czwartek, 3 lipca 2014

Od Elise

   Dziś miałam wychodzić ze szpitala. Musiałam tu chodzić raz w miesiącu, bo lekarze uparli się, że mam depresję. Każdy lekarz uważa, że jeśli ktoś w tak młodym wieku zachoruje na raka, to ma depresję. Chce już odejść. Mam piętnaście lat, a lekarze traktują mnie jakbym była dzieckiem chorym umysłowo. Nic nie jestem w stanie sama zrobić. To co, że jestem chora na raka? To tylko choroba. Wiem, że nie jest nieuleczalna, tylko odczuwam silny ból w klatce piersiowej z powodu braku tlenu. Muszę chodzić więc z mini plecakiem na kółkach, w którym jest butla z tlenem. Małe rurki które pomagają mi oddychać, przestały mi przeszkadzać po miesiącu. Da się z nimi spać, tylko nie mogę się wiercić. Mogę je wyjąć z nosa, ale jedynie na chwilę. Wiem tylko tyle, że osoba chora na raka nie ma możliwości być z kimś. Druga osoba unika tej pierwszej, jeśli już dowie się o jej chorobie. O mojej nie trzeba się jakoś specjalnie dowiadywać, od razu widać, że mam problem z oddychaniem. Cały czas łażę z tą butlą tlenową, co czasem staje się dla mnie denerwujące. Rodzice wydali na mnie kupę kasy na ten drogi lek Photifix. Jako jedyna zapamiętałam tą nazwę. Z siostrą nie lubię za dużo gadać. Ja po prostu chcę często zostawać sama, jedynie z rodzicami od czasu do czasu pogadam.
   Teraz siedziałam na łóżku lekarskim w gabinecie jednej z moich prowadzących lekarzy. Tym razem była to pani Phoenix. Machałam nogami w przód i w tył, jak małe dziecko czekając aż moja mama skończy rozmawiać z Phoenix. 
-Myślę, że to depresja. Jest bardzo możliwa...
-Nie mam depresji.-Zaprzeczyłam wtrącając się do rozmowy doktor z mamą. 
-Elise... Posłuchaj... Ja wiem, że to trudne do...
-Nie mam depresji!Wy, lekarze, tak uważacie,bo większość waszych pacjentów tak miewa, ale ja to ja. Nie mam depresji, tylko jestem śmiertelnie chora. Depresja nie ma ze mną nic wspólnego proszę pani. 
   Porozmawiała jeszcze z moją mamą, ale ja już nie słuchałam.Co z moim ojcem? No cóż, tak samo jak ja umiera. Ja do śmierci podchodzę normalnie, nie ma się czego bać. Nie koniecznie wierzę w Boga. A co wy myślicie, że jeśli jestem aniołem, to muszę wierzyć? Nie. Tu się mylicie. Nie wierzę w żaden pieprzony świat po śmierci. Nie wiem co jest dalej, ja nie chcę tego wiedzieć. Niech nikt mi tego nie mówi, bo ja sama chcę się przekonać, czy coś takiego istnieje. A czy istnieje Bóg? No cóż, trudno to stwierdzić. Jedni ślepo w to wierzą, a inni po prostu nie chcą wierzyć. Bo jeśli ktoś mówi, że ktoś nie wierzy, musi być powód. Wytłumaczeniem nie jest to, że po prostu nie wierzy. Moi rodzice chyba wierzą, ale ja nie jestem pewna. Po prostu musiałabym mieć pewność, widzieć coś na własne oczy. Jednak jako dziecko mówiłam sobie, że każdy na świecie ma trzy życzenia do Dżinów. Oni spełnią choć jedno moje życzenie. Ja nie mam żadnego. Ja nie chcę wyzdrowieć.Takie życie mi pasuje, jeśli mam umrzeć, to tak będzie. 
W domu usłyszałam rozmowę mojej mamy z tatą. Nie lubiłam podsłuchiwać, ale kiedy usłyszałam ''Śmierć'' od razu zaczęłam.
-Jeremy, wiemy, że ty umierasz...!
-Jen... 
-Nie! Zostaw mnie... Chodzi mi o to, że ja... ja tydzień przed TWOJĄ śmiercią mam umrzeć. Tak się stanie. Nic na to nie poradzę. Nie chciałam ci o tym mówić, ale cały czas pieprzysz o tej śmierci, widzę, że cię to dręczy...!
Poszłam w spokoju do ogrodu. Usiadłam na trawie obok siebie stawiając tlen. Położyłam się i wpatrywałam się w gwiazdy. Czyli śmierć zabierze też matkę?Zaczęłam to wszystko przyjmować na spokojnie. Płaczę w środku. Ale łzy zostawiam na późniejszą godzinę. Czyli zostaje mi Kate, albo mój wujek-anioł. 
Kiedy poszłam na kolację, wszyscy byli cicho. Miałam ochotę wyjść... dość siedzenia w domu. 
-Wychodzę... 
-Czekaj,czekaj...-Mówi tata. 
-Hm? 
-To nieb...
-Nie przesadzajcie. Nic mi przecież nie będzie. To jedna z najbardziej spokojnych ulic w mieście. Poza tym, mam piętnaście lat.Niedługo szesnaście... 
-Myślę, że nie powinnaś wychodzić właśnie teraz...
-Czemu nie?Nie traktujcie mnie tak. Jestem tylko chora na raka... Nic więcej. To, że chodzę z butlą tlenową cały czas i rurkami w nosie, nie znaczy, że muszę być traktowana jak odmieniec. Wiem, że każde z was umiera. Ja z też. Ja mogę umrzeć za godzinę, jutro, za tydzień... Nie wiem tego, ale chcę żyć tak, jakbym była normalna. Nie zabraniajcie mi tej normalności do póki wy żyjecie. Bo potem będę miała tylko swoją siostrę, Kate, no i jeszcze wujka. Wrócę za dziesięć minut. 
Musiałam się przewietrzyć. Byłam raczej spokojna, ale i tak za rok czekała mnie matura.Nie chodziłam do szkoły. Uczyłam sie sama w domu. Jak mówiłam, po 10 minutach wróciłam do domu i zatopiłam się w swojej swojej książce, tej, którą  zawsze czytam. O czym jest? O życiu i o śmierci. Nikt chory tak jak ja, nie ma szans na miłość od w moim przypadku chłopaka. Nie ma takiej opcji, jestem po prostu chora. Na dodatek na raka. Ale jestem nastawiona do wszystkiego pozytywnie. Nie mogę się załamywać z powodu śmierci rodziców i swojej własnej.
 Do pokoju zawitała moja siostra. Zerknęłam na nią i znów wróciłam do lektury.
-Znów czytasz tą samą książkę?-Uśmiechnęła się i usiadła koło mnie.
-Tak...-Odłożyłam ją na chwilę koło siebie na łóżko.
-Rodzice umierają... Nie chcę żebyś i ty odeszła.
-Tak się dzieje,Cassie. Śmierć lubi zaskakiwać.
-Nie boisz się śmierci?
-Ja nie spotkam się ze śmiercią. Ja tylko ją ominę obojętnie. Zostanę tutaj, może coś się zmieni i dostanę drugą szansę od świata w jakim się znalazłyśmy.
-Nie rozumiem twojego myślenia El.-Zaśmiała się.
-Tak się myśli, jeśli wchodzisz w jakieś spotkania z ludźmi którzy przechodzą podobne rzeczy. Chciałabym być normalna. Życie jest cudowne, jeśli się ma choć trochę szczęścia. Ty je masz. Masz przed sobą całe życie, świat stoi przed tobą otworem, jesteś zdrowa... A ja mam nieokreślony czas i nie wiem ile mi zostało, a do cholery, chciałabym kogoś jeszcze poznać, zrealizować plany... Ale nie mam na to szans, jeśli sama nie zechcę wyzdrowieć dzięki Kate.
-Nie uważasz, że robisz błąd?
-Nie. Lepiej, żebym zniknęła. Ale jeśli tak się stanie, to nie płacz po mnie. Napiszesz mi mowę pogrzebową, dobra? Mówię serio. Ma nie być taka jak inne, taka... smutna, jak cały klimat. Ok?
-Dobra... Ale nie mów już o tym, że odchodzisz. Nie odejdziesz od nas. Kate zna sposoby.
-Ale nie wiesz, że jeśli ona mnie uzdrowi, to ja znów będę miała 96% szans na to, że znów zachoruję. A co potem? Pieniądze rodziców pójdą w błoto.
-Nie są ważne pieniądze, tylko ty do diabła!
-Cassie... Zobaczymy następne kilka miesięcy co będzie. Jeśli coś się zmieni... nie wiem... Nie wiem jak to będzie. Chcę żyć normalnie, ale to ma za sobą duże ryzyko... że właśnie moje życie człowieka znów się skończy.
-Czemu chcesz być człowiekiem? Nie odpowiada Ci bycie aniołem?
-Nie. Anioł to ktoś, kto jest dobry, czyni samo dobro nie zabijając nikogo. Nie raniąc. Myślisz, że taki Archanioł Gabriel by kogoś skrzywdził? Nie. A my? Zabijamy wampiry i wilkołaki, ludzi... To nie jest tak, jak ten wasz Bóg to sobie wymyślił. Tak samo jak z tym rajem... Nie było go nigdy... Nie ma nic dalej. Nie wierzę w to. Śmierć jest dla mnie ulgą. Nie będę się męczyć. Chcę być człowiekiem, bo chcę żyć normalnie, długo... Nie szczęśliwie, bo tak się nie da cały czas. Ale po prostu... chociaż dożyć sześćdziesiątki z gromadką wnuków i swoim mężem... Anioły żyją krótko... za krótko. Biorąc pod uwagę to, że pp zaklęciu będę normalną nastolatką, zdrową... a ta choroba wróci... Nie wiem czy jest w czymkolwiek sens. To los zdecyduje, najwyżej będę miała spotkanie ze śmiercią którą i tak trzeba zaakceptować bo po każdego z nas przychodzi.
Po kilku minutach rozmowy z moją siostrą, położyłam się na łóżku. Życie jest niesprawiedliwe, ci których kochamy umierają, odchodzą. Ale są i plusy. Dość cierpienia w tym zapapranym wyimaginowanym świecie który tak bardzo nas rani. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz