poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Od Johanny

   Moja mama powiedziała, że muszę z nią odejść. Odwróciła mi pamięć, czyli, że pamiętam wszystko nie odwracalnie, ale muszę z nią iść. Odejść stąd. Właśnie teraz toczyłam z nią rozmowę, która nie miała chyba końca
-Mamo... Ja... Nie mogę...
-Chodzi ci o Jeremyego? Spokojnie, on i tak odejdzie. Uwierz mi.
Odwróciłam wzrok. Zacisnęłam zęby.
-Nie zapomnę o nim i tak czy siak.
-Wezmę ciebie, nie zapomnisz o nim, ale zajmiesz się czymś lepszym.
-Lepszym...-Powtórzyłam. -Dobrze. -Odpowiedziałam bez wahania.
-Aż tak szybko ci poszło? Nie płaczesz za tym że musisz go zostawić?
-Wiem, że... sprowadzam na wszystkich same kłopoty mamo. Jestem czarownicą, córką Cerrie, czarownicy, która jest przeklęta. Ja nie. Ale... wskazuje na to, że ja... Miłość nie jest dla mnie, przereklamowana miłość, nie wiem, po co ją jeszcze ''sprzedają'' jak nic się nie udaje.
-Zobaczysz, jak będzie ze mną.
-Nie wrócę?
-Wrócisz, kiedy ci powiem, że możesz. Nie chcę, byś była taka jak ja kiedyś. Chcę temu zapobiec.
-Dobrze mamo.-Odpowiedziałam.
   Starałam się byc twarda, jak zawsze.Nie mogłam sobie teraz pozwolić na lanie łzami, bo przez facetów nigdy nie płakałam, ale tego kochałam najmocniej na świecie. Jednak, jeśli mnie zostawił, nie będę mu stawała na drodze. Widać musiał to zrobić, chciałam wiedzieć dlaczego. Może nie powinnam?
   Moja mama zniknęła, a do pokoju weszła Kate, jakby... zagubiona? Spojrzała mi w oczy, wiedziałam, co chce zrobić.
-Sama potrafię wymazać sobie pamięć. Ale... Kate... Dam radę. Mogę o nim pamiętać, nie muszę o nim zapominać. Uwierz mi, jak wyjadę z moją matką... będę miała wiele rzeczy na głowie...
-Gdzie wyjeżdżasz?
-Myślę, że Paryż.
Kate spuściła głowę i podała mi skromną przepiękną bransoletkę.
-Nie... Kate... -Odmawiam prezentu.
-Johanna, weź to. W razie czego, możesz tu wrócić, jak będziesz czegoś potrzebowała.
Uśmiechnęłam się lekko.
-No i... w końcu masz siedemnaście lat... Wszystkiego najlepszego.
-Tyle dostałam dziś tych prezentów... -Mówię na siłę próbując się rozweselić.
-Zapomnisz o nim...? Prosił mnie o wymazanie ci pamięci...
-Dam radę. Uwierz mi, nie jestem taka, że nie pozwolę sobie czegoś zrobić... Ja... tylko sama potrafię o siebie zadbać. Zapomnij o mnie...
-Nie mogę.
-A więc wymazać ci pamięć?
-Nie ma mowy.
-Więc? Ty masz coś do gadania, a ja nie? Słuchaj, jesteś dla mnie jak przyjaciółka i matka w jednym. Ale teraz ja muszę zadbać o siebie. Jeśli coś usłyszysz, że coś się ze mną dzieje, to nie reaguj. Dowiesz się w czasie, o co mi chodzi.-Wstałam z łóżka ubrana, już wcześniej, i wyszukałam torbę spod łóżka.
-Jeśli... Jeremy będzie chciał wiedzieć czy wymazałam ci pamięć...
-Nie okłamuj go. Powiedz, że niech nie wymyśla.-Puściłam jej oczko.-Niech wie, że tak łatwo się ode mnie nie uwolni. Nigdy o nim nie zapomnę, żadne zaklęcia i czary tego nie wymażą.
   Spakowaną torbę w piętnaście minut zarzuciłam na plecy i chwyciłam telefon. Zadzwoniłam po Deinę. Dawno z nią nie rozmawiałam, ale wiedziałam, że jest ze mną jak zawsze. Po śmierci jej matki, zupełnie nie była sobą, ale myślę, że po roku, wróciła do zdrowia psychicznego.
-Deina? Przyjedziesz po mnie?
-A coś... nie tak?
-Nie, wszystko super. Tylko... wybieram się do Paryża, chcesz ze mną jechać?
-Jasne! Zaraz będę po ciebie... Ehm... Gdzie?
-Wjazd do lasu przy drodze na kierunek...
-Wiem! Będę!
Rozłączyła się.
-Pa Kate.
-Tylko mi się tu nie rozbecz.
-Nie płaczę. -Mówię.
-Zobaczymy. Pa młoda.
Kiedy usłyszałam samochód po kilku minutach, wyszłam i odjechałam. Tak po... tak po prostu.


   Po dwóch tygodniach starałam się nie męczyć, i zrobić to o co poprosił Kate Jeremy. Mam o nim zapomnieć. Stwierdziłam, że tak się nie da, po prostu nie będę o nim myślała. Deina, Sara i Toshiko, były dla mnie... nieodpowiednim towarzystwem, ale nie myślałam o tym. To one, a raczej Sara i Toshiko, wciągnęły mnie w zabijanie. Czary przydawały mi się do torturowania ludzi, Deina raczej nie przykładała do niczego ręki, była grzeczną dziewczynką. Wszystkie my byłyśmy czarownicami, zabawiałyśmy się bólem innych, a potem z uśmiechem na twarzy zabijałyśmy innych. Tak jak teraz...
-Yeah! Niezła moc!-Skoczyła podekscytowana najmłodsza Sara.
-Nie widzę w tym nic fajnego. Dziewczyna umarła! -Mówi Deina.
-Chrzanisz!-Zaśmiałam się i przybiłam piątkę z Toshiko.
-Ja do zabójstw ręki nie przykładam!
-I tak nikt nie zauważy!-Machnęła ręką Toshiko.
Uniosłam rękę i podpaliłam już martwe ciało.
-Ale się zajebiście pali!-Uśmiechnęłam się.
-Żałujesz, że jesteś z nami?-Zaczęła Sara.
-To raczej wy jesteście ze mną! Słuchacie się mnie jak psy.
-Zamknij się! -Krzyknęła Toshiko wlokąc jakiegoś nieszczęśnika za sobą. -Patrzcie kogo znalazłam! Przystojniak, może pokaleczymy mu buziuńkę?-Uśmiechnęła się na to Sara.
-Ja chcę to zrobić..-Mówię, i nachyliłam się nad przytomnym jeszcze młodym chłopakiem.
   Unieruchomiłam go i wyjęłam nóż z kieszeni. Powywijałam nim i przyłożyłam do jego twarzy. Bez słowa zaczęłam kaleczyć jego twarz, a on krzyczał przeraźliwie.
-Zamknij się...-Mruknęła znudzona Sara i kopnęła go w skroń z całej siły.
-Podpalamy i spadamy, nudzi mi się. Chodź do twojego mieszkania Johanna..
-Wracamy wszystkie do swoich domów. Jestem zmęczona, chcę pobyć sama!
-Dobra, ale daj mi go. Ja się nim zajmę. -Mówi Toshiko.
-Jasne, masz. Zaszalej. -Mówię i wsiadłam na motor.
Odpaliłam go i pojechałam do mieszkania w centrum. Dziewczyny pozbyły się ciał, a ja jakby... byłam sobą?Kiedy zabijałam, nie myślałam o niczym, tylko o śmierci i by zabić tą osobę, wymordować wszystkich, ale panowałam nad sobą. Przypomniał mi się Jeremy, ale zaraz przypomniałam sobie, że on nie chcę bym o nim pamiętała, więc zapaliłam papierosa, i usiadłam na wielkim balkonie obserwując rozświetlony Paryż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz