piątek, 16 maja 2014

Od Johanny

-Umarłeś?
-Tak. Ale ty też umrzesz.
-Nie. Ja nadal będę żyć. 
-Umrzesz kiedy będzie na ciebie pora. Śmierć lubi zaskakiwać.
-Kto cię zabił?Hmm?
-Twój aniołek.
-Haha! Widać nie jesteś taki dobry kiedy ktoś przyjdzie do ciebie skopać ci tyłek. 
-Czarodzieje od tego nie są. Walczą na odległość. 
-Ale i tak jesteś niczym, bo przegrałeś. 
-Anioł jest wyżej od czarodzieja. Myślisz, że każdy dałby radę będąc czarodziejem, na anioła. Który na dodatek nieźle walczy... Wie jak takich zabijać. Ale mam chociaż satysfakcję, że twój brat zdechł. -Uśmiechnął się i odszedł. 
   Stałam po środku lasu i rozglądałam się szukając ''wyjścia'' które powinno się zaraz pojawić. Jeśli on nie żyje, odszedł, a z tym wiąże się moje przebudzenie. Ciekawe ile spałam... Ciekawe jak poradzę sobie z utratą brata, na razie nic do mnie nie dociera, ale zacznie. Właśnie teraz musiałam wybrać. Jaką istotą chcę być... Na zawsze. Zrobię to dla siebie, zwykłe bycie nikim, jest dla mnie normą, a więc wybrać człowieczeństwo? Byłabym w takim razie niczym, pasuje to do mnie, prawda? Albo lepiej, należałabym do Nieustraszonych, to mi odpowiada. Super, kontynuowałabym dalsze treningi, zabijałabym tych co zagrażają życiu innych. Niezłe rozwiązanie...
   Znów poczułam nieprzyjemne uczucie. Bolała mnie głowa, a potem coś mnie dusiło. Nie wiem co, ale znów brakowało mi powietrza. Ponownie czułam brak tlenu, powinnam tego nie odczuwać, chyba że właśnie umieram, lub tracę ciało. Znaczy to, że... albo Jeremiemu coś się złego stało, albo po prostu moje ciało nie wytrzymuje już tego, co się ze mną stało ostatnio. Wybrałam człowieczeństwo, ale z tym wiąże się wiele kłopotów, i to, że właśnie takie zwykłe ludzkie ciało nie da rady z tyloma ranami. Wirus mnie opuszcza, albo już to zrobił. Moje ciało odpoczywa, ale czy nie powinno teraz postarać się na ten czas, kiedy się nie obudzę, pracować dalej? 
Poczułam się słabo, starałam się utrzymać w pionie, ale upadłam powoli tracąc przytomność. Starałam się nie zamykać oczu, nie wiem, czy mogę się obudzić... Czy dalej będę istnieć... 

   Otworzyłam oczy. Poraziło mnie światło lampy w pokoju, Kate uradowana jak nigdy skoczyła z radości i podekscytowania. Sprawdzała coś przy mnie, jakieś monitory... Bóg wie co jeszcze.
-Kate... -Szepnęłam.
-Tak?
-Mogę... wstać?
Zaśmiała się cicho.
-Nie, jesteś stanowczo za słaba. Wybrałaś człowieczeństwo? Niezły wybór, jedna z nielicznych. Trudno było podjąć decyzję?
-Nie... Jestem do niczego, pasuje to do mnie...
-Pieprzysz.
-Mogę wstać?-Ponownie zadałam pytanie.
-Johanna, nie.
-Kate, chcę wstać.
-Gwarancja jest taka, że po tym upadniesz.
-Do trzech razy sztuka... -Szepnęłam z zamkniętymi oczami.
-No...Dobrze... Jesteś strasznie uparta.
-Moje rany... zagoiły się?
-Tak. Jesteś czysta.
-Ekstra...
-Pomogę wstać...
-Nie. -Powiedziałam siadając i odgarniając długie blond włosy z twarzy.-Nie potrzebuję pomocy.
-Nie dasz rady...
-Dam. -Zapewniłam ją pewna siebie.
Wstałam, wzięłam głęboki wdech, ponieważ poczułam ból brzucha, to pewnie z głodu. Potem głowa, ale po kilkumiesięcznym leżeniu to chyba normalne, jeśli chodzi o ból głowy.
-Gdzie Jeremy..?-Szepnęłam poruszając się w stronę kuchni, trzymając się za biodro. Czułam jakbym dostała czymś ciężkim.
-Wróci zaraz. -Uśmiechnęła się.
Odwróciłam od niej wzrok siadając na krześle. Zasłoniłam dłońmi twarz, biorąc głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze z płuc.
-Jak się czujesz?
-Dobrze... Boli mnie... głowa... brzuch... I trochę biodro...
-Przyczyna bólu głowy jest zrozumiała, po prostu za długo leżałaś, a brzuch... pewnie z głodu. A biodro... nie mam pojęcia. Jesteś zmęczona?
-Nie... Głodna.
-Coś Ci zaraz...
Do domu ktoś wpadł, pośpiesznie zawołał Kate. Ona ruszyła w stronę, skąd dochodziło nawoływanie. Nie wróciła, ale słyszałam ułamek rozmowy.
-Zajmę się Chrisem. Da radę, będzie dobrze... Matko... Tobą zajmę sie najpierw... Chrisowi nic nie będzie, zaklęcie go utrzymuje.
-Co... z Johanną...?
-Jest w kuchni...
-Wstała? Może chodzić?
-Nie może, ale jest uparta. Zajmę sie tobą, potem Christianem, zrobię jej coś do jedzenia potem...
-Mogę do niej iść?-Spytał po chwili ''ktoś'' po chwili milczenia.
-Tak, idź. Twarz Ci się zagoi za kilka minut.
Usłyszałam kroki do kuchni. Nie chciałam ukazywać twarzy, bo wyglądałam pewnie jak monstrum. Ktoś stanął, odsłoniłam oko, by zerknąć kto stoi nade mną. Czułam czyjś wzrok na sobie, więc jak najszybciej starałam się zbadać tego ktosia, kto się na mnie gapi.
-Jeremy... -Szepnęłam i pośpiesznie wstałam tuląc go do siebie ostatkami sił.
-Kocham Cię...
-Tęskniłam... Nigdy tego nie rób, nie odchodź... Nigdy...
-Obiecuję...
Po chwili milczenia, mówi.
-Musisz leżeć...
-Nie.
-Idź...
-Nie. -Powtórzyłam z większym przekonaniem nie puszczając go z uścisku.
Byłam szczęśliwa, że w końcu jest ze mną. Nareszcie! Ile musiałam wyczekać, wycierpieć, by doczekać się tego wreszcie!
Mój brat nie żyje - To najgorsza wiadomość, bo zostałam już całkiem sama...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz