środa, 30 kwietnia 2014

Od Jeremiego

 Tej nocy zostałem u Johny. Położyłem się na kanapie, bawiąc się komórką. Martwiłem się o nią. Próbowałem dodzwonić się do Kate, ale niestety bezskutecznie.
  W drzwiach pojawiła się Jenny teraz już w czerwonej tunice. Znałem ją dobrze i wiedziałem, że przeważnie śpi/ nie śpi w ubraniach. Nie przeszkadzało mi jakoś to bardzo. Teraz uważałem to za miłą odmianę i gdyby nie fakt iż coś nieziemskiego zadawało jej rany, z pewnością nie nudziłaby się ze mną tej nocy.
   Podźwignąłem się i podszedłem do niej. Zajrzałem jej głęboko w oczy i delikatnie pocałowałem ją w usta. Wziąłem ją ostrożnie na ręce i ruszyłem w stronę kanapy.
- Ze szkła nie jestem... - mruknęła.
Rozbawiony pocałowałem ją w czubek głowy i posadziłem na sofie. Usiadłem koło niej. Włączyła telewizor. Skakała po kanałach znudzona.
- Nie ma żadnego gorącego filmu? - zapytałem zadziornie.
- Na co ci gorący film, jak będziesz miał realistyczne wydarzenie za parę dni?
Parsknąłem śmiechem. Złapałem ją za jasny kosmyk włosów i przejechałem palcem po jej ramieniu. Niestety, szybko się upomniałem i przestałem. Sytuacja była poważna. Ja miałem czuwać nad Johną, w razie gdy zaklęcie kolejny raz zaatakowało, a nie zabawiać się z  nią.
   Położyłem głowę u kolan Jenny. Po chwili zaczęła bawić się moimi włosami.
- Strasznie zarosłeś... - mruknęła.
- Chcesz żebym się zgoił? Nie będziesz miała wtedy za co ciągnąć w razie psychicznych wzlotów... - powiedziałem drażniąc się z nią.
Przewróciła oczami.
- Ale ogolić się już mogłeś - powiedziała jeżdżąc mi palcami po brodzie.
- Chciałem się upodobnić do Rumcajsa. No i ty miałabyś dodatkowy punkt do ciągnięcia... - mówiłem rozbawiony.
Johna postukała mnie teatralnie w czoło.
- Niestety... Pusto Jerry. W twojej głowie nie ma mózgu. Chociaż... jest, ale odzywa się tylko wtedy, kiedy chodzi o seks.
- A żebyś wiedziała - rzuciłem i poderwałem się usiłując ją załaskotać.
Lecz w tej właśnie chwili, gdy do tego się przymierzałem Johanna zgięła się w mój z sykiem wypuszczając powietrze. No to sielanka się skończyła.
   Całkowicie opanowany wstałem. Poważnym wzrokiem ogarnąłem sytuacje. Pewnym ruchem ułożyłem Johannę na kanapie i zabrałem jej ręce z brzucha. Podwinąłem tunikę i zobaczyłem wielką, czerwoną dziurę pod prawą piersią. Zagryzłem wargę, czując coś mokrego na swojej klacie  i szybko pobiegłem do łazienki. Całe szczęście, bandaże leżały na wierzchu. Wróciłem niemal na jednej nodze. Dopadłem do kanapy. Johanna zwijała się z bólu i jęczała cierpiąc. Ten widok okropnie poruszył moje serce. Mogłem żartować, mogłem podchodzić beztrosko do życia. Ale z pewnością popełniłbym samobójstwo, gdyby moja Jenny umarła...
  Znów zabrałem jej dłonie. Nałożyłem gazę na to miejsce. Powstrzymując drżenie rąk, uniosłem lekko Johne, obwijając gazę bandażem.
  Po chwili było po wszystkim, jednak zagrożenie nie minęło. Skulona Johna drżała. Resztkami sił złapała mnie za ręke.
- Jerry... Nie odchodź... - wyszeptała.
Pochyliłem się nad nią i z czułością zmartwiony odgarnąłem jej opadające na twarz włosy.
- Jestem tu Jenny... Kocham cię... Nigdy nie zostawiłbym cię na pastwę losu...
- Widzę... Widzę ją! Matka... Ja... ja nie chce... To jasne... Ja...
Zaniepokojony przyłożyłem dłoń do jej czoła i przeraziłem się nie na żarty. Było gorące... Poleciałem szybko do łazienki. Wybebeszyłem zawartość szafek. Wreszcie udało mi się odnaleźć termometr, za pudełkiem podpasek.
  Wróciłem do Johny. Po drodze szybko zgarnąłem koc i poduszkę z jej sypialni. W takim stanie nie mogłem jej przenieść. Podszedłem do Johanny. Uniosłem ją lekko, wsadzając pod głowę puchową poduchę. Okryłem ją też ciepłym kocem i szybko wsadziłem termometr pod pachę.
  Zmartwiony obserwowałem, jak robi się coraz bardziej mokra i drży. Coraz bardziej zniecierpliwiony i zdenerwowany czekałem aż termometr odmierzy gorączkę. Ignorowałem to, że plama na koszulce robi się coraz większa, choć rzecz jasna nie bolała tak bardzo jak ta Johny. Czułem się też jakoś tak słabo i sennie...
  Mimo to byłem aniołem i miałem dużo więcej siły niż niejeden z najbardziej odpornych ludzi. Termometr wreszcie zaczął pikać. Podniosłem go do oczu i zachłysnąłem się gwałtownie powietrzem.
40 stopni gorączki! Teraz wystraszyłem się nie na żarty. Zadzwoniłem do Kate, ale nadal nie odbierała... Wygrzebałem z pamięci lekcje na temat pierwszej pomocy i takich tam. Co tam było przy zbijaniu gorączki... Paracetamol!! To jest to... I chyba zimne okłady.
  Po raz wtóry pobiegłem do łazienki. Nie znalazłem w szafce paracetamolu, ale na szczęście był apap. Znalazłem jeszcze jakieś dwa małe ręczniczki, które pospiesznie namoczyłem wodą.
 Wróciłem pospiesznie do Johny. Położyłem jej ręczniki na kark i czoło.
- Pić... - wyszeptała.
- Pić... - pokiwałem głową i pobiegłem do kuchni.
Nalałem szklankę wody.  Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Nalałem do szklanki wody i wróciłem do Johny.
- Połknij to kochanie... - szepnąłem czule wkładając jej tabletkę do buzi. Podniosłem lekko jej głowę i przechyliłem szklankę z wodą do jej ust. Połknęła lek i piła łapczywie. Gdy wypiła prawie całą szklankę, opadła bez siły na poduszkę.
  Zmartwiony usiadłem na kanapie, co jakiś czas namaczając jej kompresy. Miałem nadzieję, że z tego wyjdzie... I Kate w końcu odbierze ten cholerny telefon. Chybabym nie przeżył, gdyby Jenny się coś stało... Straciłem już Akkie i Christiana... Nie wytrzymałbym nigdy straty Johanny...

































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz