piątek, 4 lipca 2014

Od Cassandry

 Dziwne rzeczy działy się w domu, odkąd do ojca przybył ten... chłopak. Czułam w kościach, że to nie jest zwykła sprawa "biznesowa" związana z anielstwem. A to wszystko zaczęło się od tego wieczoru, kiedy ojciec polecił mi sprawdzić, czy ktoś nie stoi przed drzwiami. Strasznie się zdziwiłam, myślałam, że już wariuje przez tą śmierć... A tu się okazuje, że faktycznie stał tam jakiś chłopak... Zabójczo przystojny... Ale tajemniczy. Zastanawiałam się co tu jest grane, gdy zniknął wraz z ojcem na paręnaście minut w gabinecie.
- Znasz go? - zapytała matka popijając sok.
- Nie - odpowiedziałam markotnie, grzebiąc w kurczaku. Tak strasznie chciałabym się dowiedzieć, co tam się dzieje!
 Elise jak zwykle markotna, czytała książkę. Nie okazywała żadnej ciekawości, ani entuzjazmu spowodowanej z przybyciem nowego gościa. I tak zleciało kolejne paręnaście minut.
  Aż tu nagle w drzwiach pojawił się blady i zdenerwowany ojciec obok tego chłopaka. Przyglądał się wszystkim z wymuszonym uśmiechem i chłodną obojętnością. Mama i siostra zastygły w zaskoczeniu, podobnie jak ja.
- Ehm... Mój... nasz gość będzie dziś jadł z nami kolacje.
Nikt się nie odezwał. Dopiero po chwili mama powiedziała.
- Fantastycznie... Już nakrywam... A... Jak ma na imię twój gość.
Tata zastygł przyglądając się twarzy chłopaka, on jednak tylko uśmiechał się lekko.
- To jest... Ehm...
Wszystkie spojrzałyśmy na niego wyczekująco.
- No chyba ma jakieś imię? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język i zarumieniłam się.
Ojciec zerknął na coś w kredensie. Podążyłam za jego wzrokiem. Widniało tam parę pamiątek rodzinnych i oczywiście trunków.
- To jest... Joe...  
Wydało mi się to dziwne, ponieważ właśnie jeden z tych trunków tak się nazywał. Jednak moja uwaga zaraz została odwrócona, bo niespodziewanie odezwała się Elise, do tej pory obojętna.
- Joe? I tyle? Co dalej?
Ojciec uśmiechnął się lekko.
- Ehm... To jest Joe... Joe Black.
Joe uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
Parę minut potem już siedział koło mnie i przyglądał się zawartości swojego talerza. Przy stole panowała niezręczna cisza. Matka nie odzywała się, zajęta własnymi myślami, Elise dalej czytała, a ojciec mierzył wzrokiem Joego. Postanowiłam to przerwać. Wstałam i powiedziałam.
- Mamo, to było przepyszne - powiedziałam cicho.
- Ah... Dziękuje Cassie - powiedziała mama, jednak dalej oddalona myślami.
Zaniosłam talerz do kuchni. Minutę potem zjawił się tam Joe, odstawiając swój z zupełnie nietkniętą zawartością.
- Nie jesteś.. głodny? - zapytałam niepewnie.
- Głody? - powtórzył po dłuższej chwili - Ehm... może...
- Czemu nic nie zjadłeś? - spytałam, czując głupotę obecnej sytuacji.
- Ehm... Nie wiem - odparł po prostu uśmiechając się lekko.
- Chcesz coś... Dobrego do jedzenia? - spytałam wreszcie.
- Mmm... Poproszę.
Poszperałam chwilę w lodówce i podałam mu masło orzechowe.
- Co to jest? - spytał nieufnie.
- Masło orzechowe - powtórzyłam podając mu łyżeczkę.
Zaczął ostrożnie jeść, a po chwili tak się przekonał, że resztę wieczoru chodził z tym przysmakiem. Elise poszła dziś dziwnie wcześnie do swojego pokoju. Ja zmęczona zrobiłam w końcu to samo.
  Teraz wspominając ten pierwszy wieczór, w którym cała rodzina poznała Joego Blacka, czułam tajemnicę tej całej sytuacji. Wątpiłam, że uda mi się ją rozwiązać... Joe był dla ojca, jak trzecie dziecko. Bardzo często z nim przebywał, oprowadzał po mieście... Naprawdę już nie wiedziałam co o tym sądzić. Miejmy nadzieje, że nie wyjdzie z tego żaden ambaras...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz