niedziela, 27 kwietnia 2014

Od Christiana

  Serce mi pękało. Przynajmniej zdjęci mi kajdanki, więc mogłem zasłonić twarz.  Byłem załamany. Oczy miałem wilgotne, ale nie pozwoliłem sobie się rozbeczeć, jak ten najgorszy lamus i dać im satysfakcję.
- Jego też wezmę - powiedział jakiś facet - Będę miał cudowną parkę anielskich dzieci - zachichotał, a ja miałem ochotę dać mu w pysk.
  A potem oślepił mnie nagły strumień światła cisnący się mi w oczy.  Ogarnęła mnie nagła ciemność...
Jedyne co jeszcze widziałem spod zamkniętych powiek... to obraz Akkie... Szczęśliwej i uśmiechniętej...



                                                                      ***
Dwa tygodnie później

 Właśnie wracałem ze szkoły. Pod domem zobaczyłem mojego dobrego kolegę - Samuela - a zarazem kuzyna. Mieszkał obok. Jego zmarły ojciec Gregory, był bratem naszego ojca - czyli mojego i Akkie.
  Ostatnie przeżycia były dosyć traumatyczne. Dwa tygodnie mi i  Akkie przytrafił się paskudny wypadek. Wracaliśmy autobusem ze szkoły. Siedzieliśmy w tak feralnym miejscu, że po uderzeniu w głowę, oboje straciliśmy pamięć. Nie powiem, było to uciążliwe, ale nasz dobry i kochany ojciec pomógł nam wrócić do przeszłości.
  Mieszkaliśmy w Wyoming - jednym ze stanów USA. Dla mnie było trochę pagórkowato, ale dało się żyć. Nasz ojciec miał stadninę i niedawno z Akkie zaczęliśmy się uczyć jazdy konnej.
  Ogólnie ojciec był dziany. Nasza matka zginęła dwa lata temu spadając z konia na głowę. Podziwiałem ojca. Mimo tego wypadku nie pozbył się stadniny i koni, choć bardzo kochał matkę.
  Ją zastępowała nam nasza opiekuńcza gosposia - Dorothea. Była niezadowolona jeśli za mało zjedliśmy i zawsze pakowała nam mnóstwo jedzenia do szkoły. Ja byłem w drugiej licem, tak samo jak Akkie. Byłem od niej parę miesięcy starszy. Zadziwiało to wszystkich, jednak ojciec wytłumaczył mi, że urodziłem się w szóstym miesiącu, a Akkie siedem miesięcy potem - również jako wcześniak. Mimo, że byłem starszy pół roku, często znajomi nazywali nas bliźniakami.
  Z siostrą dogadywałem się dobrze. Czasem patrząc na nią, doznawałem dziwnego uczucia... Była bardzo ładna i miałem nadzieję, że znajdzie sobie odpowiedniego mężczyznę.
 Koło Samuela zobaczyłem Akkie. Uśmiechnąłem się szeroko.
Pomachałem do nich i przebiegłem prze ulicę.
- Czas Sam - poklepałem go po ramieniu. - Hej siostrzyczko. Na jaką okazję się tak umalowałaś? _ zapytałem może trochę złośliwie.
Samuel się roześmiał.
- Nie mogę wyjść na miasto? - powiedziała Akkie, po czym dodała widząc moją rozbawioną minę - Z koleżankami.
 Wzruszyłem ramionami.
- Możesz, możesz.
Akkie oddaliła się chodnikiem, a ja z Samem wszedłem do środka.
- Stary jeszcze nie wrócił? - oparł się o blat w kuchni.
- Widać nie - rzuciłem torbę na krzesło i nalałem sobie wody.
Miałem wrażenie, że Samuel patrzy się na mnie z triumfem, rozbawieniem i mściwym uśmieszkiem. Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się do niego.
  Jednak uśmiechał się do mnie normalnie. Chyba miałem jakieś urojenia...
Westchnąłem i wypiłem wodę.
- Nareszcie koniec tygodnia - zagadnąłem go, jednak stał się jakiś nieobecny myślami.
Wzruszyłem ramionami. Sam to Sam. Lubiłem go, ale zawsze coś mi w nim... Nie pasowało. Czasem były momenty, że byłem na niego niewyobrażalnie zły,  nie wiadomo z jakiego powodu..
 Skarciłem się szybko za moje myślenie. Żyłem w bogatym domu, a on był moim dobrym kolegom i kuzynem. Czasem... Fakt czułem się tu obco i miałem ochotę uciec... Ale to jest chyba normalne po takich wypadkach... Tak... Czy nie?























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz