niedziela, 25 maja 2014

Od Akkie

Minął miesiąc odkąd opuściłam Christiana. Pamiętałam cały czas tę chwilę kiedy w środę spakowana ze łzami w oczach opuszczałam dom. Od tamtego czasu może z 10 razy z nim rozmawiałam przez telefon. Byłam teraz za granicą. A dokładnie w Europie na Ukrainie. To tu doprowadziły mnie wszelkie tropy. Rozmawiałam z dziesiątkami ludzi. Większość z nich nie przeżyła przesłuchania. Nie wiem dlaczego ale miejsce pobytu mojej matki było wielka tajemnicą!
Dziś jednak czułam że to się zmieni. Wjechałam właśnie do Lwowa. Zajęłam pokój w hotelu i ogarnęłam się. Wzięłam długą i gorącą kąpiel. Brzuch miałam nawet duży. Jak na 4 miesiąc. Ciąża przebiegała normalnie (prawidłowo) co jakiś czas bywałam u rożnych lekarzy (nie miałam wyjścia ponieważ cały czas byłam w ruchu) i mówili że dziecko prawidłowo sie rozwija. A dokładnie dzieci. Miałam urodzić bliźniaki. Tak. Tylko nie chciałam wiedzieć ich płci. Bałam sie bo dwoje dzieci oznaczało jeszcze większy kłopot. Rozważałam nawet nad.. oddaniem ich. Ale.. to że ja teraz szukałam prawdziwej matki.. przyczyniło sie do tego ze nie chciałam tego samego dla nich. Jednak nie wiedziałam jak to dalej sie potoczy.
Wieczorem wyszłam na miasto. A dokładnie poszłam do pewnego baru. Kupiłam sobie wodę (ciąża = zero alkoholu) i rozglądałam się. Mój obiekt poszukiwań na szczęście pojawił się w budynku. Kupił sobie piwo i zasiadł do stolika. Podeszłam do niego.
-Witam cię Donatan.
-Znamy się?
-Jeszcze nie ale to może sie zmienić.
Wyszłam z budynku kręcąc biodrami a on poszedł za mną. Skręciłam w boczna uliczkę i tam na niego poczekałam.
Chwile luźniej trzymałam mu nuż na gardle.
-Gdzie jest moja matka?!
-Co?!
-Wiesz. Pewien eksperyment 19 lat temu 8 marca. Zabraliście dziewczynie.. wtedy 16 letniej Korze dziecko. Córeczkę. Rzucono na dziecko zaklęcie. Sobowtóra niejakiej Akkie Winchester.
-Cl.. to ty. Nie możliwe..
-A jednak.
-Ty powinnaś umrzeć.. w wieku 9 lat...
-Co?
-Nic.
-Gadaj!
Przycisnęłam bardziej nóż.
-Gadaj!!
-No dobrze... w twoim organizmie była trucizna która miała się uaktywnić w twoje 9 urodziny..
-Zachorowałam wtedy na białaczkę
-No własnie..
-Widzisz? Jednak wam sienie udało a teraz gadaj gdzie jest moja matka!
-Nie...
-Gadaj!
-Nie mogę!
-Zabiję cię.
-I tak to zrobisz..
-Zastanowię się.
-Jest tutaj..

***

Godzinę potem wyszłam spod prysznica. Musiałam zmyć z siebie krew Donatana. Miałam to co chciałam. Z samego rana postanowiłam złożyć mamie wizytę.
Jeszcze przed snem zadzwoniłam do Christiana.
-Hej kotek.
-Cześć...
-Spisz?
-Tak..
-Jejku zapomniałam ze dzielą nas godziny..
-Nie szkodzi. Co tam?
-A dobrze. Być może jestem bardzo blisko.
-A gdzie jesteś?
-Nie mogę powiedzieć.
-Kotem..
-Wiem skarbie ale po prostu nie chce byś w razie czego rzucił wszystko i biegł mi a raczej leciał na ratunek.
-A powiedz mi przynajmniej czy daleko jesteś?
-Bardzo.
Rozmawialiśmy długo. Prawie 5 godzin. Potem poszliśmy spać obydwoje.

***

Z samego rana ogarnęłam się i pojechałam do szpitala psychiatrycznego. Tak. To właśnie tam moja mama od 19 lat przebywała. Bałam sie że nie bedzie w stanie.. ze mną rozmawiać. Że mi nie uwierzy że jestem jej córką.
Kiedy dojechałam na miejsce stres mnie strasznie męczył. Weszłam do środka po chwili wahania. Tak daleko zaszłam. Nie mogę sie teraz wycofać.
Właściciel zakładu był zaskoczony że przyszłam złożyć wizytę... 35 letniej Korze Dimitruk- mojej mamie.
Zaprowadzono mnie do pokoju. Westchnęłam. Popchnęłam drzwi. W pokoju.. było ponuro. W krześle siedziała do mnie tyłem kobieta. jej długie włosy prawie dotykały podłogi. Były kruczoczarne. Kobieta była zwrócona w stronę ściany i wpatrywała siew obraz.
-Mamo?-zapytałam.
Kobieta drgnęła.
-Cleo..-odezwała sie po chwili zachrypniętym głosem.-Cleo. .daj mi spokój.. odejdź.. wybacz.. nie.. chciałam..
-Mamo? Jestem tu.
Podeszłam do niej i.. stanęłam przed nią.
Wyglądała pięknie. Jednak.. miała rozpacz wymalowaną na twarzy.
-Cleo.. to już 19 lat.. wybacz..
Ona mnie nie widziała.
-Mamo... jestem tu.
Dotknęłam jej. Drgnęła i spojrzała na mnie.
-To na prawdę ty?
-T...tak ma..mamo.
Łzy popłynęły mi po policzkach.
-Nie wyglądasz jak Cleo...
-Wiem. Pamiętasz? Rzucili na mnie zaklęcie..
-Skąd wiesz?
-Bo to ja jestem Cleo.
-Cleo? To na prawdę ty?
-Tak mamusiu...
Płakałyśmy oby dwie. Mama nadal miała rozpacz na twarzy... przytuliłam ja a wtedy.. zobaczyłam ciemność.. nie wiem co sie działo potem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz