wtorek, 15 kwietnia 2014

Od Johanny




   Leżałam na łóżku cała obolała. Po salonie krążyła Mara, trzymając w ręku kieliszek z winem patrząc na moje ciuchy.
-Ładne masz rzeczy...
Uśmiechnęłam się z ironią.
-Wiem.
Zaśmiała się i dalej oglądała moją szafę ciuchów.
-Pewnie połowy z nich nie nosisz, jak każda kobieta która ma zapełnioną szafę. -Dodała z rozmarzeniem. Chwyciła w dłonie sukienkę, i spojrzała na mnie. -Ładna. Mogę, no nie?
-Może nie stawiam wyglądu na pierwszym miejscu, ale ciuchy są dla mnie ważne.
-No, w końcu taka...
-Nie przeginaj. -Uśmiechnęłam się szeroko. -Na prawdę, musisz tu siedzieć i grzebać mi w rzeczach, chlejąc mi moje wino?
-Ja je kupiłam.
-Ale... Ty mi je dałaś.-Mruknęłam znudzona.
-A ciebie przypadkiem nie rozrywa z bólu księżniczko?
-Jak jaaaa cię nienawidzę. -Odparłam.
-A ja cię lubię.-Uśmiechnęła się.-Serio, masz charakterek.
-Ekstra, tylko że to LUBIĘ jest nie odwzajemnione.
-Nie zależy mi na tym, byś mnie lubiła. Wykonuję swoją pracę, córeczko Cerrie.
-Nie będę broniła swojej matki bo jej nawet nie znam.
-Ale będziesz taka jak ona! Przecież, jeśli demon się do ciebie dobierze...
-To trudno. -Odpowiedziałam wzruszając ramionami.
Zapiekł mnie policzek. Dotknęłam miejsce, które było nietknięte.
-No widzisz? Fajnie się czujesz, zakochana dziewczynko?-Uśmiech nie zniknął jej z twarzy a czarne włosy sięgające do pasa, związała w koka szybko i spojrzała na mnie.
-Zakochana? Możliwe, ale wolę to, niż rozwalanie miasta jak moja matka.
-Masz jej to za złe?
-Nie wiem. Taka była, nie zajęła się sobą, kiedy trzeba było.
-No tak, ale nie wiesz, czy ty taka nie będziesz.
-Przestań mi truć tyłek tym samym! Możesz wyjść?
-Nie, fajnie mi się z tobą gada.
-Lubisz mnie wkurzać, co?
-Tak, bardzo. Chcesz?-Nalała do drugiego kieliszka wina.
-Wolałabym fajki.
-Mogę ci załatwić coś lepszego.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
-No... To mi się bardziej podoba. Słucham?-Uśmiechnęłam się lekko.
-Chcesz, przyniosę ci, to sobie zapalimy fajki zajaramy popijemy, mini imprezka. -Klasnęła w dłonie rozradowana.
-Myślałam, że jesteś taka... Bardziej...
-Odpowiedzialna, trzymająca się zasad szefa... tralalala. Nie, po prostu lubię się czasem zabawić, ale czasem też jestem taka jak wymieniłam, jeśli chodzi o pracę. -Westchnęła.-Fajny ten twój Jeremy... Szkoda że zajęty.
-Powiedziałam, że zajęty?-Parsknęłam.
-No, zastanów się. Jesteś pod jego ''troskliwą'' opieką. Może i się nie lubimy za bardzo, ale jakiś honor i rozsądek mam.
-Fajnie, tylko że...
-Kochasz,kochasz, nie zaprzeczaj bo ci udowodnię.
-Jak?-Zaśmiałam się przez ból.-Prawda jest... że... Czuję to wszystko, te piekielne bóle... bo mu się w cale nie polepsza no nie?
Walnęła się na łóżko koło mnie i podała mi kieliszek z winem. Wzięłam łyka.
-No.-Kiwnęła głową. -Miej więcej.
-To miej, czy więcej?
-Słuchaj, Kate zabroniła mi pisnąć słówka. Bądź dobrej myśli.
-Mówisz mi to jakbym zaraz miała zajść w ciążę...
-A do tego ci daleko. Chociaż...-Zmierzyła mnie wzrokiem i zaśmiałyśmy się.
-Ile masz lat w ogóle?
-Osiemnaście. -Odpowiedziała. -Ale żyję troszkę dłużej.
-Jesteś aniołem, czy wampirem?-Spytałam ironicznie.
-No, to troszkę skomplikowane, jeśli chodzi o mnie. Nie ważne.
-Masz kogoś?-Spytałam.-Teraz ja ci robie wywiad.-Uśmiechnęłam się.
-Miałam, ale kiedy okazało się, że jestem w ciąży, odszedł.
-Zostawił cię samą?
-Był człowiekiem, to normalne u nich w świecie. Nie wiedział kim jestem.Na razie mam tylko mojego syna.
-Masz syna?-Wycedziłam zaskoczona.
-Tak.
-Wow. Tym to ty mnie zaskoczyłaś. Gdzie on teraz jest?
-Opiekunka się nim zajmuje, choć i tak jej za dużo płacę, nie opiekuje się Sebą jak powinna, ale nie mam innej możliwości go z kim zostawić.
-Przecież możesz przychodzić tutaj...-Mruknęłam biorąc kolejny spory łyk wina.
-No, ale lubisz dzieci?
-Nie.-Odparłam obojętnie.-Ale pewnie nie jest taki zły. Ile ma lat?
-Dwa.
-Fajnie.
-Dlaczego nie lubisz dzieci?
-Mam siedemnaście lat, nie śpieszy mi się, poza tym, nie mam ochoty Przeżywać tego płaczu, obowiązku bycia z dzieckiem... Nie, na razie sobie to odpuszczę. Mam zamiar najpierw pójść na studia, i w ogóle. Potem może pomyślę nad bachorkiem.
Uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek.
-To ja lecę. Jesteś bezpieczna od demooonów i tym podobnych, ochroniarze mają dziś wolne, masz spokój jesteś dziś wolna.
-I tak czuję się ''FANTASTYCZNIE''... -Mruknęłam.
-Spokojnie, za pół godziny ból zniknie.
Poszła. I miała rację, pół godziny i czułam się normalnie. Leżałam w łóżku i myślałam o tym, co dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz