poniedziałek, 12 maja 2014

Od Johanny

   Siedziałam w domu, a Kate siedziała na tym pogrzebie już z trzy godziny, było mi tak dobrze, siedzieć i nic nie robić. Nie mam ochoty pogrążać się w jeszcze gorszym smutku i nieszczęściu po tym jak ostatni raz zobaczyłam Jer'a. Zostały mi dwa tygodnie? Może kilka miesięcy, do końca roku nie dużo, więc tylko tyle mi zostało. No cóż, umarłabym wcześniej, ale Kate powiedziałaby Jeremiemu, nie chcę by cierpiał, z kolei ja też bym cierpiała, gdybym dowiedziała się że on mnie w cale nie kocha. Mam z nim więź? Nie wiem, jest moim aniołem stróżem, ale chciałam go po prostu zobaczyć... Wiedzieć, jak się czuje, co z nim... Powstrzymywałam się od zwrócenia na siebie uwagi poprzez rozwalenie czegoś, napisaniu na kartce papieru czegoś, cokolwiek by wiedział że tu jestem! Nie dotarło do mnie nic, jeśli chodzi o nasze rozstanie, nie było ono oficjalne, ale tak myślałam że to koniec. Nie mogłam tego dopuścić do siebie, teraz też nie. Dalej wierzę, a raczej mam nadzieję, że mnie kocha, ale druga część jest przekonana, że tak nie jest.
   Do pokoju weszła Kate, w ręku trzymając kluczyki od samochodu, a drugiej telefon. Odłożyła obydwie rzeczy obok mnie, moją minę zaś zmierzyła bardzo dokładnie. Wykazywała ona grymas bólu, cierpienia, żalu... Tego co złe, po prostu nie mogłam wytrzymać z myślą, że on mnie już nie kocha, albo że nie mogę być blisko niego. Ale co? Jeśli nie chce mnie przy sobie, to nie będzie miał. Nie chcę mu się narzucać do końca życia...
-No i co? Jak pogrzeb? Milutko?
-Przestań Johanna.
-Nie jestem poważna, ale też się nie śmieję, więc w czym problem?
-Zachowujesz się dziecinnie.
-Jak zawsze. Spieprzyłam sobie życie, teraz tylko moge być zrzędliwą starą babą. -Westchnęłam z lekkim uśmiechem.
Kate spojrzała na telefon i od razu wykręciła gdzieś numer, na wyświetlaczu zauważyłam Jeremy, albo mi się przewidziało.
-Hm..-Mruknęła pod nosem.
-Co? -Spytałam udając, że nie wiem do kogo dzwoniła.
-Nic,nic...
Tym razem do kogoś innego zadzwoniła, usłyszałam imię Mara, a więc do tej suki zadzwoniła.
-Co jest?... Jak to... Johanna żyje!... Co ty pieprzysz?!... Wiesz jaka jest ważna dla niego J... Gdzie pojechał?! NO GDZIE!? Znajdę go.
Rzuciła telefon na fotel koło mnie. Zmrużyłam oczy poddenerwowana i lekko podniosłam się na łokciu.
-Co się dzieje?Coś Marą? Jeremym...?-Jego imię wyszeptałam modląc się tylko, by to nie o niego chodziło.
-Jer...Do samochodu. -Warknęła łapiąc w dłoń kluczyki i telefon.
Jechałyśmy do... nie wiem sama gdzie. Kate wyglądała tak, jakby wiedziała gdzie jedzie. Ja natomiast, wiedząc że coś może stać się Jeremiemu, zdrętwiałam. Zaczęłam się denerwować, przez co drapałam ręce paznokciami, aż miałam ślady.
-Szybciej... Szybciej...-Mówiłam obserwując jak Kate bez problemu śmiga po ulicy jadąc z niewiarygodną prędkością.
-Spokojnie. Będzie dobrze.
-Nie... Nie... Musisz... Musisz dojechać na czas... co jak nie dojedziesz...?!
-Dojadę.
Te kilka chwil, były dla mnie jak okropne długie godziny, a nawet dni,czułam się jakby mijały dni...!, jak siedzenie w parującym garnku. Czułam się okropnie! Coraz bardziej umierałam z nerwów, co jak on umrze?! Nie pozwolę na to... CO JA MÓWIĘ! Nic nie mam do gadania... Może.. może zdążę... go uratować?! Ta panika w niczym mi nie pomagała, ale inaczej nie umiałam się zachować. Dostawałam szału...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz