piątek, 16 maja 2014

Od Jeremiego

   Siedziałem przy Johnie dzień i noc. Każdą godzinę i prawie minutę. Oprócz skoczenia do kibla i przekąszenia czegoś w kuchni, nie ruszałem się ze stanowiska.
   Jednak z każdym dniem jej brak duchowy przy mnie stawał się coraz bardziej dręczący i przygnębiający. Choć ciotka starała się i głowiła nic nie potrafiła wymyślić. Pewnego deszczowego popołudnia, przyszła do mojego pokoju. Obrzuciła mnie i Johnę spojrzeniem, po czym zrezygnowana powiedziała.
- W tej kwestii nic nie da się zrobić. Trzeba zabić jej prześladowcę.
Natychmiast poderwałem się, nie spuszczając wzroku z Jenny.
- Gdzie on jest? Czemu nie zareagowaliśmy wcześniej? - zapytałem ciotki jeżdżąc kciukiem po zimnych palcach Johanny?
- To... skomplikowane. Widzisz, nie wiedziałam jak się do tego zabrać.
Nagle  cały się spiąłem. Zły zmrużyłem oczy.
- Nie wiedziałaś....?! Mogłaś przyjść do mnie! Wtedy uratowałbym Johnę od razu!
Ciotka spuściła wzrok.
- Nie chciałam, abyś znów ryzykował.
Nie odpowiedziałem, coraz bardziej rozgniewany.
- Gdzie on jest?
- W Missouri....
- Kiedy mogę wyruszyć, żeby go dopaść?
Sfrustrowana ciotka westchnęła.
- To nie takie proste, jak sobie wyobrażasz Jerry. Myślisz, że złapanie go i zabicie będzie proste jak bułka z masłem?
- Otóż to ciociu. Przeszedłem treningi...
Ciotka przygryzła wargę. Dumnie uniosłem podbródek.
- Wątpisz w moje umiejętności?
- Nie... Jeremy, nie chcę, żeby ci się coś stało.
Przewróciłem oczami.
- Dramatyzujesz ciociu... A chcesz żeby Johna ucierpiała?
Ciotka lekko westchnęła i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Twoja matka nigdy by mi nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało.
- A je nie wybaczę tobie, jeśli nie pozwolisz mi go dopaść. I tak cię nie posłucham... ale nie wybaczę.
Kate przygryzła wargę i opadła na krzesło stojące pod ścianą.
- No dobrze... Możesz iść. Wyruszysz jutro rano.
Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową. Ja zawsze stawiałem na swoim.
  Godzinę potem stałem koło ciotki z misą wywaru z jakiegoś ziela. Ciotka przemywała tworzące się co jakiś czas rany Johanny i bandażowała je ze sceptyczną miną, układając usta w prostą kreskę. Nagość Johny nie była mi obca, ale teraz pierwszy raz w życiu nie podniecała mnie, a martwiła. Patrzyłem dobity na poraniony brzuch, wystające żebra, kości bioder i miednicy. Jej ciało było takie lodowate i pozbawione znanego, cytrynowego zapachu. A najgorsza była gdzieniegdzie pękająca skóra i rozchodząca się na boki. Nie mogłem na to patrzyć. Wyobrażałem sobie, jak odrywam pomału łeb temu skurwielowi ciesząc się jego bólem. Kim trzeba być, by drugiemu człowiekowi robić coś takiego? I dlaczego akurat Jenny? Czemu na nią uwzięły się wszystkie nieszczęścia tego świata? Nie wiedziałem, ale zamierzałem ją przed nimi chronić.
   Nazajutrz gdy pakowałem ostatnie rzeczy, w drzwiach stanął Christian.
- Pomogę ci.
Oniemiały podniosłem wzrok na niego i przyjrzałem mu się bliżej.
- Jesteś pewny? Strata pamięci nie służy...
- Daj spokój - przerwał mi - Ty mi pomagałeś gdy byłem w opresji, teraz i ja pomogę ci.
Pół godziny później wsiedliśmy do mojego bmw. Wcześniej pożegnałem się czule z Johną, choć się nie odezwała, miałem nadzieję, że może... usłyszała. Mówi się, że ludzie w śpiączce słyszą co do nich się mówi... Nieważne. W każdym razie ruszyliśmy. Miałem nadzieję, że pójdzie gładko, a mapy i informacje które dała nam Kate okażą się pomocne i dobre. Dla Johny zrobiłbym wszystko.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz