piątek, 9 maja 2014

Od Johanny

-Jak tam sobie radzisz Johanna?-Spytała Mara wchodząc do pokoju bez najmniejszego problemu.
Nie odezwałam się. Siedziałam przodem do ściany ze spuszczoną głową.
-Miło się z tobą rozmawia.-Powiedziała ironicznie.
-Kate nic nie może zrobić, nie myśl, że nie wiem co chcesz zrobić.
-Och, Johanna! Ona może cię wyleczyć z tego.
-Nie dopuszczę, by umarła z mojego powodu.
-Nie zabiłaś tej dziewczynki, John...
-Zabiłam... Jestem nic nie warta, zabiłam niewinne dziecko, kto mógł ją zabić,jeśli nie ja?
-Jesteś Niezgodnym, musisz wybrać niedługo jaką istotą chcesz być do końca życia
-Nie opłaca mi się, i tak z resztą umrę.-Szepnęłam bez barwy w głosie i westchnęłam odgarniając włosy z twarzy.
-Jak chcesz, ale Kate coś wymyśli.
-Nie pozwolę jej na to, by ratując mnie umarła.
-To ktoś inny może ci pomóc.
-Nie chodzi o to, że to Kate umrze z mojego powodu. Chodzi tu o... o czyjeś życie.
-Decydujesz o swoim życiu, ale nie myśl, że nikogo nie obchodzisz.
-Tak właśnie myślę. Nikogo nie obchodzę. -Odwróciłam się i wstałam mijając Marę bez słowa z obojętną miną.
   Mara gdzieś pojechała, a ja zostałam sama w domu. Nagle poczułam powiew wiatru, delikatny, prawie niewyczuwalny. Odwróciłam się oplatając się rękoma w biodrach i moje oczy zatrzymały się na czarnowłosym chłopczyku.
-Nie wyglądasz dobrze.
-Gdzie byłeś?-Wyczuwałam wyraźnie w swoim głosie chrypkę.
-Tu i tam, raz Buenos Aires, raz New York. A ty, co zrobiłaś ze swoim życiem?
-Niezgodność.Sam rozumiesz.Nieustraszeni kazaliby mi cię zabić, gdyby tutaj byli...
-Zrobiłabyś to?
-Nie.
-Dlatego jesteś Niezgodnym. Ale wiesz, że musisz wybrać istotę, którą zostaniesz na zawsze.
-Mike, widzę że nie jesteś w temacie...-Odgarnęłam za ucho kosmyk i uniosłam wzrok.
-Co?
-Widzisz... Ja... Umieram. Zaklęcie zostało na mnie rzucone, znajomy Eddiego...
-Michel? Znam go, kawał drania.
-Wiesz jak go można... znaleźć?
-Pewnie! Znam wszystkich jego wspólników, czepiają się jak rzep psiego ogona, ale da się ich łatwo zabić. Problem mają taki, że nie potrafią się bić, ani posługiwać czarami by zabić przeciwnika, słabiacy.Nawet ja potrafię zabić takiego.
-Super... Czyli czar nie będzie długo działać.-Nagle w drzwiach stanęła Kate.
-Co tu...robisz?-Szepnęłam by nie wyczuła bólu w głosie.
Czułam ból, bo zaklęcie niszczyło mnie od środka, bolało mnie... wszystko.
-Myślę, że Mara popełniła błąd, zostawiając Cię tutaj samą, w każdej chwili możesz zacząć tracić przytomność. Wtedy byś zapadła w śpiączkę...
-Chcesz zabić... Michaela?
-Tak, zabiję go z łatwością, tylko wrócę do domu i powiadomię Chrisa i Akkie...
-Co.. u nich? Wszystko dobrze?
-Długa historia, opowiem Ci jak dojdziesz do siebie.
Chrząknęłam. Spojrzałam jej w oczy z przepraszającą miną.
-Ja... Nie dojdę do siebie...
-Jeśli on umrze, zaklęcie automatycznie zniknie. Będziesz czysta.
-Nastawiłam się już na ostateczny koniec, a ty mi wyskakujesz z czymś takim?-Kate zaśmiała się i lekko przytuliła mnie.
   Zesztywniałam, nie okazywano mi uczuć przez dłuższy czas, jak nie kilka miesięcy. Odzwyczaiłam się od ''czułości i miłości'', szczególnie, że wyłączyłam człowieczeństwo.
-Ach, tęskniłam za tobą. Dlaczego musiałaś zniszczyć telefon?
-Chciałam, żebyś zapomniała.
-O tobie? Nie da się zapomnieć.-Uśmiechnęłam się lekko a ona wyszła rzuciła przed wyjściem.-Wrócę tu niedługo.
-Idę z tobą Kate.
-Ale...
-Mike z nią jest, żyje chłopak 300 lat, da sobie radę.
Wyszły, a Mike usiadł w salonie przewijając programy w TV. Ja wyszłam do lasu się przejść, musiałam odetchnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz