piątek, 25 kwietnia 2014

Od Jeremiego

 Siedziałem na kamieniu i puszczałem kaczki na wodzie. Z każdym razem rzut był silniejszy. Wreszcie rzuciłem tak, że kamień po paru odbiciach wpadł z głośnym pluskiem do wody.
 Z westchnięciem oparłem się o drzewo, które rosło przy kamieniu. Jaka ta miłość była głupia... Mimo, że nie widziałem Johny parę miesięcy, a to skomplikowane uczucie które do niej żywiłem nie gasło, ale wręcz rosło. Dziś miałem zamiar wybrać się do Kate, ale bałem się jak zniosę wieść o tym, że Johanna ma np. nowego chłopaka. Wtedy na pewno już bym się w nikim nie zakochał. Mimo, że chciałem dla niej szczęścia, to ja sam kochałem ją tak bardzo, że zrezygnowałem dla jej dobra z przebywania z nią i każda dziewczyna spotkana na mieście wydawała mi się nieatrakcyjna. Od razu porównywałem ją do Johny... Za rzadkie włosy, za krótkie nogi, za szerokie biodra, krzywe zęby... Johna była idealna. Nie dało się znaleźć takiej drugiej na świecie.
  Może powinienem zaciągnąć cię do jakiegoś wojska? Albo pozwolić mrocznym mocom się ściemnić? Może z biegiem czasu płomyk miłości by zgasł, a ja mógłbym być szczęśliwy.
  Postanowiłem przerwać te bezsensowne rozważania. Gdzie bez Jenny mógłbym być szczęśliwy? Bez tej wrednej i irytującej złośnicy, którą kochałem ponad wszystko.
  Nagle spomiędzy drzew wyszedł Chris. Był jakiś smutny i przygnębiony. Zrobiłem mu miejsce na kamieniu.
Z westchnięciem usiadł po chwili. Dobrze go znając, zapytałem.
- Co jest?
Christian nie odpowiedział, ale czułem, że chodzi o Akkie. Idealnie maskował emocje, a jeśli widać u niego było smutek, to na pewno o nią chodziło.
- Gdzie jest Akkie? - spytałem znowu.
- W domu.
- Zostawiłeś ją... samą? Wow, nie sądziłem, że cię na to stać Chris!
Christian zmrużył oczy.
- Ma opiekę.
Zaciekawiony zerknąłem na niego.
- Naprawdę? Ciotka Kate przyjechała?
- Nie. Przyszedł jej stary znajomy.
Uniosłem zdziwiony brwi.
- Rozpoznała go?
- Tak - odpowiedział Christian przeciągając słowo. Jakaś dziwna nuta się w nie wkradła - To jakiś czarodziej. Dobrze się znali.
Przyjrzałem mu się badawczo.
- Ciebie, który zrobiłbyś dla niej wszystko, zawsze z nią byłeś, nie pamiętała i nazywała mordercą, a jakiś koleś z różdżką przyszedł i w jednej chwili go rozpoznała? To jest dziwne. Nigdy nie rozumiem bab.
Ja wiem, nie jestem idealnym bratem. Ale Akkie to silna babka.
Chris popatrzył na mnie wobec siebie karcąco.
- On jej może pomóc. Widocznie bardzo go lubiła.
- Nie bardziej od ciebie - zauważyłem bystro. Chciałem go jakoś pocieszyć, lecz popatrzył na mnie tylko z wyrazem konsternacji na twarzy.
- Nie jestem zazdrosny o jej przyjaciela, albo kogoś więcej. Zależy mi na jej szczęściu, więc jeśli on chce jej pomóc... Nie widzę przeciwwskazań.
Powiedział to tak pewnie, że prawie mu uwierzyłem. Przechyliłem głowę. Christian zawsze był dla mnie zagadką. Jego mina wyrażała jedno, a myślał drugie. Z biegiem lat nauczyłem się rozróżniać jego prawdziwe emocje, ale tylko w minimalnym stopniu. Idealnie się maskował.
- Więc z jakiego powodu jesteś przygnębiony? - zapytałem unosząc brwi.
- Po prostu - mruknął - Jestem zmęczony życiem.
- Yhm - mruknąłem, ale nic nie dodałem. Gdy wrócił z Akkie znad jeziora, był radosny jak szczygiełek. Jego "zmęczenie życiem" spowodował raczej ten czarodziej. Westchnąłem. No to nie jestem sam w zawikłanych problemach uczuciowych.
- Ej no... - mruknąłem pojednawczo - Może nie przebywam 24 h z Akkie, ale przecież widzę, że ona cię bardzo lubi.
Christian spiorunował mnie tak wzrokiem, że żałowałem, że się odezwałem.
- Ile razy mam ci Jer powtarzać, że nie jestem o nią zazdrosny, ani nie denerwuje mnie ten człowiek? Pomogłem Akkie wyjść z dna. Teraz niech robi co chce  - powiedział. Jego ton był tak lodowaty, że wzdrygnąłem się lekko. Postanowiłem nie drążyć więcej tematu, bo w obronie własnej powiedziałby coś gorszego.
- Wracajmy.
Christian bez słowa podniósł się i poszedł w las. Szybko go dogoniłem. Oj oj, te uczucia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz