czwartek, 8 maja 2014

Od Jeremiego

   Wracałem do domu zamyślony i pogrążony w niewyobrażalnym smutku. Masz za swoje Evest - pomyślałem zatrzymując się na skrzyżowaniu. Johanna była jak narkotyk. Jeśli się trochę spróbowało, to chciało się więcej... więcej... i więcej.  Jaki ja wtedy byłem głupi... Gdybym porozmawiał z Johną... Nie wyjechałbym nigdzie jak skończony idiota, ale zostałbym, a ona nie stałaby się jakąś nieustraszoną. A teraz... Było chyba za późno.
    Podróż upłynęła mi dość szybko. Oczywiście głupie małolaty z przesadzonym piskiem jak zwykle chowały się do budynków, czy zwiewały przed "czarnym bw". A moje nie było jakimś gruchotem, którym jeździli młodzi złodzieje, gwałciciele czy mordercy. Kupiłem je za ciężkie pieniądze, dawno, dawno temu.
 Apropo pieniędzy. Szkoda, że nie pracowałem już u Zacka. Taka jednak była umowa - jak przyjdą treningi koniec warsztatu. Widywałem się z Zackiem w instytucie, więc nie było tak źle, ale nadal brakowało mi wspólnych gościn w warsztacie. Tylko ostatnio tego nie odczułem... przez jedną osobę.
   Jadąc tak przez Vermont, zauważyłem na chodniku gościa... bardzo podobnego do Christiana. Przez jeden moment myślałem, że to on...
 Potem wiedziałem, że to on..
Zaszokowany obserwowałem, jak przecina ulicę i biegnie dalej. Szybko zostawiłem samochód na poboczu i anielskim tempem puściłem się w pogoń za nim.
  Dość szybko go dogoniłem. On też był aniołem, krwi takiej samej jak ja, ale miał usuniętą pamięć, więc nie wiedział wiele rzeczy, jak wykorzystywać atuty swojego... hm powiedzmy "daru". Teraz przeskoczył przez ogrodzenie, jednak z tej odległości widziałem jak zahacza o wystający, kolczasty drut i upada z sykiem. Po chwili się podniósł biegnąc dalej, choć rana zaczęła ostro krwawić. Twardy gość z tego Chrisa.
   Po paru minutach, gdy zmęczony usiadł na schodach i patrzył wściekły na swoją ranę, stanąłem przed nim.
Przez chwilę myślałem, że podniesie głowę, rzuci jakąś sarkastyczną uwagę typu "O znowu ty. Chyba pomyślę, że mnie śledzisz z pobudek seksualnych" bądź "Wszędzie cię pełno Jerry. Schudnij!". Jednak on podniósł wzrok i mrużąc oczy obserwował mnie milcząc.
Podszedłem bliżej, a on wstał.
- Kim jesteś? - zapytał podejrzliwie, próbując zakryć ranę na nodze. Przybrał maskę obojętności, a jego czarne oczy nie pozwalały widzowi zorientować się co się dzieje w środku.
- Jeremy Evest. Mówi ci to coś kolego?
Zagryzł wargę, po czym inteligentnie odpowiedział.
- Nie, ale jeśli powiesz mi, czemu za mną biegłeś, może zrozumiem.
- Może powinieneś wiedzieć, że jestem twoim kuzynem, ze strony ojca - odparłem, a on uniósł zdziwiony brwi, lecz zaraz  znów zobojętniał.
- Co ty pierdzielisz? - zapytał z jakąś rozpaczą w głosie i upadł bezsilny na schody - Jaja sobie robisz? Jestem wyczerpany.
- Widzę. Niełatwa droga... Aż z Wyoming.
Chris nerwowo zagryzł wargi i przechylił głowę.
- Skąd wiesz, skąd jestem?
Zaśmiałem się cicho.
- Oj Chris, brakuje ci tej wojowniczej nuty. Szkoda, że nie prowadziłeś pamiętnika tak jak Akkie.
Natychmiast się poderwał  i syknął lekko, jednak zignorował ból.
- Akkie? Akkie Winchester...?
- O innej nie mówię - wyszczerzyłem się i złapałem go za ramie, a on sparaliżowany kręcąc głową szedł posłusznie.
- Same dziś dziwne rzeczy się dzieją... - mruknął.
I nagle stało się coś niespodziewanego.  Z rany Chrisa na nodze, strzeliła jakaś przeźroczysta substancja oblewając trawę, która momentalnie zajęła się ogniem. Przerażony złapałem Christiana gdy leciał na podłogę. Wszystko działo się w ułamkach sekund. Po chwili zwijał się z bólu trzymając się za ranną nogę, a ja z rozchylonymi ustami, jak skończony matoł gapiłem się na niego.
  Wreszcie coś się we mnie odblokowało. Pomogłem Christianowi wstać, choć próbował nie zginać się w pół i dzielnie milczał, widziałem, że cierpi. Czym prędzej dowlokłem go do samochodu.   Przerażony i zdezorientowany szybko odpaliłem samochód i ruszyłem.
  Miałem nadzieję, że zdążymy, bo nie wiedziałem co się dzieje z Christianem. Oby nic poważnego. Oby!



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz