niedziela, 6 lipca 2014

Od Cassandry

  Z dziwnym uczuciem siedziałam w swoim pokoju wpatrując się w swoje ręce.  Czułam się naprawdę dziwnie. Wiedziałam, że powinnam byś całym sercem z Elise, a nie oglądać się na Joego...  Ale  to co mu powiedziała, było naprawdę okropne. Może nie byłam tak mocna umysłowo jak ona. Może często patrzyłam na rzeczy z przymrużeniem oka. Ale wczoraj wieczorem widziałam, jak Joe pozbył się swojej naturalnej maski, gdy niósł Elise do pokoju. Dlatego dziś zrobiło mi się go niezwykle żal.
  Wiedziałam, że nie powinnam podsłuchiwać, to było wredne i niekulturalne, ale po tym co powiedziała mi Elise nieźle się wkurzyłam, przyznaje. No, a potem zaczął się ten temat raka... Czułam, że powinnam ostrzec wcześniej Joego i mimo, że był niezłym, wrednym, zarozumialcem, czułam, że coś się za tym wszystkim kryje. Elise była taka zamyślona, że nawet mnie nie zauważyła wychodząc z kuchni. Zerknęłam na Joe'a. Ja na jego miejscu, albo bym się po prostu rozbeczała, albo bym była wściekła i odpyskowała coś Elise. Ale on chyba sobie z tego nic nie zrobił. Nadal z rozbawieniem wpatrywał się w łyżeczkę masła orzechowego, a potem niespodziewanie zaczął znikać. Przetarłam oczy zadziwiona, a szklanka soku wpadła mi z dłoni. I wtedy zamienił się w szary pył, który uleciał do góry. Zaczęłam się zastanawiać co się stało. Widok ten nie spowodował na mnie takiego efektu, jak na zwykłej dziewczynie. Byłam aniołem i trochę się naoglądałam w życiu takich scen.
  Teraz gorączkowo o tym myślałam. Nie miałam już kompletnie pojęcia. Kompletnie, co z tym fantem zrobić. Kim on do cholery był?! Tak zamyślona, nie zauważyłam jak do pokoju weszła siostra i usiadła na łóżku.
- Nareszcie sobie poszedł - powiedziała z ulgą.
Popatrzyłam na nią krzywo.
- Coś mi się widzi, że zbyt ostro go potraktowałaś.
Prychnęła.
- Jak cały czas pieprzy o tym raku, to co miałam zrobić? Fakt, może odrobinkę mnie poniosło... Ale cieszę się, że powiedziałam co mi na duszy leży.
Nic nie odpowiedziałam, tylko wpatrzyłam się w okno.
- To go mogło zaboleć - powiedziałam po chwili szeptem.
Elise uniosła brwi.
- Zaboleć...? Żartujesz sobie siostra? Odkąd to ty przejmujesz się losem tego Blacka?!
 Milczałam. Elice wstała nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A może się w nim zakochałaś, co?
Natychmiast wstałam, a na policzkach wykwitły mi rumieńce.
- Teraz grubo przesadziłaś kochana! - warknęłam - Ja go nawet nie lubię!
- Więc o co ci chodzi?! - spytała podnosząc głos - Masz jakiś dzień dobroci dla zwierząt?!
- O to, że czasem mogłabyś zamknąć tą niewyparzoną gębę i pomyśleć, że ktoś kto nawet jest wrednym zarozumialcem też ma uczucia! - krzyknęłam totalnie wyprowadzona z równowagi - Zastanów się najpierw, co kim kieruje, że się tak zachowuje, a dopiero potem wypowiadaj swe żenujące sądy!
Dopiero gdy cała oblana rumieńcem Elise wyszła sztywnym krokiem z pokoju, nie zaszczycając mnie spojrzeniem, zdałam sobie sprawę z tego co narobiłam. Złapałam sie za głowę i oddychając ciężko zjechałam po ścianie na dół.
- Tylko nie rycz! - szepnęłam ostro do siebie.
Jak ja mogłam powiedzieć coś takiego El? Mojej kochanej siostrze, z którą prawie nigdy się nie pokłóciłam, nie licząc dziecięcych lat i naszego miśka Tedy'ego. I może fakt czasem jej odwalało i przesadzała - podobnie jak ja. Ale nigdy nie powiedziałabym jej takich rzeczy! Czemu ten Black tak zamącił mi w głowie? Czemu tak bardzo pragnęłam odkryć jego tajemnicę? Czemu do cholery ubzdurałam sobie, że kryje się jakiś powód za jego zachowaniem? A może on faktycznie był dupkiem bez serca?
  Nie chciałam już o tym myśleć. Totalnie zaryczana wtuliłam się w poduszkę i wyłkałam.
- Mamo - przerwałam przełykając łzy - Nawet nie wiesz, jak mi cię w takich chwilach brakuje.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz