czwartek, 29 maja 2014

Od Christiana

- Męczy mnie to wszystko Lacey - wyznałem szeptem wyłożony na trawie. Dziwnie się czułem w skórze człowieka, bo ostatnio bardzo często spędzałem czas jako wilk. Wtedy nie myślałem tak dużo o Akkie i sprawach przyziemnych.
- Patrz, jaki jesteś piękny jako wilk - mruknęła Akkie i przysunęła się do mnie bliżej pokazując mi zdjęcie na aparacie.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-EH4XgJZ5wvcaIWKPifro3Z2nbqBvTTYl5ElDe7ox9KHDB-i8e53CfA6lbRT0eeIthQpPIMePvwW2y_HfzsxLIDtc7Zwzo7rrpdIvG4iMD0WtPGjY4tA8oWaADQ3xg0r9XcbqHhTL/s1600/Eclipse4656.jpg

Zmęczony zerknąłem na nie i opadłem na trawę.  Szczerze powiedziawszy wolałbym teraz należeć do sfory Woosley'a Scotta. Nie wiedziałem co to, ale ciągnęło mnie do niego jak cholera! Za to u aniołów... Czułem się jak wyrzutek. Ostatnio zdarzało mi się, że gdy nagle wpadałem w gniew po prostu się zmieniałem. Było wiele odmian wilkołaków, w różnych częściach ciało. Niektóre zmieniały się w potwory podczas pełni, jednak nie w wilki.  Inne zaś właśnie zmieniały się w wilki, a nie w bestie pod księżycem.  Jednakże wilkołaki z Nowego  Jorku i kilku przybliżonych stanów zaliczały obie funkcję. Było to deczko męczące, ale dało się przyzwyczaić.
- Christian? - zapytała cicho Lacey.
- No co? - mruknąłem zamyślony.
- Cieszysz się z tego życia? Z bycia... wilkiem? Nie chciałbyś dołączyć do nas...? Do aniołów? W końcu jesteś dimidusem, a to bardzo dobra krew!
Po chwili wolno pokiwałem głowo.
- Nie, Lacey. Wolę być... wilkiem. Gdy nim jestem, nie myślę tak często... o Akkie... - jej imię wymówiłem z trudem. Przypominało mi dawne, szczęśliwe czasy. A teraz... Najbliżsi uświadomili mi, że Akkie widocznie miała powód by wyjechać i nie chcieć bym wyjechał z nią... Może naprawdę, chciała od tego wszystkiego uciec? Na jej miejscu postąpiłbym pewnie podobnie i zostawił czarownicę, trójkę aniołów i narzeczoną jednego z nich która przystawała do nieustraszonych.
  Ale przecież Akkie... nas kochała.... Mnie kochała.... Tak... czy nie? A może coś jej się stało? Nie umarła... ale została zmuszona do zerwania z nami kontaktów? Nic nie wiedziałem i sfrustrowany westchnąłem i zamknąłem oczy zaciskając pięści.
Lacey zauważyła, że mój nastrój się zmienił. Schowała aparat, podniosła się i powiedziała.
- Wracajmy - szepnęła - Robi się ciemno, a Kate nas zabije jeśli nie wrócimy na czas.
Gdy wstałem i stanąłem koło niej, nie byłem pewny czy nie usłyszałem słów o niezbyt przyjaznej tematyce:
"Choć nie miałabym nic przeciwko, gdyby zamiast mnie "zabiła" tą głupią blondynę".
Rozbawiony połapałem fakty i stwierdziłem, że chodzi jej o Johnę. Ja nic do niej nie miałem - nawet ją lubiłem, choć rzecz jasna nie okazywałem tego wylewnie. Miałem nadzieję, że dziewczyny się pogodzą i nie będą na siebie warczeć... Choć to było nierealne, ja pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnąłem się.





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz