Siedziałam na ławce w parku.Zawsze chciałam zwiedzić Amsterdam... Piękne miasto. Ale czy z moimi rurkami i tlenem dam radę? Lekarze mówią, że nie. Ale doktor Phoenix mówi, że to nawet możliwe. No ale nawet teraz nie mam możliwości wyjazdu gdziekolwiek. Najgorsze jest to, że nie wiadomo kiedy odejdę stąd. Nie będę walczyć, ja chcę po prostu odejść. Będąc tutaj, wszystkich zranię moim odejściem... Jak granat...
Odłożyłam książkę na bok i wyjęłam na chwilę małe rurki z nosa. Wzięłam głęboki wdech i siedziałam tak z kilka minut. Potem zaczęło mi brakować powietrza. Włożyłam je powoli. Mam czas... Nic na siłę. Swoją śmiercią wstrząsnę świat Cassie... Bo ona tylko zostanie przy życiu. Nie wiem, czego ludzie się boją. Ktoś odpowie - śmierci. Ale to zwykła,najnormalniejsza rzecz, która spotyka nas w życiu w pewnym i odpowiednim momencie. Ktoś nawet odpowie, że boi się życia, a to jest błąd. Ktoś, kto właśnie próbuje minąć się ze śmiercią, nie boi się jej. Po prostu chce żyć dalej, próbować przetrwać. Ale nie ja. Ja mam inny pogląd na świat, to wszystko jest skomplikowane, nie łatwe...
W domu na nic nie zwracałam uwagi. Mój ojciec był poddenerwowany, bo nie chciał umierać. Ale takie jest życie... Oczywiście, to na prawdę źle, że go nie będzie... Ale nikt nie ma wpływu na to, kiedy przyjdzie ''śmierć''.
Kiedy siedziałam w salonie czytając książkę, dosiadła się do mnie Cassie. Rodziców nie było w domu. Moja mama też umiera.Ale jest bardziej o to spokojna.
Odłożyłam książkę na etażerkę by móc rozmawiać z moją siostrą.
-Jak się czujesz?-Spytała.
Zaśmiałam się.
-Proszę choć ty nie gadaj o mojej śmierci. Pamiętaj o mowie pogrzebowej!
-Pamiętam,pamiętam... Ale nie chcę, żebyś odchodziła.
Uśmiechnęłam się do niej.
-Ale podziwiam to, że się nie boisz.
-Śmierć spotyka nas wszystkich i nie mamy na to wpływu, Cassie.
-Daj spokój, nawet mnie ten temat zaczął drażnić. Ja nie chcę zostawać sama.
-Powinnaś być szczęśliwa, że masz taki dar jak zdrowe i pełne nadzwyczajnych okazji życie. A nie rozpaczać nad moją trumną.
Wyjęłam rurki z nosa i oparłam głowę o oparcie białej sofy.
-Chyba nie wolno Ci ich wyjmować, co?-Uniosłam głowę i spojrzałam na nią.
-Nie obchodzi mnie to, co mówią lekarze. Mylą się w tak wielu rzeczach...
-Tak, wiem... Niby masz depresję związaną z chorobą.
-A widać żebym ją miała?Nie załamuje się z tego powodu. Z każdą sekundą staje bliżej śmierci. I co z tego? W tym domu teraz caaaały czas jest temat umierania,pogrzebów... Okropność.Nawet w szafie wisi sukienka w której mam leżeć na pogrzebie.
-Masz rację. Ale nie da się nie rozpaczać po bliskich.
-Racja. Ale nie chcę, zebyś płakała na moim pogrzebie.
-Koniec tematu.-Zarządziła Cassandra.
Zaśmiałam się i włożyłam rurki do nosa.
-Dlaczego nie chcesz skorzystać z pomocy Kate? Zaklęcie pomoże...
-Ale Cassie! Choroba wróci tak czy inaczej.A jako człowiek... wykorkuje szybciej. Chcę jeszcze trochę pobyć z tobą, po śmierci rodziców. Nie mogą umrzeć wszyscy naraz, to by było dla ciebie ciężkie.
-Gdybym umierała, nie chciałoby mi się żyć dalej...
-A to błąd. Jeśli masz kilka dni życia, rób to, co chciałaś zrobić.
-Cassie, zrób to dla mnie... skorzystaj z pomocy Kate...
-Nie teraz. Jeśli choroba wróci na 100%, nie mam po co korzystać z tej ''pomocy''.
-Co myślisz o tym chłopaku?
-Tacy jak inni. Nic nowego.
-Nie wydaje ci się dziwny?
-Nie wiem.-Wzruszyłam ramionami.-Zwykły. Tacy jak inni. Ma uszy,nos...
-Daj spokój.-Zaśmiała się.
-Na serio. Uważam, że to zwykły chłopak. A nawet jeśli, to co mi do tego... Każdy ma jakieś tajemnice. Wiesz co? Idę się przejść.
-Dobra.
Wyszłam z domu i ruszyłam przed siebie. Moja siostra nie zasłużyła na takie cierpienie. Najpierw rodzice, potem ja. To za dużo dla niej. Ale tak musi być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz