piątek, 30 maja 2014

Od Christiana

  Siedziałem pod ścianą przygnębiony obserwując Lacey, Theresę i Jeremiego. Właśnie przekomarzał się z tą drugą.
-  Jeśli jesteś taki idealny, to pokaż mi jak to zadanie wykonuje mistrz - odpyskowała Tessa na prośbę Jera, żeby przeszła tor przeszkód. Jer zachował kamienną minę, jednak widziałem, że zgrzytał zębami. W sumie rozumiałem go. Nie miał najlepszej nocy, a w dodatku dziś znów musiał iść do tego burdelu.
Postanowiłem mu towarzyszyć, w tej jakże trudnej noszącą pełnej niebezpieczeństw wyprawie w postaci gorących, napalonych na niego striptizerek. Nie wątpiłem w jego miłość do Johny, jednak gdyby się napił... alkohol robi różne rzeczy z ludźmi, a szczególnie z Jerrym.
   Gdy Jeremy ściągał bluzę, podniosła mu się koszulka spod spodu odsłaniając umięśnioną klatę i wyrzeźbiony brzuch na którym od pępka do paska czarnych jeansów ciągnęła się stróżka ciemnych włosów. Lacey uniosła brwi patrząc na to. W oczach Theresy zobaczyłem podziw, fascynację... a nawet podniecenie? Inne dziewczyny ćwiczące w innych kontach sali też zerknęły, a potem gdy każda napotkała wzrok drugiej rumieniły się. Zaśmiałem się cicho.To trwało tylko parę sekund, a Jeremy zdaje się nic nie zauważył. Rozpoczął tor. Tessa przybrała hardą minę niegrzecznej uczennicy, jednak podejrzewałem, że podoba jej się Jerry. Nie chciałem uświadamiać boleśnie dziewczyny, że dla niego istnieje tylko jedna kobieta, z którą pewnie za niedługo ożeni.
  Jeremy zwinnie przetoczył się, pod ostrzami które na przemian młóciły powietrze, zaledwie metr nad ziemią. Potem szybko dobył sztyletu i wbił go w prosto w prowizoryczne serce pędzącej maszyny imitującej jakiegoś potwora, choć gdy się bliżej przyjrzeć był to wilkołak. Drgnąłem lekko, jednak obserwowałem zmagania mojego kompana. Wsadził sobie ostrze między zęby i skoczył wysoko łapiąc się liny. Jego umięśnione ręce napięły się. Podciągnął nogi nad drewnianą, wysoką przeszkodą. Potem lina niespodziewanie pękła, a Jerry błyskawicznie wysunął skrzydła i z gracją opadł na podłogę, jednak to nie był koniec zadania. Jer uśmiechnął się lekko, gdy z trzech tron nagle nadleciały drewniane stwory. W jednej chwili nie wiadomo skąd Jeremy dobył noży i pistoletu. Dwa powalił sztyletami, trzeciego pistoletem. Potem przetoczył się na wąskiej kładce nad jakąś nieznaną, dziwną substancją której pochodzenia nawet nie miałem ochoty wstać. Wykonał jeszcze wiele innych ćwiczeń. Poruszał się płynnie z gracją, ale zarazem szybko i zwinnie jak gepard. Na sam koniec ukłonił się teatralnie ze śmiechem i schował skrzydła, jednak w ogóle nie był zmęczony.
  Potem kazał powtórzyć Theresie to co on zrobił. Jeszcze zaskoczona tym jak wykonał ćwiczenie przystąpiła opornie do toru przeszkód. Trwało to 3 razy dłużej, a gdy wreszcie skończyła, była zmęczona, ubrudzona jakąś mazią i podrapana gdzieniegdzie.
Gdy przekomarzali się jeszcze, moje myśli znów skupiły się na Akkie. Poczułem bolesne ukłucie w sercu. Dzięki obojętności jakoś wychodziłem pomału z kiepskiego stanu. Lacey mi pomagała i czasem miałem wrażenie, że może kiedyś... zastąpi Akkie. Ale potem gdy zostawałem sam, bez jej wesołości, uśmiechu i zrozumienia w oczach... Wiedziałem, że to nigdy nie nastąpi, bo nie potrafiłem wyrzucić Akkie ze swojego serca.
  Zapragnąłem znaleźć się w lesie, w sforze. Sebastian i Woosley zdecydowali, że sam mogę wybrać. Szczerze powiedziawszy lepiej czułem się wśród wilków... Tu napotykałem tylko ciekawskie, a czasem wręcz wrogie spojrzenia. Nie czułem się jak u siebie, wręcz przeciwnie... Za to tam w lesie... W tej dobrej sforze. Każdy mnie rozumiał, po za tym podobało mi się, że pomagamy każdemu, bezinteresownie. Polityka wilków - tych dobrych - różniła się nieco niż aniołów. Oni problem widzieli w złych - wilki zaś problem wiedzieli też w dobrych.
  Dyskretnie wyparowałem z sali. Nie chciałem im przeszkadzać... Gdy spostrzegłem, że nikt się na mnie nie gapi szybko ściągnąłem ciuchy, upchnąłem je pod jakąś gałąź i zmieniłem się. Poczułem znany, przyjemny żar rozchodzący się po mnie. Bycie wilkiem było nawet ok... Ale te pełnie... Były okropne.
  Zarejestrowałem jeszcze w głowie zapach krzaka, pod którym zostawiłem ubrania i pobiegłem. Poczułem, że jest jakieś zebrania. Dołączyłem niedawno, ale już sporo się nauczyłem. Wycie stawało się coraz głośniejsze i po chwili wbiegłem na polanę. Zobaczyłem wściekłego Woosley'a i stojącą nieopodal jego prawą ręke - Dianę.


Zaintrygowany podbiegłem bliżej.  Woosley był wściekły.
- O co chodzi? - zapytałem go telepatycznie.
- "Nieustraszeni" wybijają naszych, bo nie mogą do swoich głupich łbów pojąć, że istnieją dwa rodzaje wilkołaków - my ci dobrzy - i tamci ci źli.
 Diana podniosła wzrok i zapytała nieśmiało.
- Ale jak mają to zrobić, jeśli jesteśmy tacy sami?
Wo zwrócił powoli wzrok na nią, po czym powiedział powoli.
  - Można nas rozpoznać po zębach. Oni mają większe i ostrzejsze. Można nas rozróżnić po oczach! My mamy wyłącznie złote, a oni różnokolorowe, najczęściej czarne. Można nas rozróżnić po wielu innych rzeczach, ale co by się fatygowali ci "nieustraszeni"?!
Milczałem, tak jak reszta stada. Teraz każdy czekał na polecenie przywódcy. Albo atakujemy, albo nie robimy z tym nic. Jednak znając temperament Woo, z którym parę razy miałem do czynienia....
- Mam tego dość. Atakujemy. Jeszcze dziś wieczorem.
Przyjąłem tą wiadomość do siebie. Też zamierzałem walczyć. Martwiłem się jedynie o Johnę. Musiałem ostrzec ją, a głównie Jerego, bo moim darem było obserwowanie ludzi i wyciąganie dogłębnych wniosków. Znając trochę Johannę, potrafiłem stwierdzić, że na niej ten fakt nie zrobi wrażenia, jednak my w przeciwieństwie do tamtych wilków, nie byliśmy tacy impulsywni. Nasze ruchy, choć może słabsze, były przemyślane i wyważone, tak, że w większości starć ta wataha wygrywała. Gdyby przyszło mi walczyć na nią... Nie zrobiłbym tego. Ale byłem pewny, że żaden z tej grupy nie pohamowałby się przed tym.
  Nagle jakby usłyszałem gdzieś znajomy szept. Zdezorientowany spojrzałem na liście. Co to było?
Lecz nie zdążyłem się dłużej zastanowić, bo ogarnęła mnie nagła senność, a ostatnie co przed nią usłyszałem to trzy piękne słowa, wypowiedziany przez znany mi głos.
- Kocham cię, Chris.








































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz