czwartek, 22 maja 2014

Od Jeremiego

  Patrzyliśmy przez chwilę na siebie rozbawieni z Chrisem, a potem oboje wybuchliśmy śmiechem. Ja jednak postanowiłem się poprawić. Bawiła mnie Johna, gdy się tak zachowywała, bo naprawdę nie mogła widzieć rywalki w Lacey. Lacey rzecz jasna nie była brzydotą... ale nigdy nie patrzyłem na nią z tej strony. Po za tym Johanna zawsze była u mnie numerem jeden, bo była najpiękniejszą dziewczyną na świecie.
  Gdy wytłumaczyłem Christianowi, że Lacey prosiła mnie, abym dziś w robocie został dłużej i pomógł jej potrenować paru młodziaków, a ja się zgodziłem, poszedłem do swojego... a raczej już naszego pokoju (choć w domu były inne inne pokoje, jakoś nie mogliśmy ostatnio spać osobno). Uchyliłem lekko drzwi i zastałem naburmuszoną Johnę leżącą na łóżku. Przymknąłem drzwi i bezszelestnie położyłem się koło niej. Patrzyłem jak trzęsą jej się ręce, gdy zdenerwowana strzelała do jakiś zwierząt w grze. Jednak podejrzewałem, a raczej byłem pewny, że nie z gry brało się zdenerwowanie.
  Zsunąłem jej lekko ramiączko podkoszulka i pocałowałem ją w ramię. Jej ciało zareagowało na mój dotyk dreszczem i gęsią skórką, jednak Johna minę miała kamienną i nieruchomą. Zaczęła mocniej przyciskać klawisze, a na ekranie pojawiło się więcej krwi. Ja spokojnie kontynuowałem czynność, gdy nagle sfrustrowana Johna rzuciła komórkę na podłogę i zaczęła mnie całować. Objęła mnie mocno nogami i gwałtownie jeździła rękami po klacie. Zjechałem niżej i zacząłem całować ją po szyi.
- Czemu jesteś zła? - wymruczałem - przecież wiesz, że żadna, nawet Lacey nie jest taka cudowna jak ty.
Johna nic nie odpowiedziała, ale westchnęła z frustracją.
- Jesteś tylko mój - mruknęła zdecydowanie - Nie lubię jak ktoś się tak na ciebie patrzy...
- Strasznie się zazdrosna zrobiłaś - szepnąłem z rozbawieniem po szyi zjeżdżając niżej.
- To nie zazdrość... - zaczęła ale poddała się i wplotła mi palce we włosy - Po prostu nie chcę się tobą dzielić.
Zaśmiałem się.
- Nie dzielisz się. Jestem cały dla ciebie. Widzisz? - na potwierdzenie jej słów przysunąłem ją bliżej siebie i pocałowałem mocniej. Głaskała mnie po plecach, a po krótkim westchnięciu powiedziała.
- I tak nie lubię jak się jakaś tak na ciebie gapi... a szczególnie ta flądra. Źle jej z oczu patrzy.
Roześmiałem się. Johna uniosła dłoń i przyjrzała się swojemu pierścionkowi zaręczynowemu. Westchnęła cicho.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś... - wyszeptała - Nigdy bym nie przypuszczała, że to ze mną chcesz podzielić życie.
- To źle - odparłem - Oświadczyny to tylko przypieczętują. Bez ślubu czy z ślubem będę cię kochać tak samo.
- Więc po co się mi oświadczyłeś? - spytała marszcząc brwi.
Zaśmiałem się.
- Żebyś nosiła moje nazwisko.
Przewróciła oczami.
- I żeby nasze dzieci były ślubne - dodałem uwodzicielsko.
Johna uniosła brwi.
- Chcesz mieć... ze mną dzieci?
Zaśmiałem się.
- A czemu nie? - spytałem nawijając jej długi lok na palec - Rzecz jasna nie teraz... Ale może kiedyś..
Spojrzałem na nią poważnie. Johna westchnęła szczęśliwa i przytuliła się do mnie bardziej. Zerknąłem ponad głową na zegarek w telefonie.
- Muszę już iść - powiedziałem z wcale nie udawanym żalem.
Jenny posmutniała.
- Nie idź... - po czym wpadła na "genialny plan" - Albo zabierz mnie ze sobą.
Przewróciłem oczami.
- Od razu byś sprowokowała innych.
- Ale mam ciebie... - szepnęła z uśmiechem - Po za tym chce zobaczyć gdzie mój narzeczony pracuje - zaakcentowała dobitnie to słowo, teraz wyraźnie zadowolona z obrotu sytuacji - Przecież wiem, że nie jesteś byle jakim żołnierzykiem, tylko wyżej postawionym.
Przewróciłem oczami.
- No dobrze, dobrze. Chodź. Tylko jak ja coś powiem, uznajesz to za święte. Jasne?
- Yhm, niech ci będzie.

  Kate niezbyt pochwalała pomysł Johny i to, że się zgodziłem, jednak ja byłem bezradny. Johna była bardziej uparta i zawzięta niż osioł i nie mogłem jej zabronić. Całą drogę do kwatery, minę miała zawziętą. Nie mówiła mi, ale widziałem, że wzięła nóż. Uśmiechałem się lekko. Naprawdę myślała, że pozwolę ją skrzywdzić?
  Gdy weszliśmy do środka, Johna niczym myśliwy rzucała niespokojne spojrzenia na wszystkich, a inni robili to samo, tyle, że z ciekawością.  Podszedł do nas Zack.
- Siema mechaniku... Hej, fajną masz dziewczynę - powiedział prosto. Cały Zack.
Johanna uśmiechała się lekko, po czym pewnie podniosła ręke.
- Narzeczoną.
Zaskoczony Zack przeprosił i poklepał mnie po ramieniu.
- Gratulacje.
Przewróciłem oczami, jednak przyjąłem je spokojnie.
Po chwili już go nie było.
Prowadziłem Johannę do mojego pokoju, gdy na korytarzu drogę zagrodziła mi Lacey. Była w stroju ćwiczebnym i mierzyła wzrokiem Johnę. Do mnie powiedziała zaś.
- Dobrze, że cię widzę Jer... Ehm... Czy twoja dziewczyna nie będzie ci przeszkadzać? - zapytała spokojnie, jednak wyczuwałem w jej słowach jad. Co to się podziało z tą kiedyś cichą i przyjazną różową dziewczyną?
- Narzeczona - powtórzyła Johna z większą złośliwością podnosząc dłoń. Chciało mi się śmiać, widząc grobową, ale triumfującą twarz Johanny i zdeprymowaną i złą twarz Lacey.
- Nie, czemu? - zapytałem - Chwila, tylko się przebiorę - rzuciłem i pchnąłem drzwi do swojego "małego królestwa".  Miałem nadzieję, że się nie pozabijają.
Przebrany już w strój bojowy ruszyłem z Johną przy boku do sali treningowej. Lacey ponuro na nią łypała idąc niedaleko nas.  Wszedłem do sali z myślą, że to będzie mój ostatni trening przez dopadnięciem tego gnoja który skrzywdził moją siostrę.
 Jednak plan szybko się rozwiał, bo Lacey podniosła nóż i rzuciła pewnie z arogancja do Johny.
- Umiesz się tym posługiwać? - zapytała. Gdy Johna nie odpowiedziała, kontynuowała zaczepkę - Ach pewnie nie... Wy "nieustraszeni" potraficie tylko drapać... - roześmiała się, a ja niespokojnie zerknąłem na Johannę. Ja od razu zignorowałbym coś takiego, ale ona...
 Było za późno. Johanna ściągnęła bluzę i sprawnie wyjęła swój nóż z kieszeni.
- Zobaczmy, czy potrafię "drapać".
 Na gigantycznej sali ćwiczebnej pooddzielanej przegródkami wszyscy znieruchomieli, słysząc wyzwanie.
- Johna, opanuj się - syknąłem jej do ucha, ciągnąc ją do wyjścia, jednak wiedziałem, że to na nic. Wiedziałem, że z łatwością mogę ją stąd wynieść, ale ona nigdy by mi tego nie wybaczyła.
- Nic mi nie będzie - powiedziała patrząc i mrużąc oczy na Lacey.
Westchnąłem sfrustrowany i oparłem się plecami o ścianę.
Miałem nadzieję, że nie wyniknie z tego żaden galimatias. Byłem gotowy interweniować w każdej chwili.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz