wtorek, 27 maja 2014

Od Jeremiego

  Nie chciałem, żeby moja narzeczona robiła za przynętę. Ale miałem jakieś inne wyjście? Nie. Sam chciałem dorwać tego gnoja. O niczym tak bardzo nie marzyłem.
  Jednak dostaliśmy wiadomość, że Sam wyjechał na parę dni i plan dorwania Johny lekko się oddalił, a jednak ja zawsze byłem w pogotowiu. Miał wrócić tydzień - dwa po nowym miesiącu.  I dobrze. To znaczy, że wyjechał, broń boże nie że wraca! Ja oczywiście się go nie bałem - no bo co taki wyrostek mógł mi zrobić?
  A jednak nie rezygnowałem z pracy. Ciągnąłem Johnę za sobą, albo chodziłem tam wszędzie gdzie ona - jednak mimo swoich wrodzonych anielskich zdolności, państwo nie wypłacało mi żadnych zasiłków. Każdy zarabiał na siebie, ja ewentualnie na siebie i Johnę, gdy jej brakowało, bo u niej w pracy niezbyt wiele jej płacili.  W sumie u mnie też - ale dało się żyć i się odkładało.
- Jerry, zamierzasz nigdy nie spuszczać ze mnie wzroku?
- Wolałbym wersję bez ubrań - mruknąłem rozbawiony.
Johna przewróciła oczami i poprawiła się na drewnianym fotelu bujanym przewracając kartkę książki.
- Jak zwykle nigdy cię nie opuszcza poczucie humoru.
- A jak? - zapytałem śmiejąc się - Zapamiętaj, humor może cię uratować nawet przed śmiercią.
- Dobra, dobra - mruknęła. Po paru minutach poderwała wzrok znad kartek. Zamyślony śledziłem kopulację dwóch ptaszków i od tego interesującego zajęcia oderwała mnie dopiero Johna.
- Jeremy?
- Hm? - mruknąłem, a potem dodałem rozbawiony - A gdzie "kotku", "misiu", "skarbie".
Johna ukrywając śmiech zignorowała moją uwagę, jednak zdanie zaczęła od przyjemnego przymiotnika.
- Kochanie... - urwała patrząc w moje roześmiane oczy - Jaką miałeś średnią... Jak jeszcze chodziłeś do szkoły.
Podrapałem się w brodę udając zamyślenie.
- Hm...  Kiedy to było... Chyba w drugiej gimnazjum.
- Nie skończyłeś gimnazjum? - zapytała ze śmiechem kręcąc w głową.
 Wzruszyłem ramionami.
- A czy ja wiem? Poziom nauczania i ludzie w każdej klasie byli tacy sami.
Johna kolejny raz wzniosła oczy ku nie mu, a ja odpowiedziałem na jej pytanie.
- Chyba dwa... - widząc jej zaskoczoną minę dodałem - Nie no żartuje. Jeden i... coś tam wyżej.
Oczy Johny były szerokie.
- Jer, jesteś aniołem! Twoja inteligencja jest parę razy wyższa niż innych!
- Czuję się mile połechtany - zażartowałem, jednak potem dodałem wzruszając ramionami - Nie chciało mi się uczyć. Przez moją "inteligencję parę wyższą niż innych" przechodziłem bez nauki.
- Ech... Czym ty mnie jeszcze zaskoczysz - mruknęła kręcąc głową i wróciła do lektury.
Wstałem i pocałowałem ją w głowę.
- Jeszcze wieloma sprawami - mruknąłem po czym dodałem głośniej - Od następnego razu....
I nagle mruknąłem gdy usłyszałem przerażający krzyk. Było już ciemno. Piękny jasny księżyc świecił nad drzewami. Ptaki poderwały się w tej samej chwili do góry. Spojrzałem zaniepokojony na Johnę. Oczywiście, nie mogła tego słyszeć, bo wybrała człowieczeństwo.
  Jednak ja słyszałem. I od razu rozpoznałem krzyk swojego przyjaciela i kuzyna - Christiana.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz