środa, 16 kwietnia 2014

Od Jeremiego

 Leżałem przygnębiony i bez życia. Ból który mi cały czas towarzyszył, był niczym w porównaniu z tęsknotą za Johanną. Nieświadomie kreśliłem literkę "J" na pościeli obok. Byłem wkurzony na ciotkę, że nie pozwala mi wychodzić z pokoju od tamtej utarczki z Christianem.
  Dowiedziałem się również, że Johny tu nie ma. Ciotka nie chciała mi powiedzieć dlaczego. Jęknięcie "Johanny" które oboje słyszeliśmy z jej dawnego pokoju, było tylko imitacją głosu z powodu moich silnych emocji i dużej, magicznej mocy w powietrzu - wyjaśniła ciotka.
  Jednak teraz to nie miało znaczenia. Najbardziej denerwowało mnie to, że nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jest Johanna, co się z nią dzieje i dlaczego nie mieszka już w "namioto - domu". Takie same pytania nurtowały mnie w stosunku do siostry. Widziałem, jak wyglądał Christian po utracie jej. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, jakby to była moja wina, że zamiast mnie, Samuel ma u siebie Akkie.
   Ja też się zresztą tak czułem. Wolałem być torturowany, niż mieć świadomość, że odebrałem ukochaną osobę najlepszemu kumplowi, jednocześnie prawie bratu. Choć często się żarliśmy z Chrisem, łączyła nas specyficzna, nieznana więź; sam też tęskniłem za Akkie i jej zadziornym wyrazem twarzy.
  Miałem dość już leżenia w łóżku. Wstałem do pozycji siedzącej. Syknąłem lekko i dotknąłem instynktownie żeber. Byłem aniołem i leczyłem się dość szybko, ale te rany po brutalnym katowaniu wciąż zostały, tak samo jak ślady wyrypane w mojej psychice.
  Nasłuchiwałem przez chwilę. Ciotki Katherine nie było. Szczerze powiedziawszy, zawsze ją wyczuwałem, bo pachniała dosyć... nieprzyjemnie. Mieszanka czarownicy i wampira - fuj.
  Nagle przez oczami przeleciała mi klinga noża wbita w czyiś brzuch. Wzdrygnąłem się. Nikomu tego nie mówiłem, ale nadal walczyłem ze swoją drugą naturą. Prawdopodobnie dzięki Jany, stałem się znów osobą w miarę normalną. Dzięki mocniejszym i istotniejszymi relacjami, które zaszły między nami, noc przed ucieczką Johanny i zaczęciem torturowania mnie - wróciły wspomnienia i na krótki okres przestałem czuć tylko i wyłącznie żądzę mordu.
   Jednak teraz, z daleka od Jennie, to prześladowało mnie coraz bardziej. Ciotka Kate nie była w stanie nic zrobić, za pomocą czary - mary. Ja musiałem ją odnaleźć!
 Zacisnąłem zęby wstając. To nieprawdopodobne, że biłem się wczoraj z Chrisem w takim stanie. Chyba tylko gniew i adrenalina zdołały zatuszować moje bóle.
   Narzuciłem na siebie bluzę, wciągnąłem czarne dżinsy. Już byłem gotowy do drogi, gdy nagle przybity usiadłem na krześle. Zakryłem twarz rękami.
  Jaki sens, miało szukanie Johanny o 1 w nocy? Mogła być wszędzie! Ślepo wierzyłem, że mój instynkt i fakt, że byłem jej stróżem doprowadzi mnie do niej.
  Ale teraz poczułem jakieś nagle zniechęcenie. Od razu zachciało mi się spać. Znużony opadłem na łóżko i przymknąłem powieki.
  Nie wiem ile spałem, ale nagle w uszach coś zaczęło mi piszczeć. Zdezorientowany ocknąłem się. 
Ostrożnie usiadłem na łóżku i rozejrzałem się. Zerknąłem na zegarek. Druga. Spałem równo godzinę? Coś było nie tak...
  Nagle zauważyłem jakieś rozmazane światełko między drzwiami. Zaintrygowany podszedłem do niego. I gdy już miałem je chwycić, rozmyło się. Instynktownie pchnąłem drzwi. Zdziwiony spostrzegłem kolejne niebieskie światełka. Nie byłem taki głupi i wiedziałem, że mają mnie gdzieś zaprowadzić. Ale kto je wyczarował...? I po co?
  Nieuważnie narzuciłem kurtkę. W lustrze w ganku zobaczyłem grymas bólu na swojej twarzy. Kiedy te cholerne rany się zagoją? Miałem ich już szczerze dość.
 Gdy wyszedłem z domu światełek nie było, jednak jakieś mocne pchnięcie instynktu kazało mi skręcić w stronę lasu. Kuśtykałem lekko, jednak nie poddawałem się i maszerowałem szybko i sprawnie.
  Po chwili wyszedłem na drogę. Nadal instynkt podpowiadał mi gdzie mam iść. Przeszedłem na drugą stronę i ruszyłem przed siebie.
  Nagle jakieś auto zatrzymało się koło mnie. Udawałem, że go nie widzę. Gdyby wyskoczył z niego jakiś facet, mógłbym wykorzystać scyzoryk, który zawsze nosiłem w kieszeni spodni, bądź któryś kamień leżący na poboczu.
  Ze zdziwieniem jednak, kontem oka zauważyłem, że była to kobieta. Skądś znałem te czarne włosy.
- Będziesz się tak gapił czy wsiadasz? - zapytała złośliwym tonem.
Zdezorientowany spojrzałem na nią.
- My się znamy?
Roześmiała się.
- Oczywiście, że tak. Przez to, że ty musisz sobie odpoczywać, ja muszę pilnować twojej szalonej i zwariowanej dziewczyny. Chociaż... Widzę, że musiałeś... Już chodzisz.
Przewróciłem oczami. Obszedłem auto i ostrożnie usiadłem obok niej. Zauważyłem, że chyba pękły mi szwy, bo na udzie z zewnętrznej strony pojawiła się plama krwi. Zacisnąłem zęby i przekręciłem się tak, aby zasłonić ją rękawem kurtki.
 Dziewczyna... Kobieta ruszyła. Zerknęła na mnie.
- Jeremy, nie ukrywaj tego, że leje ci się krew. Ja mam oczy koło głowy.
- Dziękuje za uwagę, ehm....
- Mara - mrugnęła i wyprostowała się na siedzeniu.
Parę minut jechaliśmy w dziwnej ciszy. Wreszcie zapytałem.
- Gdzie jedziesz?
- Do domu twojej ukochanej.
- Okej - mruknąłem, jednak moje serce wykonało nieoczekiwane salto do przodu. Kto by pomyślał? Głupia miłość. Po za tym nie myślałem, że pójdzie mi tak łatwo.
- Zaraz, zaraz... To ty byłaś odpowiedzialna za te płomyki?
- Fajne widowisko, nie? - uśmiechnęła się - Niestety Kate mnie zabije.
Przewróciłem oczami i zapatrzyłem się w linie drzew.
- Niezły mi nastrój zrobiłaś. Jak z Harrego Pottera.
- No nie? - roześmiała się.
- Szczerze powiedziawszy, obawiałem się, że zaraz zza rogu wyskoczy Voldemort.
- Oj tam, oj tam. Nie przesadzaj myszko Jerry. Ciesz się, bo zaraz przybijamy do apartamentu twojej kobiety.
Przewróciłem oczami. Bawiło mnie to trochę, że za każdym razem kiedy Mara mówiła o Johannie, dodawała tą jedną, nietypową końcówkę. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Czyżby wiedziała coś, czego ja nie wiedziałem?
  W każdym razie, uśmiechałem się na spotkanie z Johanną. Miałem nadzieję, że wszechwiedząca Kate nie podąży za mną i nie każe mi jak małemu chłopcu wracać do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz