niedziela, 18 maja 2014

Od Johanny

   Rano miałam zamiar wyjść z domu, i wreszcie zaczerpnąć świeżego powietrza. No, a za tym też kryła się mała wycieczka do bazy Nieustraszonych. Od dziś miałam zamiar zacząć, a za razem kontynuować to co przerwałam pół roku temu. No, tak jakoś pół roku minęło od mojego rozstania z Jeremym, albo przesadziłam o dwa miesiące... Akurat rzadko patrzę w kalendarz. 
   Wstałam z łóżka, jak zwykle skierowałam się do łazienki. Po wyjściu z niej, poszłam do kuchni. Była tam tylko Kate i Akkie. Sięgnęłam do lodówki i wyjęłam produkty do mojej wielkiej kanapki którą zawsze sobie rano robiłam kiedyś. Kate zmierzyła mnie wzrokiem, nie wiedząc dlaczego. 
-Co?-Spytałam nie odrywając wzroku od bułki i noża. 
-Nic,nic. Gdzieś się wybierasz?
-Ehm... Nie. -Zaprzeczyłam szybko. 
Musiałam kłamać, bo by mnie nie wypuściła z domu. Według niej, ryzykuję, to mnie raczej nie obchodzi czy ona mi zabrania, czy też nie. 
-Gdzie Jeremy?-Skończyłam właśnie jeść kanapkę. 
-Dostał jakiś telefon, musiał jechać. 
-O której będzie?
-Co się tak dopytujesz?
-Tak sobie...-Wzruszyłam ramionami. 
-Pewnie o siedemnastej. 
-A ty gdzieś wychodzisz? Czy siedzisz w domu?
-Tak się składa złośnico że wychodzę. 
-Uuu, gdzież to się wybierasz?
-Mam swoje sprawy. Wrócę jutro rano.
-Serio? Rano? No to super. 
-Nie rób żadnych imprez. 
Zaśmiałam się. Wstałam i umyłam talerz po sobie a następnie poczekałam aż Kate wyjdzie z domu. 
   Kiedy wyszła, poszłam przez miasto do tej bazy, była miej więcej w środku lasu. Pamiętałam gdzie była dokładnie, więc bez problemu tam trafiłam w dziesięć minut. Weszłam do środka wpisując kod, który także pamiętałam. Teraz musiałam skoczyć na dół, to było tylko wejście do skoku w dół, bo właśnie tam znajdowało się wszystko. Mieliśmy jeszcze jedną w mieście, ale szło się przez bazę Niezgodnych korytarzem, a tam było często niebezpiecznie, bo wampiry też lubiły się tam kręcić dla zabawy, ale potem umierały dość szybko. 
   Kiedy weszłam do sali gdzie zauważyłam wszystkich ćwiczących, wszystkich tu znałam, a oni znali mnie. Więc pierwsze osiem osób rzuciło się w moją stronę. 
-Myślałam że nie żyjesz.-Mówi Rue. 
-Ta, jeszcze czego. -Uśmiechnęłam się. 
Przyszedł nasz ''szef''. Ten sam który chciał mnie zabić, widocznie dostał wymianę i ten który był tutaj, poszedł do Niezgodnych. 
-Widzę, że wróciłaś. Ciekawe na jak długo dam ci żyć. 
Mówił poważnie? Tak, z pewnością. Lubił zabijać, ale rzadko robił to swoim. Był naprawdę dobrym trenerem i szefem. Był najlepszy, ale go nie podziwiałam. Nie lubiłam go, a on mnie. Lubiłam mu dogryzać... Ale wtedy tylko go wkurzałam. 
   Po pięciogodzinnym treningu, skakaniu z jadącego pociągu, wróciłam do domu. Wracałam miastem, kupiłam po drodze jeszcze fajki. Kiedy wróciłam do domu samochodu Jer'a nie zauważyłam, ale byłam pewna że już jest, była już osiemnasta... Spóźniłam się godzinę, ale mam pełno wyjaśnień... Nie, nie mam. Poszłam do sklepu. Przez pięć godzin? Nie mam żadnej... Powiem po prostu prawdę. 
Weszłam do domu. Nikogo nie było, tylko Akkie w pokoju czuwając nad Christianem. Westchnęłam głęboko, że nie muszę się tłumaczyć. Uff... 
   Poszłam pod prysznic, założyłam nowe rzeczy, i właśnie kiedy wyszłam usłyszałam jak pod dom podjeżdża samochód. Wyjrzałam przez okno jego bmw już stało przed domem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kiedy wszedł, od razu skierowałam się w stronę drzwi. Skoczyłam na niego tak, że oplotłam go nogami w pasie. Te ćwiczenia widocznie tylko mnie nakręciły, czułam się jakbym miała ADHD.Pocałowałam Jer'a delikatnie, poczułam jak szeroko się uśmiecha. Kochałam go, nie dam sobie znów go odebrać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz