zgarbiona poszła w przeciwnym kierunku, ale wolałem odwrócić się, aby mnie nie zauważyła.
  Sprawa z Sashą była.... Drażliwa i niefajna. Jednak nie mogłem wiecznie dusić w sobie wspomnień.
Byliśmy z Sashą dobrymi przyjaciółmi. Często głównie razem balowaliśmy na imprezach. Potem przyjaźń zaczęła się przeradzać w coś więcej. Spędziliśmy razem jedną noc. Jednak właśnie wtedy, odezwała się inna część mojej natury. Poważniejsza... Pragnąca czegoś innego.
  Czas mijał, a ja miałem coraz mniej kontaktów ze starą paczką i Sashą. Coraz bardziej skupiałem się na życiu domowym, Akkie i moją przeszłością. Dręczyła mnie sprawa matki i ojca.
  Aż pewnego dnia, gdy wujek był w pracy, a ciotka Elanor zabrała Akkie na zakupy, do drzwi zapukała Sasha. Nie czułem już żadnego podekscytowania, bijącego serca, motylów w brzuchu, ani nic takiego na jej widok. Widziałem, że stoczyła się bardzo na psy, a znajomi odsunęli się od niej. Już nie była Sashą - fajną dziewczyną imprezowiczką. Tylko Sashą - ćpunką, dziwką i chamską, pustą idiotką w opinii publicznej. Ja jak to piętnastolatek myślałem jedynie o swoim tyłku, może jeszcze o najbliższych. Sasha to był jednorazowy incydent. Ja jednak nadal darzyłem ją sympatią.
  Zdesperowana weszła do środka. Teraz już nie była nawalona. Chyba zdała sobie sprawę ze swojego życia.
- Jestem w ciąży - oznajmiła na wejściu.
Przerażony zachłysnąłem się powietrzem.
- Na pewno nie ze mną - powiedziałem wtedy.
To był wielki błąd. Sasha z łzami w oczach odwróciła się i pobiegła. Półtora miesiąca potem dowiedziałem się, że poroniła. Zaczęła popełniać próby samobójcze. Wiedziałem, że zabrali ją do jakiegoś psychiatryka...
  Dopiero niedawno dowiedziałem się, że przebywa w domu św. Henry'ego. To był szok dla mnie - zobaczyć ją po tylu latach. Jak zwykle jednak zachowałem chłodny mur obojętności.
  To było dziwne, że Tessa śledziła nas. Jej prawie najbliższa rodzina, nie wiedziała od dwóch lat w jakim ośrodku przebywa Sasha? To było podejrzane...
   Przerwałem swoje rozmyślania, zmęczony tym wszystkim. Głowa mnie rozbolała. Chciałem odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. To nie mogło  być moje dziecko... A Sasha już nie była Sashą... Teraz moim jedynym celem było... A raczej była - Akkie.
  Wróciłem na imprezę. Dochodziła północ. Postanowiłem odszukać Jerra i zabrać z powrotem do domu. Mógł stawiać opór - ale miał wybór. Jazda samochodem, czy spacer na nóżkach w blasku księżyca przez  paręnaście kilometrów.
  Całe szczęście, że napatoczył się akurat. Był jakiś dziwny, no ale trudno.
Teraz jechaliśmy samochodem. Jeremy wyczerpany zasnął na siedzeniu. Może i dobrze. Wyczuwałem, że coś się wydarzyło między nim, a Lacey.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, obudziłem Jeremiego. Mruknął coś i ułożył się wygodnie na siedzeniu zasypiając mocniej. Wzruszyłem ramionami. Jeśli chce spać w samochodzie, to proszę bardzo.
 Wszedłem do środka i z ulgą odkryłem, że Akkie śpi w swoim łóżku. A raczej leży. Miała otwarte drzwi.
Coś mnie skusiło. Podszedłem do niej i usiadłem na brzegu łóżka.
- Jak się czujesz? - zapytałem cicho.
Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem i zagryzła wargę. Wbiła wzrok gdzieś w sufit. Miała wrażenie, jakby chciała coś powiedzieć. Ja byłem szczęśliwy, że nie ma ochoty mnie teraz zabić. Oby tak dalej.  
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz