poniedziałek, 7 lipca 2014

Od Cassandry

  Siedziałam z Sam w kawiarni i pożerałam kolejną porcję lodów.
- Boże, zaraz pęknę - przyznałam i opadłam na oparcie - Babka od WOS-u nieźle dała nam popalić.
Sam uniosła łyżeczkę i wycelowała ją we mnie.
- Masz rację. Totalna masakra.
Jadłyśmy przez chwilę w milczeniu, a potem Sam zerknęła na zegarek.
- Zaraz ma przyjść Paul.
Kiwnęłam głową. W sumie umówiłyśmy się same... Jednak wiedziałam, że Sam leczy się z niespełnionej miłości do Joego który - jak mi się zdawało - chyba polubił moją siostrę, więc mogłam jej wybaczyć.
  Parę minut później istotnie za witryną pojawił się Paul... w towarzystwie swojego kolegi. Zakrztusiłam się lodami. Rozpoznałam w nim faceta z wczoraj, który towarzyszył mi w kuchni gdy przyrządzałam koktajl.
- Ja muszę do łazienki - wydukałam blada.
- Cassie, gdzie ty lecisz! - zawołała za mną.
Nie orientowałam się kto to jest. Na pewno nie ten Damon... Ani Isaac. Więc kto do jasnej anielki?! Nie byłam jakąś ekspertką, był całkiem przystojny... Ale to chyba nie jest ten cały Gus?! No to kto? Jeszcze został... jak mu tam było... Cinna?
Przygryzłam wargę i umyłam ręce. No i co teraz? Uciekłaś jak tchórz, a teraz boisz się wyjść! - syknęłam do siebie.
  Następne minuty spędziłam przy klamce. Myśli co chwilę mi się przestawiały. Otworze.. Nie otworze... Otworze... Nie otworze... Wreszcie z opresji uratowała mnie jakaś pulchna kobieta, która niecierpliwie przepchnęła mnie na zewnątrz.
Zachichotałam nerwowo, gdy Sam pomachała do mnie krzycząc moją imię i przez to zwróciła uwagę siedzących obok niej.  Boże, zabiję ją - pomyślałam i ruszyłam do stolika z wielką kluchę w gardle.
- Cześć - mruknęłam bez entuzjazmu. Wbiłam wzrok w stolik i usiadłam sztywno na skraju obok Sam, choć miejsce naprzeciwko obok kolegi Paula było wyraźnie dla mnie.
Przy stoliku zaległa cisza, którą przerwała peplanina Sam. Najchętniej wyszłabym stąd szybko. Podniosłam wzrok szukając ślepo ratunku i natknęłam się na ciemne oczy kolesia naprzeciwko.  Chrząknęłam i zagryzłam wargę.
- Jak ci mija dzień, Panno Truskaweczko? - zapytał ze śmiechem.
Panno Truskaweczko? Cudem nie wybuchłam śmiechem. Próbując ukryć moje rumieńce, zaczęłam nawijać, jak świetnie się bawię.

http://38.media.tumblr.com/4272d47dbc1e30c9118e14579c9adb73/tumblr_mpmmv5Ho901rmdhd5o1_250.gif

Później jednak naprawdę zaczęłam się świetnie bawić. Nieznajomy myśląc, że znam jego imię, nie przedstawił mi się, dlatego zawsze miałam problem, gdy zwracałam się do niego. Uniosłam wzrok i popatrzyłam na niego, gdy zajęty był rozmową. Tak, z pewnością był zabójczo przystojny... Ciemne włosy... Ciemne oczy... Pociągająca twarz, ciemna cera... Szeroki uśmiech, śnieżnobiałe zęby... Tak, można było nazwać go przystojnym.
 Potem poszliśmy jeszcze na spacer. Wieczorem każdy ruszył w swoim kierunku. Obaj "dżentelmeni" zaoferowali nam, że nas odprowadzą. Sam skorzystała, ja wymówiłam się jakąś błahostką. Nieznajomy popatrzył krzywo na Paula i Sam, powiedział mu coś na ucho, pożegnał się ze mną i oddalił.
  Gdy wróciłam do domu, było już naprawdę ciemno. Coś nakazało mi zachować się cicho. Zamarłam widząc dwa cienie na korytarzu. Wiem, że nieładnie było podsłuchiwać. Chciałam nawet zamknąć uszy, jednak po nawet najmniejszym szeleście tej specyficznej bluzki  zostałabym pewnie nakryta.
- Wiem, że przesadziłem, nie musisz mówić, że nie...
- Ja cię zdenerwowałam. Nie musisz mnie przepraszać, sama niedawno powiedziałam ci dużo niemiłych słów.
- Niedawno - szepnął.
Dwa cienie przybliżyły się do siebie. Na mojej twarzy wykwitł ogromny banan. O rzesz w mordę, dlaczego ta zdradziecka larwa, młodsza dwie minuty siostra bliźniaczka, nie powiedziała mi, że coś kręci z Blackiem? 
W sumie to nie byłam pewna czy kręci... Nie wiedziałam czy on ją teraz pocałował... Czy nie...  W ogóle nic nie wiedziałam! Ale ja lubiłam być optymistką i chyba dziękowałabym Joemu na kolanach, gdyby się okazało, że Elise... no chociaż wyszła z tej codziennej obojętności do siebie i do wszystkich.
  Chyłkiem, nie patrząc na to co robią przeszłam w kierunku schodów. Dzięki temu, że byłam anielitką, mogłam w miarę bezszelestnie stawiać stopy. Na górze sprawdziłam jak się czuje tata (już dużo lepiej) i poszłam dziwnie szczęśliwa do swojego pokoju.
  Tak, to był naprawdę przyjemny dzień.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz