Po kilku minutach ojciec gdzieś wyszedł, a Cassie usiadła na przeciwko mnie. Nie uszło mojej uwadze to, że miała lekko czerwone policzki i oczy. Nikt inny by tego nie zauważył,ale dla mnie to było dość widoczne. Czułam jak coś ją męczyło, martwiło?
Wyjęłam z uszu słuchawki i odłożyłam je na bok, odsunęłam także laptopa by móc normalnie pogadać z Cassie. Bez słowa się na nią patrzyłam, a ona westchnęła.
-Przepraszam cię... za to co ci nagadałam. Nie powinnam...
-Zgłupiałaś? Przecież jesteś moją siostrą, tobie można tak mówić.-Uśmiechnęłam się.-Rodzeństwo musi siebie czasem wkurzać.
-Ale nie powinnam tak mówić...
-A myślisz, że ja powinnam tak gadać na Joego? Może i przesadziłam, ale mi w ten sposób lepiej. Ulżyło mi. Wiesz co uważam, i on też wie. Przecież to bezuczuciowy facet! Stać go tylko na głupie uśmieszki i wkurzanie ludzi.
-W sumie, czasem też taka jesteś...
-Och, zamknij się.-Zaśmiałam się.-Ale i tak wiem swoje. Przecież go to nawet ani trochę nie ruszyło. Widziałaś jego minę? Jak zawsze dumny i zadowolony z siebie.
-A ty jak zwykle zadowolona z siebie... no i ... dumna.
-Oczywiście, że nie dumna. Nie mam z czego. Ale zadowolona...? Tak.
-Wy się chyba nie polubicie...
-Ty z nim także.
-No... Możliwe. Ale nie zasługuje na takie traktowanie z niczyjej strony.
-Nie wiesz na co on zasługuje, a na co nie. Nie znasz go. Zjawił się od tak! Żyje sobie tutaj spokojnie ale na szczęście niedługo sobie wyjedzie.
-Skąd to wiesz?
-3 tygodnie.. Da się przeżyć jeszcze jego obecność. Mam nadzieję, że nie wróci za szybko. Bo on sobie zrobił wakacje... pff.
-Właśnie, a tak w ogóle... Zamierzasz chodzić do szkoły?
-Dziewczyno, całe życie uczyłam się w domu. Co mi teraz da powrót tam? Pół roku uczenia się i koniec szkoły. A niedługo nasze urodziny.
-Niedługo? To pół roku. -Westchnęła.
-Och... Nie mam po co tam wracać. Jak trzyma się ojciec?
-Nie najlepiej. Nie wiem... Nie wiem jak mu pomóc...
-Nie możesz mu pomóc, on umiera. Niedługo i tak...
-Nie kończ. -Cassie podniosła rękę i znacząco się na mnie spojrzała.
-Ok. Chcesz coś do jedzenia?-Spytałam.
-Wow, gotujesz?
-Nie pamiętasz? Mama kiedyś nas uczyła gotowania.Ale i tak mi się nie chce... -Przypomniałam jej obojętnie.
-Czemu tak ponuro wspominasz mamę?Łatwo ci mówić o tym wszystkim... Mi nie.
-Jak to mówiłaś? ''Jestem mocniejsza psychicznie.''
-Ale fizycznie to już nie.
-Pracuję nad tym.
-Naprawdę, lubisz te wilkołaki?
-Tak. To mi przyjaciele. Wiem, że gdyby ojciec wiedział, albo miał by to w dupie, albo by się zmartwił.Przecież z nimi kiedyś walczył, nie ma za dobrych wspomnień.
Cassie polepszył się humor. Była w lepszym stanie, udało mi się jednak ją rozweselić choć trochę.
-A wiesz co? Nawet jednemu się spodobała Sam.-Uśmiechnęłam się.
-Ona raczej woli Joego...-Mruknęła.
Wybuchnęłam śmiechem, aż prawie spadłam z krzesła.
-Ten worek bez uczuć? Chyba sobie kpisz!
-No, jeśli chodzi o wygląd, to nie jest zły.
-Możliwe, ale nie patrzy się na wygląd. Jeśli Sam lubi facetów bez serca, uczuć... Wrednych,zarozumiałych...
-Dobra,dobra El... Dość.-Zaśmiała się.
Cassie poszła na górę a ja zostałam na dole kontynuując kolejny nudny dzień. Na zewnątrz znów szalała burza... Kiedyś się to skończy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz