poniedziałek, 19 maja 2014

Od Jeremiego

 Długo czekałem na Johnę, ale nawet tego nie zauważyłem, bo się głęboko zamyśliłem. Przypomniało mi się, jak kiedyś Sebastian ofiarował mi rzeczy matki po jej śmierci, w tym złoty pierścionek zaręczynowy. Ja odmówiłem pogrążony w żałobie, a potem jakoś o tym obaj zapomnieliśmy. Jutro Johna miała urodziny... Zamierzałem jej sprawić niesamowity prezent.
 Gdy wreszcie przyszła miała lekko zabawną, lekko zmartwioną minę. Nie chciałem jej odwozić w szeregi tych ludzi... (nawet nie ludzi). A jednak po tym co wydarzyło się w nocy, nie miałem wyjścia.
 Wraz z jej wejściem, do środka wpadł chłodny powiew wiatru. Cmoknęła mnie lekko w policzek, a ja uśmiechnąłem się figlarnie.
- Tylko jedno małe buzi? - zapytałem tonem pokrzywdzonego szczeniaka.
Johna przewróciła oczami i posłusznie pocałowała mnie dłużej i mocniej.
- To rozumiem - mruknąłem zadowolony i zapaliłem bmw. Silnik znajomo zamruczał, a ja zadowolony szepnąłem.
- Pięknie mały.
Nie musiałem patrzyć, aby widzieć jej zażenowaną minę. Poprawiła się na fotelu i mruknęła.
- Czasem mam wrażenie, że kochasz bardziej ten samochód ode mnie.
Teraz ja przewróciłem oczami i ruszyłem.
- Wiesz... - zacząłem gestykulując ręką - Z samochodem po pierwsze nie można się pieprzyć.
Johna uniosła brwi i zrobiła minę typu "Ach tak? Zaraz ci pokażę". Ja jednak kontynuowałem.
- Jest brudny, wnętrze jest wysmarowane olejem i nie potrafi kochać. Ty za to, potrafisz się kochać najlepiej na świecie, jesteś czysta, twoje wnętrze jest piękne i potrafisz kochać - wyrecytowałem uśmiechając się szelmowsko.
  Johna przewróciła oczami.
- Jesteś niemożliwy.
- To się dobraliśmy - odparłem z zadowoleniem i skręciłem na skrzyżowaniu.
Po paru minutach Johna zapytała niepewnie, acz z rozbawieniem.
- Jerry... Skąd twoja siostra wie, że robimy to dużo razy?
 Prawie zakrztusiłem się własną śliną i gwałtownie zahamowałem na zakręcie. Johanna śmiała się kręcąc głową.
- Wariat - mruknęła.
- Skąd ona to wie?! - prawie krzyknąłem.
- Może podsłuchuje - zaśmiała się Jenny - albo liczy wyrzucone gumki do kosza.
- Wykluczone. Łykasz tabletki.
- A no tak... - mruknęła po czym powiedziała - Wiesz, może by je... odstawić?
Zaskoczony spojrzałem na nią i prawie nie wjechałem w drzewo. Byliśmy już blisko.
- Zaskakujesz mnie Johanno Lockwood - mruknąłem kręcąc głową - Chcesz mieć dziecko? Wiesz, że jestem płodniejszy niż inni.
Johna wzruszyła ramionami.
- Po prostu... Zawsze mi jakoś dziwnie po nich... Nie daję z siebie wszystkiego i mam wrażenie, że jesteś niezadowolony. W ogóle... że ci się nudzę.
Pokręciłem głową ze śmiechem i zaparkowałem na ścieżce, od której niedaleko była jej baza.
- Johna, żadna bardziej nigdy by mnie nie zadowalała bardziej od ciebie i tego robić nie będzie - uśmiechnąłem się lekko, a Johna się zarumieniła. Kontem oka zerknąłem jakiegoś człowieka/nie człowieka stojącego za drzewem i wpatrującego się w nas.
- Lepiej już idź... - mruknąłem mrużąc oczy - choć najchętniej zamknąłbym cię tu i nie wypuścił.
- Kusząca perspektywa... - szepnęła patrząc na mnie spod jakieś mgiełki przysłaniającej jej oczy - Ale nie mogę - powiedziała nagle i pożegnawszy się ze mną przez symboliczny pocałunek poszła.
  Ja z westchnięciem pojechałem do naszej kwatery. Nie to, że nie lubiłem treningów i ludzi tam. Czasami tylko po prostu miałem ochotę zasnąć...  I spać bardzo długo, z dala od tych wszystkich problemów.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz