czwartek, 29 maja 2014

Od Jeremiego

  Stałem naprzeciwko lustra i goliłem się. Gdy zaciąłem się w brodę syknąłem. Z kabiny doszedł mnie śmiech Johny, która się śmiała z mojej własnej nieporadności. Przewróciłem oczami i kontynuowałem zajęcie. Już po umyłem twarz. Podniosłem się i w tej właśnie chwili poczułem na barkach dobrze znane mi dłonie. Uśmiechnąłem się lekko jednak udawałem, że niczego nie poczułem i umyłem zęby, choć przedtem i tak je umyłem. Johna zaśmiała się cicho. Poczułem coś przyjemnego na swoich łopatkach, więc trudnej było mi się skupić na grze którą wykonywałem.  Gdy wypłukałem usta, wsunęła się przede mnie i zręcznie wskoczyła na szafkę, do której wmontowana była umywalka. Oplotła mnie nogami i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Nie udawaj, że mnie nie widzisz.
Zaśmiałem się cicho.
- Raczej trudno odwracać wzrok, gdy jesteś w pełnej krasie - wymruczałem całując ją po szyi i wciągając zapach szamponu truskawkowego.
Johna pocałowała mnie, a ja mechanicznie spojrzałem na zegarek. Zaraz musiałem wychodzić, tym bardziej, że szef miał dla mnie "zdanie specjalne" - jak to ujął półżartem. Johna jednak oplotła mnie jak małpka i nie chciała wypuścić. Zaśmiałem się i poszedłem z nią do naszego pokoju. Ivy jedząc płatki szybko przed szkołą zakrztusiła się. Dobrze, że Johna przed wyjściem porwała ręcznik, a ja miałem na sobie bokserki.
Śmiałem się gdy weszliśmy do środka. Ivy wprawiła mnie w jeszcze lepszy nastrój. Odpuściłem sobie ściganie faceta, który ją wykorzystał - z wyraźną prośbą i błaganiami pokrzywdzonej. Po za tym nie chciała mi dać na niego namiarów, a ja jej przecież z głowy tego nie wyciągnę. Oprócz tego z każdym dniem stawała się weselsza, więc nie martwiłem się o nią tak bardzo. Co do Akkie... Nie pogodziłem się jeszcze do końca z jej stratą... A jednak wiedziałem, że kiedyś taki dzień nadejdzie. Była dorosła... Jeśli nie chciała przebywać wśród nas... Miała taki wybór, choć zawsze i tak dla mnie zostanie moją przyrodnią siostrą.
   Z trudem się ubrałem. Gdy Johna mnie jeszcze pocałowała przed wyjściem i poczułem jej piersi przez jej cienki materiał koszulki, coraz trudniej było mi ją tu zostawić. Jęknąłem sfrustrowany.
- Czemu ty taka jesteś? - mruknąłem - Jak ty idziesz do pracy, to nawet dotknąć cię nie mogę.
Zachichotała.
- Może dlatego, że ty potrafisz się powstrzymać przed wskoczeniem ze mną do łóżka, a ja jak wpadnę w
"nastrój" to już niestety nie bardzo.
Zaśmiałem się.
- Nie bądź tego taka pewna. Bierzesz mnie za tego wstrzemięźliwego?!
Johna śmiała się, a ja kontynuowałem złowróżbnym tonem.
- Zakuję cię tej pięknej nocy do łóżka i zrobię z tobą różne szatańskie rzeczy.
- Nie mogę się doczekać - odszeptała mi udając ogromne podniecenie, a ja parsknąłem śmiechem. Cmoknąłem ją szybko wychodząc. Na "do widzenia" dodałem jeszcze.
- Ja wcale nie żartowałem. Będziesz cierpieć 12 godzin.
Nie chciałem ją zostawiać. Wilkołak mógł zawsze zaatakować, zwłaszcza iż wczoraj załatwiała "jakąś sprawę" o której nie chciała mi powiedzieć. Nie wypytywałem ją o to, ale nie podobała mi się ta sytuacja. Chciałem, żeby Johanna była bezpieczna. Drugi raz nie przeżyłbym tej straty. Na szczęście tu miała opiekę - ciotkę Kate doskonałą czarownicę, upieczonego wilkołaka działającego po "stronie dobra" i Lacey - której może nie lubiła, ale teraz często u nas bywała jako "pocieszycielka Chrisa po stracie Akkie". Patrzyłem na nią z lekkim politowaniem, bo Christian zawsze kochał, kocha i będzie kochał tylko Akkie, gdziekolwiek ona jest i co się z nią dzieje. Jednak myślę, że dobrze zrobi mu obecność Li.
   Wyszedłem na zewnątrz. Słońce świeciło wysoko, pogoda była piękna. Jednak nawet teraz czułem lekki niepokój - niepokój o Johnę, który towarzyszył mi zawsze i wszędzie.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz