czwartek, 15 maja 2014

Od Christiana

  Przechodziłem patrząc smutno na ciemną taflę wieczora i odbijający się srebrny księżyc w wodzie. Moje  czarne skrzydła falowały lekko targane wiatrem. Akkie była w domu i zajmowała się swoimi sprawami, więc wybrałem się na krótki spacer. Patrzyłem z jakąś tęsknotą w niebo. Trochę rozmawiałem z ciotką... Jeremym. Wiedziałem, że straciłem rodziców. Zapragnąłem się dowiedzieć co się stało... czemu umarli. Ostatnio co noc śniły mi się koszmary z urywkami wspomnień. I choć były różne kończyły się tak samo... bezradnością, rozpaczą i tęsknotą.
  Ostatnio moje życie zaczęło tracić powoli sens. Czasem nawet miałem ochotę się zabić, tak jak Jerry gdy myślał, że Johna popełniła samobójstwo. Czy ja bym postąpił podobnie? Na pewno.
 Usiadłem zmęczony pod wiśnią i nagle u wejścia na wysepkę jeziora, między drzewami zobaczyłem zakapturzoną postać...
 Cały się napiąłem, sięgnąłem po nóż który nosiłem ostatnio niezmiernie często. Lecz nagle postać postąpiła krok do przodu i odsłoniła kaptur, ukazując jasne włosy i znajomą twarz.
- Lacey... - wyszeptałem nie wiedząc skąd znam jej imię. Nie znajoma - znajoma otworzyła szerzej oczy.
- Pamiętasz mnie... Chris?
Podeszła bliżej z wahaniem. Na jej nagich ramionach zamajaczyły czarne tatuaże. Zwęziła oczy i spojrzała na księżyc.
- Piękny, nieprawdaż?
Skinąłem z milczeniem głową. Zaplotłem palce i wpatrywałem się w nie. Lacey po chwili przysiadła się do mnie. Po paru minutach zapytałem.
- Skąd ja cię znam?
- Byłam kiedyś twoją bliską przyjaciółką... - wyszeptała - Zawsze ci pomagałam i zawsze przebywałam blisko ciebie... do czasu - dodała z goryczą.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc.
- Czemu do czasu?
- Bo zawsze tylko jedna była u ciebie na liście w sercu...
Natychmiast skojarzyłem to z Akkie. Nie wiedziałem co w tej sytuacji mam odpowiedzieć. Podźwignąłem się i powiedziałem spokojnie.
- Myślę, że czas już wracać. Chodź Lacey, na pewno będziesz mogła u nas nocować.
Złapałem ją za ręke, lecz się wyrwała z łzami w oczach.
- Dla mnie nie ma czasu Christian. Straciłam to co było dla mnie najważniejsze. Ciebie...
Milczałem zaciekle patrząc w księżyc.
- Kocham cię Christian... - wyszeptała - A ty? Czujesz coś do mnie? - głos jej zadrżał, wyczuwalne w nim były skrajne emocje, a szczególnie nadzieja.
Nie wiedziałem co powiedzieć, by jej nie zranić. Cofnąłem się i zamknąłem oczy.
- Wybacz mi... Z całego serca cię przepraszam i błagam o wybaczenie. Ale ja zawsze kochałem tylko jedną...  Nie powinnaś była się we mnie zakochać...
Lacey jęknęła z rozpaczą i cofnęła się zaciskając wargi i pięści.
- Dlaczego ona? - krzyknęła, ale potem się opanowała chlipiąc cicho.
Z ogromnym bólem serca podszedłem do niej i objąłem ją. Płakała drżąc. Wziąłem ją na ręce, a ona bez słowa wtuliła mi się  w bluzę. Ruszyłem szybko do domu.


 Po drodze Lacey zasnęła. Ułożyłem ją w wolnym pokoju na górze. Zajrzałem do wiecznie warującego przy Johnie, wyczerpanego i przygnębionego Jeremiego, do ciotki Kate, która zlana potem ślęczała przy książkach. Ruszyłem do Akkie, ale dopadła mnie wcześniej przed schodami. Z lekkim uśmiechem pociągnąłem ją za rękę i pocałowałem.

http://24.media.tumblr.com/3a358aeb944f317f86c6826b93dce499/tumblr_mo8snsoRcZ1r9xerro1_500.gif

- Gdzie znów byłeś? - zapytała unosząc brew.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć z pokoju wyszła Ivy i udała, że wymiotuje widząc nas w objęciu.
- Akkie, pomożesz mi w zadaniu? - zapytała unosząc brwi.
- Jasne - powiedziała wzruszając ramiona. Wysunęła mi się z objęć i podążyła za Ivy rzucając mi przepraszające spojrzenie. Odwróciłem się i poszedłem do kuchni wrzucić coś na ząb.
  Sprawa z Lacey była przygnębiająca, jednak nie mogłem inaczej, no nie? Zrobiłem jeszcze kanapkę Jeremu, niech chłopina nie padnie tam z głodu. Współczułem mu tej sytuacji, jednak sam ledwo odnajdywałem się w tym wszystkim. Musiałem się zmobilizować i zacząć działać...




















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz