niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Zwialiśmy stamtąd. Udało się. Ale coraz bardziej dręczyło mnie to coś. Miałem tak wielką ochotę się... zabić...
  Przymknąłem oczy. Pomyślałem o Johnie. W jednym momencie przed oczami stanęło mi jej piękne ciało i długie włosy - raz ciemne, raz jasne - zasłaniające ją, jednak pierzchnące na boki pod moim dotykiem. To coś siedzące we mnie wzdrygnęło się, ale zaraz wyparło jej obraz. Zacisnąłem zbielałe palce na oparciach. Co się dzieje?
  Christian cały czas zaciskał zęby. Współczułem mu. Ten incydent z tą "Sashą" i jeszcze Akkie która... raczej na pewno oszalała.
 Nagle zaczęła coś krzyczeć. Odwróciłem się przygnębiony.
- Nie... nie.. nie nie! Kuzyn! Kuzyn nie może! Odejdź! Nie całuj! Zostaw, zostaw! - piszczała w jakieś gorączce zasłaniając twarz. Była nieprzytomna, a mimo to...
- Christian, może... Jedź szybciej... - szepnąłem.
Niewidzialny głos w mojej głowie dodał "Tak szybko, abyś nas wszystkich zabił".
Zamknąłem oczy. Christian gwałtownie przyspieszył. W jego oczach szalała burza, która zmagała się coraz bardziej, za każdym razem gdy patrzył w lusterko na Akkie.
   Nagle z nieba zaczął padać nie wiadomo skąd siarczysty deszcz. A Chris jechał coraz szybciej, nie hamował nawet na zakrętach, choć droga robiła się coraz bardziej dziurawa i niebezpieczna.
 Wstrzymałem dech, jednak głos...  O dziwo damski głos krzyczał w mojej głowie " Szybciej, szybciej!".
Wbiłem palce w oparcia i zamknąłem oczy.
  Christian wpadł w poślizg, jednak nie panikował. Po prostu puścił kierownicę i patrzył przechylaną drogą, jak pędzimy prosto na jakieś drzewo. Zerknąłem w ostatniej chwili na Akkie. Leżała skulona, cała drżąc. Po chwili zaczęło nią rzucać, jak workiem ziemniaków.
 Ja odwróciłem wzrok i zobaczyłem miliony odłamków szkła pędzonych prosto na mnie. Głos teraz wiwatował z radości.
  Po chwili auto stanęło i przetoczyło się na bok, od strony Christiana. Grzmotnęliśmy z całej siły. Zamroczyło mnie, lecz nie straciłem przytomności. Ta dziwna siła nadal utrzymywała mnie przy życiu!
  Musiałem się wydostać z samochodu i wyjąć Chrisa i Akkie, zanim się podpali. I kto tu był... samobójcą?
Wypełzłem na trawę. Ledwo mogłem ustać na nogach, więc zaraz upadłem. Rękami mokrymi od krwi, brudziłem trawę zostawiając na niej ciemno brunatne ślady. Doszedłem pod drzewo i oparłem się o nie. Dziwna siła, nie pozwoliła mi iść po Akkie i Chrisa. Zamknąłem oczy, lecz zaraz je otwarłem.
  Ktoś przede mną zamajaczył. Wzdrygnąłem się, gdy rozpoznałem kto.  Zakrwawioną ręką poszukałem scyzoryka, przy okazji przecinając sobie jego ostrzem palca, jednak nie zważałem na to. Spojrzałem na zjawę.
- Odejdź! - syknąłem przerażony. Próbowałem wstać, lecz nie udało mi się.
Kobieta - moja NIE matka popatrzyła na mnie mrużąc oczy.
- Ty podły psie. Ja cię wydałam na świat, a ty...
- Nie ty. Moja prawdziwa matka, Teaurine Evest spoczywa spokojnie w grobie. Nie wiem kim jesteś, ale ją znałem 15 lat. Nie przypominasz jej, ani w połowie.
 Zjawa warknęła.
 - Obrażasz mnie! Nie ujdzie ci to płazem!
Podeszła do auta i ruchem ręki uniosła przez szybę Akkie. Ta z piersią do góry i głową odchyloną na dół, z bezwładnie zwisającymi członkami i rozchylonymi ustami. Zjawa przyciągnęła ją do siebie. Przybliżyła się, dalej unosząc przed sobą. Wyjęła nóż i przyłożyła jej go do szyi.
 - I co z teraz? - uśmiechnęła się szeroko.
- Zostaw ją! - krzyknąłem i poderwałem się.
Ledwo stałem, ale wezbrałem w sobie wszystkie siły. To w końcu moja siostra.
- Czemu by jej nie zabić? Jej wredna matka, suka, zawsze miała chrapkę na twojego ojca. Zręcznie wykorzystała sytuację, gdy był pijany na wieczorze kawalerskim i wślizgnęła mu się do łóżka.
- Widzisz! To jest dowód, że nie jesteś prawdziwą Teą! Matka nigdy by tak nie powiedziała! - krzyknęłem.
Zjawa nic nie powiedziała. Udała, że zerka na zegarek, po czym powiedziała.
- Nie mam dużo czasu, młody Evest'cie. Co mi dasz za to, żeby przeżyła.
- Wszystko... - szepnąłem zrozpaczony.
- Wszystko? Johannę też?
Zakryłem twarz zakrwawioną dłonią. I o to ktoś pierwszy raz w życiu postawił mnie przed taką decyzją... Siostra... Czy ukochana...?
Po chwili odpowiedziałem.
- Weź mnie.
- Brzmi kusząco, ale nie. Chcę zatruć tobą wszystkim życie. Jesteś moim manekinem myszko Jerry. Kiedy to wreszcie zrozumiesz?
- Ciotka Kate mnie z tego wyleczy - syknąłem.
Ona się tylko roześmiała.
- Nie wyleczy! Gdy stąd odejdziesz, nie będziesz pamiętał nic z tej rozmowy, oprócz najważniejszych szczegółów.
 Zgrzytnąłem zębami i cofnąłem się pod drzewo. Zakrwawionym palcem zacząłem pisać "opętanie". Może kiedyś tu przyjdę i sobie magicznym cudem przypomnę? Nigdy nic nie wiadomo!
Gdy byłem w połowie słowa, nic niewidząca zjawa powiedziała.
- Dziewczyna będzie żyć. Doceniam twoją odwagę. Jednak za to co zrobiłeś własnej matce... Przeklinam cię Jeremy Nathanie Evest'cie. Żadna kobieta nie będzie mogła cię pokochać jak mężczyznę życia. Inaczej... zginie - odparła uśmiechając się szerko.
Wargi mi pobielały.
- Ale Johna...
- Masz miesiąc, aby zniechęcić ją do siebie wystarczająco. Potem czar zacznie działać.
Załamany cofnąłem się.
- Nie zrobisz mi tego - wyszeptałem.
- Owszem, zrobię. Zniszczyłeś mi życie dostatecznie. Gdyby nie ty... Wszystko byłoby lepiej.Miesiąc Nie więcej. Oddaję wam córkę Elanor, jednak po nią też zwrócę się po miesiącu. I nie próbuj żadnych sztuczek - dodała widząc mój wzrok - Sama do mnie przyjdzie inaczej się zabije. Jestem potężnym demonem. Ja mogę wszystko, w przeciwieństwie do ciebie, marny aniele.
Cofnęła się i pchnęła Akkie na trawę. Zobaczyłem zmasakrowanego i słaniającego się na nogach Christiana, który zaszedł ją od tyłu. Próbował wbić w nią nóż. Niestety była zjawą. Tylko się rozpłynęła w powietrzu.
  Słyszałem jeszcze w uszach tylko "miesiąc, miesiąc, miesiąc". Opadłem na kolana. To nie mogła być prawda. Postanowiłem odłożyć tą sprawę i zachowywać się normalnie. Nie wierzyłem, że to może być prawda. Zakryłem oczy. Ciotka Kate na pewno mi pomoże... Na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz