wtorek, 20 maja 2014

Od Johanny



 Co w tym momencie czułam? Byłam wręcz zaszokowana, wryło mnie w ziemię. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ta decyzja jest przecież na całe życie... Wzięłam głęboki wdech, powoli wypuściłam powietrze z płuc, nadal nie wiedziałam co powiedzieć.
-Na pewno... tego chcesz...?-Upewniłam się.
-Tak.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, naprawdę nie wiedziałam co ja mam teraz zrobić.Nie zastanawiałam się długo, po prostu...
-Chyba nie mam wyjścia... -Westchnęłam.-Tak.
Pocałowałam go namiętnie. Trwało to dość długo, zabolało mnie ramię, na którym miałam ślad udrapania od wilkołaka.
-Odstawię cię do domu. Muszę szybko iść do roboty..
Kiwnęłam głową. Widocznie nie zauważył, że mnie zabolało ramię, i lekko się skrzywiłam.
Odstawił mnie do domu i przy drzwiach pocałował mnie.
-To coś ważnego... że tak pędzisz?
-Yhm... Problemy z wilkołakami...
-Tylko wróć cały... -Szepnęłam.
-Wrócę. Na pewno.
Odbiegł. Ja przyglądałam się pierścionkowi, usiadłam na krześle a do mnie doleciała Kate.
-No, myślisz że zapomniałam o urodzinach?
-Kate... Nie teraz... Możesz to zobaczyć?
Spytałam a ona spoważniała. Odwinęła bandaż i spojrzała na zakrwawiony lekko bały materiał który okrywał do teraz ranę zadrapania.
-Czemu mi tego nie pokazałaś? Ktoś cię już uleczył?
-Tak...
-Widzę, że nie najgorzej to wygląda... Piecze cię?
-Trochę...
-To zdaje się normalne. Jeśli do jutra.. wieczora nie przejdzie, powiedz mi o tym.
-Dobrze..
-Miałam dla ciebie prezent...
-Nie. Nie chcę żadnych prezentów... -Zakryłam ranę.
-Ale... szkoda go zwracać... A poza tym przyda ci się.
-Dobra... niech będzie. Mów.
-Chodzi mi o prawko...
-Kate, chcesz żebym pozabijała instruktorów?-Uśmiechnęłam się idąc do pokoju.
-Przyda ci się. Mówię ci, w przyszłości...
-Uwierz mi, nie dla mnie jest jazda samochodem...
-To nie tylko prezent ode mnie...Masz jeszcze samochód... Dość kosztowny... Nowiutki.
-Od kogo? Jeśli mówisz że aż tak kosztowny.
-Od twojego ojca... Wiem, że wiesz m...
-Kate, wiem że on jest... Ale nie chcę od niego niczego. Nie było go całe moje życie i nagle kupuje mi samochód wart nie wiadomo ile?
-Nie chcesz znać kwoty... chciałabyś go od razu oddać po takiej sumie..
-Kate, nie obchodzi mnie to jaka to była suma. Nie chcę go...
-Zastanów się.Stoi w garażu... jakby co... -Wyszła z pokoju.
Walnęłam się na łóżko i w ciuchach wtuliłam się w poduszkę. Szybko zasnęłam.
   Poczułam że ktoś przysuwa mnie delikatnie do siebie. Wiedziałam, że to Jeremy. Odwróciłam się i przytuliłam do niego.
-Obudziłem cię...
-Nie... Która godzina?
-Druga w nocy... Śpij. Nawet się nie przebrałaś?-Pogładził mnie po ramieniu.
-Nie chciało mi się... Od razu zasnęłam.
Pocałował mnie w głowę i objął.
-Mam nadzieję, że leżysz tutaj cały, w jednym kawałku, a nie bez jednej nogi lub ręki. -Uśmiechnęłam się lekko.
-Nic mi się tam nie stało, i nie stanie. A ty?
-Hm?
-Tobie cały czas się coś dzieje...
-Bo to moja wina, ja narażam sie cały czas trenerowi, który jest wilkołakiem... Wkurzyłam go...Tyle...
-Jak on mnie wkurzy sam zrobię z nim porządek.
-Szef kazał mi siedzieć w domu przez dwa tygodnie...
-Dzięki Bogu...-Westchnął zadowolony, a zarazem z ulgą. -Śpij...
-Kocham Cię...
-Ja panią też... Pani Evest... -Uśmiechnęłam się sama nie dowierzając jego decyzji, i swojej.
Zasnęłam dość szybko. Jestem szczęśliwa, że mam kogoś takiego jak Jeremy. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Mam zamiar z nim być już na zawsze, bez komplikacji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz