środa, 16 kwietnia 2014

Od Akkie

Walilam w drzwi wszystkim co miałam pod ręką. Puste butelki po winie były w kawałkach tak samo dwa krzesła, jedno wiaderko i kilka desek. Teraz uderzałam pięściami. Czułam że połamałam sobie palce. Wszędzie na drzwiach była moja krew. Nie obchodziło mnie to. Rana na ramieniu już się zagoiła. Musiałam się wydostać.
Nagle drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wpadła jakaś piłka? Pomyliłam się. Była to bomba wypełniona werbeną w gazie. Zielonkawa mgła rozeszła się po całym pomieszczeniu a ja kaszląc zemdlałam. Czułam jak płuca mi płoną.

***

-Gdzie... ja... jestem?-zapytałam pół świadoma tego co się stało.
Uświadomiłam sobie że byłam przypięta do jakiegoś łóżka. Wszędzie świeciło białe światło a ja byłam do czegoś podpięta.
-Spokojnie. Dajemy ci niewielka dawkę werbeny rozcieńczonej z wodą byś nie odzyskała sił.-powiedział jakiś facet.
Widziałam go pierwszy raz na oczy. 
-Co ja tu robię?-wyjąkałam.
-Posłużysz nam jako źródło informacji. Dostaliśmy anonimową informacje o tym gdzie jesteś przetrzymywana. Nie wiem kto nam wyświadczył takiej przysługi ale dziękujemy mu. 
-Co ze mną zrobicie?
-Wykonamy na tobie różne badania. Jesteś naszym królikiem doświadczalnym ale więcej wiedzieć nie musisz. 
Czułam ze tracę przytomność. Ostatnie co zobaczyłam to to jak wbija mi jakąś strzykawkę w rękę. 

***

-Akkie... Akkie..-słyszałam głod Arona.
-Co się dzieje?-zapytałam.
-Nie wiem gdzie jesteś. Co się stało?
-Nie wiem.. robią na mnie jakieś eksperymenty. Samuel wydał mnie jakimś lekarzom od siedmiu boleści. Nie wiem gdzie jestem oraz czy przeżyję.
-Będzie dobrze. 
-Aron.. nie będzie. Wiesz o tym.
-Akkie..
-Mogłabym cię o coś prosić? 
-Oczywiście.
Miał łzy w oczach. Ja też.
-W bazie w moim materacu jest schowany list. Znajdź Christiana.. wiesz którego. Opowiadałam ci o nim. Wręcz mu go. I.. Aron.. dziękuje ci za wszystko. 
-Akkie..
-Proszę...
-Dobrze. Uciekłem Samuelowi.. oni nie żyją... zabiłem ich. 
-Dziękuję mój przyjacielu.
Znikł. 

Odzyskałam przytomność. Nadal byłam w tym laboratorium. Pseudo doktorek coś robił przy stole. Miałam mdłości. Kręciło mi się w głowie. 
-Co.. mi podałeś?
-Werbenę, parę wirusów.. nie wiem. 
-Po co..?
-Nie ważne.-wziął z kieszeni dyktafon. -Obiekt 453699 jest gotowy do podania lekarstwa. Lekarstwa na wampiryzm. 
Przestraszyłam się. Facet podszedł do mnie ze strzykawka. Zamachnął się i wbił mi ja prosto tętnice. Krzyknęłam. Dziwny płyn wlał się do mojego ciała. Czułam potworny ból. Miotałam się jak najbardziej mogłam a przy tym krzyczałam. Straciłam przytomność... 



Minęły dni.. tygodnie.. lata a może wieki. Nie wiem. Po prostu w pewnym momencie otworzyłam oczy. Złapałam głęboki oddech. Żyję?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz