piątek, 30 maja 2014

Od Jeremiego

  Tłum tańczących i rozgrzanych ciał otaczał mnie ze wszystkich stron. Dawno, dawno nie byłem na żadnej bibie. O dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. Teraz też nie byłem tu z powodu rozrywki tylko przymusu. Idąca koło mnie Lacey zerknęła na mnie. Szybko spuściłem okulary na oczy. Likatropy miały to do siebie, że rozpoznawały nas aniołów - po zapachu, jednak tu było tyle ludzi, że ich zmysł węchu nieco słabł - i po źrenicach, które u nas były odrobinę większe niż u innych istot/ ludzi.
  Zack oraz Marc i Oskar przekomarzali się za nami. Marc i Oskar byli bliźniakami, choć całkowicie się od siebie różnili. Marc był tym przystojnym, wysokim, gibkim i szybkim brunetem. Oskar niski, przysadzisty blondyn wyróżniał się za to w sile. Obu jednak łączyło poczucie humoru i dar do kłótni.
  Z nami wyruszył też Christian, na wyraźną prośbę szefa. Miał "wyniuchać" swoich "pobratymców". Całą bandą kierowałem ja. Nasza piątka miała wyszukać stacjonujące tu psy i wybić co do jednego. Żaden z nich nie był tym dobrym. Wszyscy działali na polecenie brata Woosley'a Scotta - Lucasa Scotta. Nie podobało mu się to, że anioły stoją u pełnej władzy wśród wszystkich nadludzkich istot. Dlatego zaczął przekabać wilki i tworzyć "swoje oddziały". Starał się powoli nas wybić, zaczynając od bliskich ważniejszych członków Fratrum angelis - bo taka była pełna nazwa naszego... nie wiem... bractwa? stowarzyszenia? zgromadzenia? W każdym razie wojska. Ulubieniec L. Scotta i jego zastępca który odwalał za niego całą robotę - Sam - upatrzył sobie moją narzeczoną. Denerwowało mnie to, jednak podejrzewałem, że tu nie tylko chodzi o to, ile Johna dla mnie znaczy, ale też o jego stosunki z nią...
  I właśnie dlatego tak przykładałem się do wykończenia tych kundli (bez urazy dla psów). Oprócz tego miałem jeszcze jedno zadanie. Po północy miałem się udać do mniej przyjemnej części budynku - szczerze powiedziawszy do burdelu. Lekko niepokoiłem się o swoją psychikę gdy tam się pojawię.  Miałem dość sporo nie zawsze przyjemnych wspomnień z takimi miejscami. Kobiety dosłownie wariowały na mój widok (nie żeby teraz było inaczej) i po jednym numerku wyobrażały sobie nie wiadomo co. Wspólną przyszłość, dom, dzieci... Ja się w to nigdy nie pakowałem. 
 - Jer? - wyrwała mnie z zamyślenia Lacey. Podniosłem wzrok i zobaczyłem ich. Cztery sztuki. Cuchnęli na odległość. Rozglądając się ukradkiem wtaczali się do męskiej z jakimś młodziakiem. Wiedziałem co zaraz się stanie więc kazałem się uciszyć reszcie i szybko podążyłem w tamtą stronę. 
Lacey patrzyła na Christiana, jakby martwiąc się o jego psychikę. Jednak sam Chris został niewzruszony.  Uznałem to za dobry znak i szybko wszedłem do środka wyciągając nóż.
  Tak jak myślałem pastwili się nad młodym chłopaczkiem. Jeden z nich, o mysich włosach kłapał zębami centymetry od jego szyi. Błyskawicznie rzuciłem w niego nożem. Trafiłem w serce, a on padł charcząc na podłogę.
 Zaczęła się walka. Bliźniacy zajęli się chyba szefem tej małej grupki. Zack wziął bruneta, a Lacey jakiegoś młodziaka. Po parunastu minutach walki, wilki leżały bez życia na podłodze. Lacey skurczysyn zadrapał w ramię. Chris właśnie zmienił się z powrotem w człowieka, bo walczył z nimi jako wilk. Oni nie zdążyli się przemienić i dobrze.
  Posprzątaliśmy szybko. Na drodze zadzwoniliśmy po karetkę i zostawiliśmy chłopaka na ławce. Po dobrze wykonanej robocie Zack i bliźniacy poszli do domu. Do Lacey ktoś zadzwonił i musiała pędzić. Cmoknęła Christiana w policzek. Nie uszło mojej uwadze, jak popatrzył jej w oczy. Może po stracie Akkie, miał jakieś szanse na nową miłość?
  Mimo mojego sprzeciwu Christian poszedł ze mną. Nie chciałem go tam wprowadzać, ale miałem jakiś wybór? Wróciliśmy do budynku i przeszliśmy chyłkiem na tyły budynku, gdzie powinien stać magazyn. 
"Powinien", lecz za kartonami było wejście do drugiej sali w podziemiach. Usłyszałem już głosy i inną muzykę dochodzącą stamtąd. Z ponurą miną, niechętnie minąłem je. Strażnikowi siedzącemu we sprytnym w głębieniu, mruknąłem nazwisko kobiety z którą miałem się spotkać. Kiwnął głową i przepuścił nas, choć podejrzanie przypatrywał się żółtym tęczówką Chrisa. On tylko wzruszył ramionami i ruszył za mną.
Gdy znaleźliśmy się na dole, uderzył mnie smród papierosów. Podniosłem wzrok. Pod ścianami, na satynowych, kiczowatych, czerwonych fotelach siedzieli najczęściej goście koło 40, liżąc się z młodymi dziwkami. Większość z nich oddalała się na tyły sali, gdzie przez korytarze udawali się do pokoi robiąc tam to i owo.  Zdegustowany odwróciłem wzrok od pary obściskującej się parę metrów ode mnie na ścianie. Nie miałbym nic przeciwko zwykłemu całowaniu młodych ludzi... Jednak to był stary, śmierdzący facet grzebiący młodej blondynce, palcami żółtymi od nikotyny i brudnymi w majtkach. I pomyśleć, że ja kiedyś przebywałem na takich "salonach".  
  Wkrótce potem zauważyłem kobietę, której opis podał mi Sebastian. Podszedłem pewnie. Czułem na sobie spojrzenia tych wszystkich dziewczyn. Poczułem się, jakby zaraz miały mnie zeżreć. Obiecałem sobie, że gdy się ożenię to będę wyjątkowo dokładnie eksponował obrączkę.
  Stanąłem obok fotela, patrząc pytająco na rudowłosą, czterdziestoletnią kobietę. Zilustrowała mnie wzrokiem i wciągnęła dym.
- No, no, no - mruknęła - Sebastian mówił mi, że nie jesteś brzydki, ale takiego faceta dawno nie widziałam.
Zignorowałem jej uwagę i usiadłem w fotelu. Christian stał opierając się o ścianę. Kobieta zerknęła na niego i również rzuciła uwagę pod nosem.
- Drugi ładniutki - mruknęła - Wy anieli zawsze tacy atrakcyjni jesteście... Choć z tego co widzę, to ty synku jesteś też wilkołakiem.
Christian wzdrygnął się i odwrócił wzrok. Rozumiałem go. Też nie byłbym szczęśliwy, gdyby wypominano mi, że już nie jestem sto procentowym aniołem, tylko jakąś dziwaczną mieszanką.
- No dobrze. Ale przejdźmy do rzeczy - powiedziała kobieta, której mina zrzedła, gdy zobaczyła, że jesteśmy tylko zażenowani jej uwagami.
Skinąłem głową i zaplotłem ręce.  
- Wiem, że masz partnerkę - powiedziała patrząc mi w oczy wściekle zielonymi oczami - A szkoda... - mruknęła, po czym kontynuowała - Przebywasz z nią bardzo dużo czasu... 
Przy jej następnych słowach, oczy otwierały mi się szerzej i szerzej.  
- Rozumiesz, to niezdrowo zwłaszcza, że należy do wrogiej aniołom rasy, która tylko w kwestii wilkołaków zawarła z nami sojusz.
A więc ona też była aniołem? Jednak to było jakieś chore. Że za dużo czasu spędzam z moją narzeczoną?! Miałem ochotę wstać i wyjść, lecz słuchałem jej nadal przybierając pokerową maskę.
- Sebastian i ja zdecydowaliśmy, że nie będziesz tak marnotrawił czasu, a ponieważ jesteś człowiekiem elastycznym dostaniesz do stróżowania pewną dziewczynę.
Myślałem, że gały wyjdą mi na wierzch. Christian też był zaszokowany. Przynajmniej okazywał teraz jakieś inne uczucie, niż obojętność.  Że ja marnotrawię czas?! Na Johnę?! Ta kobieta była jakaś pojebana! I to jeszcze Sebastian?! Jednak wiedziałem, że wszczynając bunt nie zrobię nic. Sebastian miał nade mną władzę absolutną, jak przywódca w sforze wilków. Wiedziałem, że Seba ma taką moc, aby zmusić kogoś do posłuszeństwa, niezależne od jego woli. Nie dysponował nią często, a jeśli już to bardzo rzadko.  Jednak był w stanie to zrobić...
  Zamknąłem oczy. Postanowiłem się opanować. Niech ta kobieta myśli sobie co chce, dla mnie Johanna jest priorytetem. Żaden rozkaz tego nie zmieni. Mogłem być na nogach 24 h. Mogłem? Mogłem.
- Co to za dziewczyna? - burknąłem jednak nadal podrażniony.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Spójrz za mnie. To ta czarnowłosa - mrugnęła do mnie.
Zaszokowany wypatrzyłem tą czarnowłosą laskę. Tańczyła na rurze rozbierając się powoli. Zachłysnąłem się powietrzem. Miałem stróżować dziwce...?! 
- To są jakieś żarty - zaprotestowałem wstając - Christian, idziemy.
Jednak nie uszedłem dwóch kroków, a usłyszałem lodowaty głos kobieciny.
- Jeremy, to rozkaz. Chyba, że chcesz by coś złego przytrafiło się twojej narzeczonej.
Zaszokowany odwróciłem się i w mgnieniu oka stanąłem za kobietą. Przyłożyłem jej nóż do szyi.
- Grozisz mi? - wysyczałem.
Ona tylko się roześmiała. Palcem odsunęła ostrze sztyletu. Odwróciła się i powiedziała beztrosko.
- Nie rozumiesz? Ona żyje, bo tak chce Sebastian. Bo wie ile dla ciebie znaczy. Gdyby nie szpiedzy od nas, blokowanie Sama, dawno by się przekręciła!
Znieruchomiałem zaszokowany. O czym ona pierniczy?

Kobieta wstała i stanęła przede mną. Rozgoryczony Christian patrzył na nią wściekły.
- Jerry, zechciej pracować, bo dla twojej Jen może to się źle skończyć. Jeśli puścimy Sama wolno, szybko ją dopadnie, a ty na rozkaz Sebastiana możesz nie znajdować się tam, gdzie ona - uśmiechnęła się złośliwie - Wybieraj.
Byłem wściekły. Co za babsztyl! A Sebastian?! Był przyjacielem mojego ojca i próbował odsunąć ode mnie Johannę! Ale czemu? Miałem już tego dość. Wysyczałem tylko wściekły.
- Niech będzie. Nie wiem czemu mam stróżować zwykłej dziwce, ale zrobię to!
Gdy odchodziłem, usłyszałem jeszcze jej głos.

- Olivia jest jedną z nas, jednak nie wie o tym. Wilkołaki chcą ją dopaść i jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Nic nie powiedziałem, a ona rzuciła jeszcze.
- Zaczynasz od jutra. Seba da ci jej adres.
Zmęczony wyszedłem z Christianem na świeże powietrze. Nie dowierzałem w to, co się stało. Chcieli mnie zabić, czy co...? Przecież na taką "osobę" śmierć czekała dosłownie za rogiem... Jednak nie chciałem przekonać się, czy groźba kobiety jest prawdziwa. Po prostu wsiadłem do swojego bmw z zamyślonym Chrisem, marząc mieć już w ramionach Johnę.




























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz