środa, 21 maja 2014

Od Jeremiego

 Czułem satysfakcję, jak po każdej zwycięskiej walce.  Nie odniosłem wielkich ran, parę... no poważniejszych zadrapań. Na szczęście Johna ich nie zauważyła, bo było ciemno. Ale ja zauważyłem. Martwiłem się o to co oni robią jej w tej nieustraszoności.  Bałem się, że któregoś dnia ktoś mi ją dostarczy w kawałku, znając jej wybuchowy charakter. Na szczęście, ten jej szef dał jej "wolne". Cieszyłem się z tego niezmiernie.
 Gdy zasnęła, długo sam nie mogłem tego zrobić. Rozmyślałem o tej bitwie. W zasadzie to nie była żadna bitwa - Woosley Scott wysłał nam parunastu młodziaków, niewyszkolonych z którymi od razu sobie poradziliśmy. Tylko jeden z nas był poważniej ranny.  Martwiło jednak mnie, Sebastiana i innych, groźba którą wypowiedział jeden z nich:
"Teraz jesteśmy nie groźni, ale nawet nie wiecie jak zmieciemy was z ziemi za parę miesięcy".
Niby "takie gadanie". Jednak coś w oczach tego likatropa... Mówiło, że to nie są chore brednie.
 Jednak teraz zapragnąłem przestań się przejmować tą sytuacją. Delikatnie wysunąłem rękę spod pleców Johny, delikatnie i czule pocałowałem ją w usta i poszedłem do kuchni.
  Myślałem, że nikogo nie zastanę... A jednak pomyliłem się. Zaskoczony zobaczyłem moją płaczącą młodszą siostrę, dmuchającą w chusteczki i zjadająca jakieś ciasta. Podszedłem bliżej i szepnąłem.
- Ivy... Co ci jest młoda?
Ona natychmiast przerażona wytarła oczy, schowała ciastka i chusteczki za siebie, po czym wstała.
- Co tu robisz?!
Zmierzyliśmy się wzrokiem. Powiedziałem wolno.
- Chyba ja powinienem zadać to pytanie...
Coś chyba nagle w Ivy pękło. Opadła wyczerpana na krzesło i wyciągnęła kolejne ciasto z pojemnika zajadając je. Po krótkim wahaniu usiadłem na przeciwko niej. Nigdy nie lubiłem, jak ktoś mi się wyżalał, bo nie wiedziałem jak się zachować, pocieszyć, nie rozdrażnić jeszcze bardziej... Ale teraz sprawa wyglądała kiepsko.
Nie musiałem pytać co się stało. Ivy ledwo otworzyła usta, a wylał się z nich potok słów.
- Dwa miesiące temu na imprezie spotkałam chłopaka - Jack'a. Jack wydawał się miły... przystojny... troskliwy.. i szaleńczo seksowny na tym swoim motorze - ciągnęła, a ja poczułem się odrobinę zażenowany, jednak nie dałem po sobie tego poznać. Nie byłem najlepszym doradcą miłosnym. Los chciał, że kiedyś przebierałem w dziewczynach i bawiłem się nimi. Szybki numerek na imprezie, potem może parę dni... max tygodni znajomości... A potem urywałem ich nadzieję na "wspólną przyszłość". Oczywiście, sumienie się odzywało, ale który piętnasto-szesnastolatek by go słuchał? Dopiero potem poznałem prawdziwą miłość mojego życia... Johannę. Nie wiem co by ze mną było, gdyby nie ona. Miałem wrażenie, że zmieniła mnie całego. Wpoiła mi nowe, lepsze wartości, nauczyła kochać... Chyba przy nikim nie czułem się lepiej.
 A jednak teraz nie wiedziałem co powiedzieć, jak się zachować. Przytulić ją? Boże, nie... Tekst "wszystko będzie dobrze" był drażliwy i denerwujący. Pozostawało mi tylko słuchać.
- Spotykaliśmy się długo - Ivy przegryzła ciasto - Był dla mnie kimś... cudownym. Nie poganiał mnie na zakupach, płacił za mnie przy niektórych okazjach, wysłuchiwał moich żalów i rozterek... Chodził ze mną wszędzie. Zastępował mi matkę, ojca, przyjaciółkę... i brata - dodała cicho, a mnie tknęło poczucie sumienia, jak gorący pręt. Wiedziałem, że jestem beznadziejnym bratem, ale nie myślałem, że aż tak źle...
   Ivy ciągnęła dalej.
- A potem... Pewnego dnia, gdy byliśmy u siebie sami... Poprosił mnie o "dowód miłości". Nie mogłam odmówić...
Nie wiem czemu, mimowolnie się spiąłem i zacisnąłem szczęki.
- Zrobiliśmy to - wychlipała, a z oczu trysnęły kolejne łzy - Ale nie było tak romantycznie i cudownie jak na filmach. Robił tak, aby tylko jemu było dobrze. Bił mnie... A potem "dowód miłości" przerodził się w gwałt... A ja już nie mogłam uciec.
Zaszokowany nie wiedziałem co powiedzieć. Siostra przysunęła się do mnie i wtuliła mi twarz w bluzę. Przerażony ponurą rzeczywistością głaskałem ją po plecach. Cóż za ironia losu, że zobaczyłem to wszystko od drugiej strony... Jednak po między mną, a tym skurwysynem była jedna, znacząca różnica... Nigdy nie robiłem tego z jakąś na siłę. Może zachowywałem się niezbyt dobrze.. ale nigdy bym żadnej nie zgwałcił...
A teraz...? Moja siostra tego doświadczyła. Co miałem zrobić? Już chciałem zapytać o dane tego gnoja, ale Ivy wyrwała mi się i pobiegła do swojego pokoju.
  Ruszyłem za nią, ale powiedziała
- Zostaw mnie, chce być sama.
W tej sytuacji przygnębiony, a zarazem rozwścieczony ruszyłem do pokoju. Położyłem się koło niczego nie świadomej, spokojnej i szczęśliwej Johny. Jaki świat był okrutny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz