sobota, 24 maja 2014

Od Johanny

   Nie miałam pojęcia, jak mogę wyrzucić z siebie tą moc która we mnie została. Nie chciałam jej, wybrałam człowieczeństwo, żeby żyć normalnie, a raczej starałam się tak żyć. Chciałam być zwyczajnym człowiekiem, bo miałam dość przeszłości, tego co się porobiło z moim życiem. Ale nie mogę już go zmienić, nie wiem jak dałabym radę bez Jera, kocham go. Nie byłam na niego zła, że ostatnio mnie trochę bardziej zajmował się robotą, ale z drugiej strony to rozumiałam... Lubił to robić, więc niech robi to co chce, nie będę mu niczego zabraniać...
   Wróciłam do domu, a Kate nadal namawiała mnie na prawo jazdy. Miałam dość, ale nie miałam pojęcia jak ja się pozbędę tego samochodu w garażu. Niedługo Jeremy zacznie płakać, że jego bmw nie może wjechać na luzie do garażu, i całe moknie. Nie rozumiem, jak można samochód momentami traktować lepiej ode swojej dziewczyny,narzeczonej, czy żony... Bawiło mnie to, ale czasem naprawdę, Jeremy zachowywał się jakby bardziej kochał ten samochód.
-Co to? Nowy pierścionek?-Poruszyła temat Kate.
-Ehm... Tak...
-Skądś go kojarzę... Od kogo go masz?
-Od... Jera... Na urodziny.
-Yhm...
Robiła sobie kawę, i znów spojrzała na mnie dobijającym wzrokiem. Mówiłam sobie - Nic jej nie mów, odpuści. Dowie się, poczekaj...
-Taki podobny miała moja stara przyjaciółka...
-Przypadek. -Uśmiechnęłam się lekko dopijając kawę.
-A...
Uratowało mnie nagłe wejście Jera, odetchnęłam z ulgą. Zawsze wybiera naprawdę idealne momenty by przerwać rozmowę, której nawet nie chcę kontynuować.
-Jer, nie kojarzysz tego pierścionka?
Spojrzał na moją dłoń i widziałam od razu na jego twarzy uśmiech. Przewróciłam oczami, wiedziałam że zaraz zacznie coś kręcić,miotać dla zabawy.
-A no tak... Wiem czyj to.
-No?To mi odpowiedz... bo ja chyba wiem...
-Jest na palcu Johanny, więc to jej.
Przewróciłam oczami a Kate zawtórowała. Zaśmiała się i wstała z miejsca.
-Wybierasz się dokądś Jer?-Spytała.
-Tak. Zabieram Johnę.
-Gdzie jedziecie?
-Kate, przestań.
-Co przestań? Co przestań?! Znów gdzieś jedziecie, a... a potem będą problemy z ... ciążą!
Wybuchnęłam nagle śmiechem, a Jeremy za mną.
-Jest coś takiego jak tabletki. -Odparł rozbawiony do łez Jeremy.
-Chodź...-Mruknęłam i pociągnęłam go do bmw.
Przed samochodem złapał mnie za rękę i pocałował długo, zaplotłam mu ręce na szyi i westchnęłam cicho.
-Aż tak na ciebie działam?-Rzucił złośliwie.
Wyszczerzyłam śnieżnobiałe zęby i bez słowa wsiadłam do samochodu.

-No weź...!
-Jeremy, nie ma mowy!
-No tylko na chwilę!
-Jeremy, nie zobaczysz mnie jak prowadze... Nigdy!
-Przestanę Cię wozić!
-Mam nogi, poradzę sobie.
-Proszę, tylko na sekundę...
-Nie.
Błagał mnie uśmiechnięty od ucha do ucha, bym poprowadziła samochód. Uwziął się jak nie wiem co, ale ja też nie miałam zamiaru mu ulegać.
-Prowadź ten samochód a nie patrzysz się na mnie...-Mruknęłam rozbawiona jego zachowaniem.
Puścił kierownicę i po chwili złapał. Nie zrobiło to na mnie wrażenia.
-Wariat z ciebie... Kopnięty jesteś.
-Dobraliśmy się.

   Na miejscu było cudownie, bo był Jeremy. Kilka lat temu pewnie wyśmiałabym jakbym zobaczyła siebie tak bardzo zakochaną w jednym chłopaku, jak inni za mną się oglądają, według Jera, bo nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Kiedy poszłam na chwilę do samochodu, i wracałam, mój narzeczony wpatrywał się w faceta niedaleko nas, który obserwował mnie. Nie był zdenerwowany, jak się na mnie patrzy, był uśmiechnięty i jak zawsze, po jego minie wiedziałam, że ma zamiar coś odstawić. Kiedy facet podszedł do mnie i zagadał, Jeremy wpatrywał się w nas, ale kiedy nieznajomy położył mi rękę na ramieniu i zbliżył za bardzo, Jer w mgnieniu oka stanął między mną a nim.
-W czym mogę pomóc?-Już zauważyłam tą rozbawioną, a za razem zawziętą minę.
-Jer, wszystko dobrze...
-Tak, wiem.-Odparł szybko i zwrócił się do faceta jakoś może... dwa lata starszego ode mnie.
-Ehm... To twój chłopak?
-Nie..-Odpowiedział.
Czekał na to co facet zrobi.
-A.. No... A masz chłopaka?-Spytał. -Możemy się gdzieś... wybrać...
-Nie zapędzaj się tak.
-Kurcze, masz jakiś problem koleś?-Podniósł głos facet.
-Tak, taki, że to moja narzeczona, a ty się trochę zapędziłeś. -Odpowiedział spokojnie.
Zdziwiony i zaskoczony odszedł a Jer przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Podobasz mi się szczególnie, jak stajesz się taki... zazdrosny...
-Ja w przeciwieństwie do ciebie, umiem się opanować przed wydrapaniem oczu mojej znajomej.
-Ale ja to ja... -Mruknęłam, nie zdążyłam dokończyć, bo znów mnie pocałował.
   Widziałam kilka dziewczyn patrzących na Jera jak na ostatni wielki kawałek ciasta, a na mnie jak na tą w kolejce która ma je kupić przed te dziewczyny. Miałam cudownego narzeczonego, cudowną miłość mojego życia, nigdy się nie skończy, dla mnie ona zawsze będzie trwała wiecznie.
-Kocham Cię... Bardzo... -Mruknął a ja lekko się uśmiechnęłam.
-Te dziewczyny zaraz mnie pożrą wzrokiem...
-A mnie rozbiorą...-Rzucił złośliwie jak to ja ujęłam w naszej ostatniej rozmowie.
-Daj spokój...
-Ty zaczęłaś.
Pocałowałam go mocniej i z wielką namiętnością. Przysunął mnie bliżej siebie i szepnął.
-Nie publicznie...
-Tylko ja mogę Cię rozbierać.Wzrokiem także,niech sobie znajdą inny obiekt...-Jer zaśmiał się ale nic nie powiedział, nawet nie zdążył.
Kontynuowałam to co zaczęłam, i myślałam, że nie przerwę, o ile jedno z nas miało taki zamiar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz