poniedziałek, 12 maja 2014

Od Jeremiego

 W salonie było coś... nie tak. Wspomnienia o Johnie zaatakowały mnie jak wściekłe pszczoły. Przez chwilę nawet poczułem jak mnie dotyka, całuje... A potem pokręciłem zły głową. Nie mogłem o niej rozpamiętywać...  Teraz miała nowe życie - miałem nadzieję, że szczęśliwe. A ja nie powinienem w nim być, aby jej go nie pieprzyć...
   Poszedłem do kuchni do Ivy. Ostatnio wróciła ze swojego obozu językowego, dlatego nie było jej dość długo w domu. Teraz zrozumiałem, że jestem okropnym bratem dla młodej. Usiadłem i przechyliłem głowę patrząc na nią.
Podniosła zdziwiona wzrok znad kanapki.
- Święci pańscy! Czy mnie wzrok myli, czy naprawdę Jeremy Evest przyszedł do swojej siostry, a nie do kogoś innego?
Przewróciłem oczami.
- Jak ci idzie w szkole smarkulo?
Wyzywająco podniosła podbródek. W takich chwilach bardzo przypominała matkę.
- Czemu już nie jesteś z Johanną?
- Masz chłopaka?
- Ile zaliczyłeś dziewczyn?
Zamilkliśmy oboje i zaśmieliśmy się cicho naszym bombardowaniem pytaniami.
- Okej... Po kolei. Ty pierwsza odpowiadasz - powiedziałem uśmiechając  się lekko.
- W szkole idzie mi średnio.
- Nie jestem z nią... bo tak się życie potoczyło.
- Mam chłopaka.
- Za dużo by policzyć, a ty po pierwsze nie mieszaj się w moje bardzo prywatne sprawy, a po drugie to nie są tematy dla ciebie.
Przewróciła oczami.
- Jerry, mam 14 lat?! Ja osobiście przestałam być dziewicą miesiąc temu. Pomógł mi w tym Zack.
Zdezorientowany poczułem nagłą falę gniewu. Wstałem i zacisnąłem zęby opierając się na rękach.
- Wiesz jaka to odpowiedzialność smarkulo?! - warknąłem zły - Chcesz wpaść jak Akkie?
Nie zdążyłem ugryźć się język. Było za późno. Oczy Ivy zrobiły się okrągłe jak spodki.  Otworzyła radośnie usta.
- Będę ciocią! - krzyknęła, a ja zirytowany chciałem jej zrobić wykład, gdy nagle poczułem czyjąś obecność w kuchni.
Wiedziałem już co się stało. Westchnąłem cicho i popatrzyłem na zdezorientowanego Christiana.
- Czemu masz być ciocią? - zapytał patrząc twardo na Ivy.
Odetchnąłem w duszy. A więc nie słyszał tego co powiedziałem.
Półgłosem szepnąłem do Ivy, że jeszcze się policzymy po czym skierowałem się do salonu z Chrisem.
Tam powiedziałem.
- Prawdopodobnie.... Johanna... jest w ciąży.
Wymówienie jej imienia jak zwykle sprawiało mi ból, albo coś w rodzaju gdy przy narkomanie na odwyku jakaś osoba chce go poczęstować. Miałem cholernie świadomość, że ta cudowna dziewczyna nigdy już nie będzie moja...  Co więcej, prędzej bym się zabił, niż zakochał się w jakieś innej kobiecie.
   W tej chwili jednak dobrze, że Chris stracił tą pamięć i nie wiedział, że od miesięcy nie jesteśmy razem.
 Złapał to, wzruszył ramionami i pokiwał głową. Czułem jednak, że nie do końca mi wierzy.
 Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tej chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
Zaintrygowany ruszyłem otworzyć.
W progu stała... Mara. Miała dziwny, mściwy, ale zarazem.. rozpaczliwy wyraz twarzy.
Bez przywitania jak torpeda  wpadła do środka i wymachując dramatycznie rękami powiedziała.
- Johna nie żyje!!
Nie wiem co się stało, ale poczułem okropne szarpnięcie w sercu i w płucach jakby kto mnie przydusił, tylko sto razy gorzej. Musiałem się oprzeć o ścianę, żeby przebywać w pionie. Drżącą ręką wyjąłem telefon ze spodni. Mara płakała, a Christian wstrząśnięty patrzył to na mnie to na Marę. Ja wybrałem nieobecny ciałem i prawie duchem telefon do Kate...
Po paru sygnałach odebrał ktoś inny.
- Gdzie Kate? - zapytałem prosto z mostu drżącym głosem.
- Na pogrzebie - odpowiedziała cicho jakaś kobieta.
Telefon upadł mi na podłogę z trzaskiem. Wszystko co do tej pory przechowywałem w sercu... naiwna nadzieja, że kiedyś się uda. Że Johna jest szczęśliwa, ale... nie zapomniała o mnie... A teraz? Wszystko się już rozpieprzyło w drobny mak. Ta waza której szczątki misternie sklejałem też zamieniła się w proch. Kate prawdopodobnie rozcięła na jakiś moment nasze połączenie anielskie. Pewnie za niedługo i tak umrę, przez jej śmierć...
  Jednak nie chciałem czekać. Prosto wyszedłem z domu, choć Christian i Mara coś gadali, a Ivy krzyczała... Postanowiłem udać się do bardzo niebezpiecznej i pełnej wampirów kwatery. Zaatakować i ich rozłościć...
 A potem... Wiadomo. Moi wrogowie sami mi pomogą, nie wiedząc o tym...
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz