sobota, 17 maja 2014

Od Johanny

   Stoję znów, w tym samym lesie. Myślałam, że te sny, a czasem koszmary się skończą, kiedy wreszcie się obudzę. Ale do lasu nie trafiłam przypadkowo, po prostu coś mnie tu chciało ujrzeć, porozmawiać... To pewne, ale kto był tą osobą? Kto był tym czymś, co chciało mnie tu spotkać? Właśnie w tym lesie... W tym ponurym, wręcz bajkowym lesie, gdzie szare drzewa były dziwnie poskręcane, łyse, bez najmniejszego listka. W okół była gęsta mgła,to wszystko wyglądało jak z horroru. 
-Przepraszam, że cię tu ściągnąłem... wiem, że nie chcesz mnie widzieć, jak tego lasu... 
-Jasper...-Szepnęłam zaskoczona. 
Stał naprzeciwko mnie, podchodząc powoli. Cofnęłam się o krok, moje sny lubią zaskakiwać, zaraz mi tu wyskoczy jakiś wampir i skręci na moich oczach jego łeb, albo po kolei zacznie odrywać części ciała sprawiając mojemu bratu niewyobrażalny ból. 
-Boisz się?
-Nie... Nie ciebie. Raczej swoich... myśli... 
-Jestem tu, naprawdę. Nie jestem żadnym złym snem. Chciałem cię odwiedzić...
-Nie odszedłeś?
-Miałem, racja. Ale... nie mogę. Coś mnie trzyma. 
-Będziesz mnie... codziennie odwiedzać?
-Nie, wiem że sprawia ci to dużo bólu... widząc mnie martwego... 
Do oczu cisnęły mi się łzy. Starałam się je powstrzymać... Ale nie umiałam. Nie widziałam go, Bóg wie ile czasu, i nagle zjawia się kiedy leżę w śpiączce, mówiąc mi że został zamordowany... Starłam z policzka pojedyncze łzy. 
-Nie płacz... Proszę... -Szepnął.-Pamiętaj, że masz jeszcze Kate,Jera... 
-Tak, ale jesteś MOIM BRATEM! BRATEM! WIESZ CO TO ZNACZY?! Zostawiłeś mnie! Samą! Chciałeś zarabiać, dobra! Ale wpakowałeś się w coś, co jest naprawdę niezłym bagnem! Zabili Cię! Czemu!?
-Nic nie mogę powiedzieć.Będziesz w Nieustraszoności? -Zmienił szybko temat. 
Westchnęłam.
-Tak. 
-Nie boisz się ryzyka?
-Wiem... Mogę umrzeć... Ale Jeremy także, jeśli dalej robi to co robi... jest tak samo w moim przypadku...
-Jest aniołem, mu nic nie będzie, dla niego to zupełnie normalne.
-Aha. Czyli ja jestem człowiekiem, nic nie mogę zrobić? Siedzieć na dupie, i udawać, że moje życie jest takie... normalne? Jak u innych? Jeśli już znam to wszystko, zaczęłam się uczyć, będę to kontynuować. 
-Nie chodzi że jesteś jako człowiek gorsza. Chodzi o to, że masz większe szanse na śmierć... 
-Nie idę tam po to, żeby umrzeć. Idę po to, by się podszkolić...
-Równie dobrze sam Jeremy może...
-Ma swoje sprawy. 
-Rzucisz szkołę?
-Tak. Za trzy dni moje urodziny... Po urodzinach... mam osiemnaście lat. Koniec ze szkołą, pójdę do Nieustraszonych.
-Nie wiesz jak wiele tracisz. 
-Nie obchodzi mnie to. Chcę to zrobić. 
-Jak chcesz...-Mruknął zmęczony narastającą kłótnią o moje życie, i rozpłynął się w powietrzu.

   Otworzyłam właśnie teraz oczy. Przetarłam je i naciągnęłam na siebie ''skopaną'' na dół kołdrę. Do mojego pokoju nagle weszła Kate jak zwykle by sprawdzić czy jeszcze żyję.
-No, jak się czujesz?
-Kate, nie zadawaj codziennie teraz tego samego pytania.
-Muszę wiedzieć.
-Kate... Daj spokój. Jeśli coś będzie nie tak, to ci powiem.
Westchnęła i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Jest dwunasta, ile masz zamiar leżeć w łóżku?
-Nie wiem...-Mruknęłam zakrywając się po uszy kołdrą.
-Rozleniwiłaś się. -Uśmiechnęła się szeroko.
-Spadaj... -Odwróciłam się na jeden bok już roześmiana.
-Dobrze że chociaż humor się poprawił.
Wyszła. Po prawie godzinie zdrzemnęłam się, a do pokoju wpadł Jeremy. Czułam jak kładzie się koło mnie całując od policzka do szyi z czułością. Mruknęłam cicho i odwróciłam się do niego. Objęłam go i znów zamierzałam chyba iść spać i nie przerywać mojej drzemki.
-Jeremy...
-Hmm?
-Jak dojdę do siebie... To... kiedy nadejdzie moja osiemnastka skończę ze szkołą, pójdę do Nieustraszoności...
Przestał mnie całować i podniósł się na łokciu z niedowierzaniem.
-Wiem... To niebezpieczne..
-Jesteś człowiekiem, z tego co mi mówiła Kate. Nie chcę znów cię stracić...
-Ale tak samo, kiedy ty idziesz tam, ja też się o ciebie martwię. Też nie chcę cię stracić.
-To co innego...
-Wiem, jesteś aniołem. Ale... chcę to robić...
-Będziesz żałować.
-Nie prawda... -Szepnęłam.
Jeremy wiedząc, że i tak mi pomysłu nie wybije z głowy, wstał z łóżka.
-Idę zrobić ci ''śniadanie''. -No tak, była już za dwadzieścia czternasta, a ja jeszcze w rosole.
Kiedy wyszedł, wstałam i ruszyłam do łazienki. Doprowadziłam się do idealnego stanu co potrwało tylko piętnaście minut, starałam się nie ślęczeć w toalecie przez dobre pół godziny czy godzinę. Rzadko tak się zdarzało.
   Zauważyłam że coraz lepiej mi szło, jeśli chodzi o to normalne funkcjonowanie. Czułam się jak małe dziecko, które uczy się chodzić. Mogę się przewrócić, jeśli tylko zakręci mi się w głowie, dlatego Jeremy czasem starał się namówić mnie na noszenie na rękach od czasu do czasu, ale nie bywało tak często. Nie chciałam być noszona jak księżniczka, kiedy przechodziłam przed salonem zauważyłam Akkie. Siedziała na fotelu i płakała. Pamiętam, że coś stało się z Chrisem, rozumiałam Akkie... Było mi jej strasznie szkoda. Wiedziałam że go kocha. Oboje się kochają. Nie mogłam przejść obojętnie. Podeszłam do niej i usiadłam naprzeciwko niej.
-Akkie... wiedz, że ja przeżywałam to samo. Prawie. Będzie z nim dobrze...
-A co jak... jak nie?
-Akkie, musisz być dobrej myśli. To twardy facet... Ważne, że możesz przy nim być...
-Dlaczego mnie tak... wspierasz?
-Bo... Na twoim miejscu potrzebowałabym kogoś takiego, kto by mnie dobrze rozumiał. Potrzebowałam kogoś takiego, ale nie miałam... nikogo kto mnie rozumiał. Starałam się zatopić rozpacz w zabijaniu ludzi, w dragach... Ale uratowała mnie od tego wszystkiego myśl, że może go zaraz zobaczę. Rozumiem Cię, chciałam wtedy, żeby ktoś taki przy mnie był w takiej sytuacji...
-Boje się, że się nie obudzi...
-A ja bałam się, cholernie się bałam, że więcej nie zobaczę Jer'a. Ale wierzyłam, że może nadejdzie ten dzień, kiedy go zobaczę... wreszcie będzie jak dawniej.
-Czyli mam czekać? Ile? Miesiące?!
-Akkie, wierz mi... że na miłość taką jaka łączy ciebie i Chrisa, jest warto czekać. Ja czekałam na swoją, mimo tego że nie wiedziałam jak ja sobie poradzę. Dałam radę.
Po chwili milczenia przestała na moment płakać. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła lekko.
-Dziękuje... -Szepnęła.
-Nie ma za co. Jeśli będziesz chciała pogadać, jestem.
Wstałam i poszłam do kuchni.
Miałam częste wrażenie, że nie za bardzo lubiłam się z Christianem. Mieliśmy siebie nawzajem gdzieś, chyba. Akkie nie zasłużyła na takie cierpienia, zasłużyła na dobre życie, szczęśliwe. Nie wiem, dlaczego życie tak ją udupiło, w takiej sytuacji, poradziła sobie, za to można ją podziwiać. Po tych wszystkich rzeczach... Teraz to z Chrisem... Da radę. Wierzę w nią.
Zaszłam Jera od tyłu i objęłam go. Westchnęłam głęboko,  i pomyślałam sobie - No i co bym bez niego zrobiła?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz