niedziela, 11 maja 2014

Od Johanny

   Siedziałam nad urwiskiem, wpatrując się w miasto. Rozważałam milion razy, o powrocie do Paryża, tyle że Kate by mi na to nie pozwoliła. Traktowała mnie jak... córkę a zarazem przyjaciółkę, jednak dalej miałam mętlik w głowie, czy ja naprawdę im nie przeszkadzam. Czasem tak myślałam, ale to przechodziło kiedy Kate pojawiała się znikąd, po prostu tylko ją już miałam. Lubiłam zostawać sama na większość czasu, Kate i tak na moje szczęście bywała raz na kilka minut i wypadała, a jak odjeżdżała, wychodziłam z domu, bo nie pozwalała mi samej wychodzić.
   Usłyszałam szelest za drzewami, liście spadały co kilka sekund na ziemię, ktoś skakał po drzewach. Na to wyglądało, zastanowiłam się, co to może być, ktoś za mną zeskoczył z drzewa na równe nogi i położył mi dłoń na ramieniu.
-No, myśleliśmy że już ten anioł cię wykończył.
-A ty się marnujesz... -Dodał drugi Nieustraszony
-Odsuńcie się, bo jeszcze ją zrzucicie z tego urwiska. -Deina przepchała się przez piątkę Nieustraszonych.
Usiadła koło mnie przyglądając mi się.
-Co się stało?
-Anioł postanowił abym była workiem treningowym dla niego, więc miałam trochę ran tu i tam... Ale nic mi nie jest.
-Widzę właśnie, nie wyglądasz najlepiej. Wybrałaś już kim chcesz zostać, czy wolisz zostać Niezgodnym nadal?
-Nie wiem, mogę wybrać człowieczeństwo?
-Nie psuj siebie, taka decyzja jest na całe życie, nie przesadzaj z wyborem, wykonaj takiego wyboru, który będzie do końca życia...
-W takim razie po co mam wybierać? Jeśli i tak niedługo umrę.
-Co ty mówisz?
-Michael, rzucił na mnie pieprzone zaklęcie, które ma spowodować moją śmierć. Czar można zdjąć, ale osoba która to zrobi, umrze od razu. Nie chce nikogo narażać... Ani żeby mnie ktoś ratował, bo i tak przeze mnie umrze... Oczywiście z mojego powodu.
-Daj spokój, na pewno ktoś się znajdzie.
-Nie. Nie chcę do was wracać. Chcę żyć do końca, a zostało mi mało czasu. Pewnie rok, a pewnie sama sobie skombinuje problemy i śmierć, więc nie dziękuje.
-Jesteś najlepsza!
-Byłam.-Zaznaczyłam.-Już nie. Sorry, ale to nie jest dla mnie. Może było, ale... już nikogo nie będę zabijać, a widziałam co robicie z aniołami i wilkołakami.
-Sama to robiłaś, cóż za problem robić to jeśli chcą cię zlikwidować?
-Cóż za problem z nimi porozmawiać, i wyjaśnić?
-Nie chcą rozmawiać.
-Skąd wiesz?Może właśnie nie chcą walki.
-Anioły i wilkołaki? Żartujesz sobie. Oni chcą nas pozabijać.
-A więc postarajcie się im udowodnić, że nie jesteście tacy za jakich was uważają.
Deina parsknęła oburzona i odeszła.
Kiedy wróciłam do domu, czyli wieczorem, zastałam Kate, która czytając swoją książkę z zaklęciami, dawała wrażenie jakby... przerażonej?
-Kate... Co jest?-Spytałam podchodząc do niej ostrożnie.
-Nie... Nie może być... Musisz mi pozwolić cię uratować...
-Nie... To nie możliwe.
-Jakikolwiek inny czarodziej!
-Nie. Nikt nie umrze znów przeze mnie. Powiesz mi, o co chodzi?
-Zostały Ci tylko dwa tygodnie, jak jest napisane w tutaj...
-Lepiej dla mnie.-Odpowiedziałam po chwili ciszy i skierowałam się do pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz