środa, 7 maja 2014

Od Johanny




   Właśnie teraz nadeszła moja kolej w walce. Musiałam pokazać szefowi, że mi zależy, bo wiedziałam że ma zamiar mnie wylać, wtedy albo mnie zabije, albo trafię na ulicę i nie będę miała czego szukać nigdzie. Wtedy popełniłabym samobójstwo, bo nie miałabym po co żyć. Szefa nie interesuje życie nikogo tutaj. Mamy się zmobilizować, umieć walczyć jak nikt inny,potrafić władać bronią jak zawodowiec, znać się na wszystkim. Tutaj było szkolenie i nasz dom w jednym. Pokoje nie były wypasione, ale i tak są po to by mieć gdzie się wyspać, i się umyć.
   To nie była pierwsza walka, ale zwykle szef dawał mi takich, którzy byli nieźle wyszkoleni, najlepszych. Chciał zobaczyć, ile wytrzymam. Walki polegały na tym, że mamy się okładać aż jedna padnie z wyczerpania lub licznych ran. Można używać czarów, tego co posiadamy, ale ja nie wiedziałam wielu rzeczy. Jak zmieniać się w wilka,jak szybko biegać, połączyć wilkołaka i anioła. Nie miałam pojęcia o niczym, jeśli chodzi o inne istoty nadnaturalne. Nowych było zaledwie dziesięciu. A to już coś... Aczkolwiek musiałam się poprawić. Uczył nas gość o imieniu Drake. Cały wytatuowany wysoki, ok. dwadzieścia pięć lat. Był umięśniony, dla każdego był ostry. Właśnie przechodził koło mnie i obserwował to co miało zaraz się wydarzyć. Stanął koło szefa i kiwnął głową, mieliśmy zacząć.
-Dozwolone są narzędzia ostre. -Dopowiedział szef.
-Słucham? Seba, chcesz wszystkich pozabijać? Nie takie są zasady. -Zaprotestował Drake.
-Stop. -Uniósł rękę szef i spojrzał na Drake'a. -Ja tu ustalam zasady, a teraz je właśnie pozmieniałem.
-Jest dobra.Po co utrudniasz sprawę?-Ciągnie Drake spokojnie.
-Podajcie chłopakowi coś dobrego.
-A John bez niczego, tak?Nie przekreślaj jej od razu.
-Jest najgorsza.
-Nie, nie jest. Uwierz mi, nie patrzysz jak ćwiczy, jest jedną z najlepszych.
-To sprawdźmy jak unika takich ataków. -Kiwnął głową.
   Atakujący, czyli Fin, zaczął. Przypominało to trochę boks, ale Drake nauczył mnie kilku chwytów. Deina,jego ''dziewczyna'' także mnie obserwowała ze skamieniałą miną jak i wszyscy tutaj. Byli przerażeni, wiedzieli, że to się źle skończy. Kiedy zrobił pierwszy krok, wiedziałam, że w takim przypadku powinnam celować w słaby punkt najwyżej. Szyja...głowa... Nie mam czasu na analizę, muszę zacząć. Moja pięść trafiła idealnie w twarz, miałam niezłego kopa, ale lepiej celowałam i tak z pistoleta...
   Fin łatwo się wkurzał, nie mógł pozwolić, by położyła go dziewczyna. W takich przypadkach złapał za nóż, kiedy zadałam kolejne ciosy zanim zdążył wziąć w dłoń ostre narzędzie, prawie go powaliłam, ale nie tak łatwo było z Finem. Był dobry, najlepszy. Znałam słabe  punkty wszystkich, bez problemu mogłam ich położyć, ale żeby walczyć fair nie brałam żadnego narzędzia.
   Kiedy Fin starał się mnie jakoś zmylić, kopnęłam go w brzuch, kiedy się nachylił, kilka razy kolanem w twarz. Jednak on dalej stał, ale z trudem trzymając w dłoni nóż. Przewalił mnie z rozbiegu, i unieruchomił. Dostałam kilka razy nożem w brzuch, w różne miejsca. Odepchnęłam go z niewiarygodną siłą, tak, że poleciał na koniec sali i trafił plecami o betonową ścianę. Szef nie spanikował, na jego twarzy malowała się radość, a na twarzy Deiny przerażenie. Nie czułam bólu, nauczyłam się go hamować, a więc łatwo przychodziło mi nie pamiętać o tym, że z niewyjaśnionych powodów Jeremy mnie zostawił. Nie wiem gdzie jest,dlaczego to zrobił, telefon zawsze miałam przy sobie, może zadzwoni...Ale nigdy tak się nie stało, a od jego odejścia minęło już naprawdę sporo czasu. Wysyłałam do niego jedną wiadomość co dwa tygodnie, może mi odpisze. Tylko o to mi chodziło, niech choć raz, jedno słówko...literkę... Ale nie. To już chyba między nami koniec - Tak stwierdziłam kiedy tydzień temu trenowałam w sali Obrony Specjalnej.
   Moje pokaleczone ciało było kilka razy dźgnięte nożem, nie wiedziałam czy z tego wyjdę, może i to nawet lepiej? Mialam wrażenie, że coś mnie kuje w środku, przeszywa mnie całą, tak jakby dreszcz... który przechodzi wewnątrz mnie po wszystkich narządach. Okropne, ale nie był to z pewnością ból.
-Zabieramy ją na salę.-Zarządziła Deina.
-Nie. Sama sobie da radę. -Mówi Drake.
-Nie, nie da. Bierzemy ją, bez operacji umrze.
   Było tu kilka sal, które były przeznaczone do operacji naprawdę poważnych ran, jednak moje nie były. Mogłam je zahamować, krwawienie tak samo, ból już mi się udało, to wszystko umiałam, tylko Deina i tak mi nie pozwoli, uwielbia grzebać ludziom w środku, operować, dla niej to była przyjemność.
-Dostała w żebro.
-Dostała wyżej?-Mówi zmartwiona Deina.
-Tak, widać to tutaj, jedno tutaj, a drugie... O matko...-Odsłonił ktoś moją czarną kurtkę, jaką mieli wszyscy Niezgodni. Nagle ruszyłam na jakimś niewygodnym łóżku lekarskim.-Dostała w serce!
-Nie widziałeś tego?!
-Dopiero teraz odsłoniłem kurtkę.
   Nic nie słyszałam potem... Nie wiem, czy przeżyję, może nie... Albo nie wybudzę się z tego, w co się właśnie wpakowałam. Dla mnie to lepiej, nie chcę wracać do świata, gdzie nie ma Jer'a. W mojej wyobraźni tylko on istnieje, ale nie są to realia. To koniec między nami, przestanę się zadręczać, o co mu poszło. To koniec.-Pomyślałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz