czwartek, 10 kwietnia 2014

Od Johanny




   Byłam szczęśliwa? Nie. To coś zupełnie innego. Jestem zmęczona, ale nie jestem pewna niczego. Nie docierają do mnie fakty, powoli próbuję przywrócić rzeczywistość jak szybko jest to możliwe, lecz nie potrafię. Niczego nie byłam świadoma, wiedziałam tylko, że zostałam gdzieś przeniesiona, do innego pomieszczenia, jakieś głosy koło mnie pojawiały się i znikały, czułam się dziwnie przyćmiona. Zauważyłam, że nie leżę na stwardziałym łóżku, lub twardej podłodze. Leżę teraz na bardzo miękkim, dużym łóżku, przykryta po szyję kołdrą. Promienie słońca próbują mnie przebudzić, już im się to udało, aczkolwiek nie otworzyłam oczu. Nie chcę ujrzeć swojego masakrycznego stanu zdrowia, choć zdrowie psychiczne pewnie jest tak samo uszkodzone. 
   Słyszę kroki, zesztywniałam ale mimo tego nie otwieram oczu. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Wsłuchuję się więc w rozmowę, może się dowiem co się ze mną stało. 
-Co z nią?-Usłyszałam chłopięcy głos. 
-Jest nie najgorzej mimo tego z trudem udało mi się ją wyprowadzić ze stanu krytycznego. 
-Czyli nie jest w stanie nam pomóc?-A teraz odezwał się głos chłopaka, około 17 / 18 lat, tak mi się wydawało. 
-Jest, oczywiście. Odkryłam że jej ciało odpycha wszelkie skaleczenia i rany, ale mimo tego gdybyśmy jej nie znaleźli, skonałaby tam. 
-Kto ją tak załatwił? Jak myślisz ciociu?
-Nie mam pojęcia... Ale dziwne, że twarz jest nietknięta, tylko małe rozcięcie na policzku. Myślę, że to wampir, ktoś kto jej nienawidzi, albo ma na jej punkcie obsesję. Nie mógł to być Jeremy, o to się nie obawiajcie. Nie skrzywdziłby jej.
-Więc... pomoże nam?
-Poczekamy aż się obudzi. Wtedy stwierdze czy jest w stanie w ogóle normalnie funkcjonować. 
-Czy to jest możliwe, by nam pomogła od jutra?
-Ehm... To zależy od Johanny. 
   Chłopięcy głos który dobrze znałam należał z pewnością do Mike'a, ale reszta była mi kompletnie obca. Jednakże, kojarzyłam głos tego chłopaka. Był mi skądś znajomy. Potrzebują mnie, tylko co jest z Jeremym?
   No tak, nie widziałam go znów dość długo, czułam, że mijały wieki od kiedy go nie widziałam, ale to było tylko wrażenie, bo tak naprawdę widziałam go zaledwie kilka tygodni temu, o ile mnie pamięć nie zawodzi. 
   Ach, to dziwne uczucie kiedy przy mnie był, zniknęło już dawno, być może było to poczucie bezpieczeństwa odczuwałam?
   To fakt, przy nim czułam się jak najbardziej pod wielką skorupą ochrony specjalnej, ale straciłam ją kiedy zjawił się psychopata wampir i zaczął bawić się moim ciałem jak laleczką voodoo. Zaczęłam chcieć jak małe dziecko lizaka, ''Do Jeremyego'', było to śmieszne, ale nie dla mnie. Chciałam z nim pogadać, przez chwilę się pożreć a potem poczuć jego usta na moich, ale no po prostu za nim tęskniłam, nie wiem dlaczego, ale miałam takie uczucie. 
Usłyszałam kroki do pokoju, nie wiedziałam gdzie ja jestem, ale poczułam że chłopiec Mike zniknął, i ja zostałam sama w pomieszczeniu z rudowłosą kobietą. Otworzywszy oczy, ujrzałam bandaże na moich rękach, zaczęłam je nerwowo sciągać, zdrapywać... 
-Nie rób tego.-Uniosła rękę i moje ręce zatrzymały się jakby mnie zaczarowała.-Jak się czujesz?
-Gdzie... gdzie ja jestem?
-Jestem ciotką Jeremiego. 
-Z kim pani rozmawiała?
-Z jego bratem. 
-Aha... Co z Jeremym?
-Potrzebujemy cię by mu pomóc. Nie zadawaj na razie pytań, jesteś tu bezpieczna. 
-Chcę widzieć Jeremiego... -Mamrotałam. 
-Jesteś w szoku, do jutra dojdziesz do siebie. 
Kiwałam głową nerwowo cała w szoku. Jednak powoli wracałam do siebie, uspokoiłam się, i byłam już prawie sobą. 
-Co z moimi ranami... nie ma ich? -Spojrzałam na ręce.
-Nie. -Uśmiechnęła się.-Dzięki twoim mocom, zlikwidowałyśmy to co niepotrzebne. Na twarzy zostanie, ale zaraz zniknie. To co? Pomożesz nam?
-Mogę od teraz...
-Dobrze. Zaraz wrócę.
Wyszła, ja zostałam sama. Nie wiedziałam o co chodzi, ale dalej miałam w głowie echo ''Chcę do Jeremiego''. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz