czwartek, 3 lipca 2014

Od Kai

  Słabo pamiętam ten moment, kiedy Matt pocałował mnie po raz pierwszy. Pamiętam tylko, że długo nie mogliśmy się od siebie oderwać. Mijały miesiące, a on stawał się dla mnie coraz ważniejszy... Coraz bardziej stawaliśmy się dla siebie bliżsi.  Aż wreszcie nadszedł dzień moich 17 urodzin, a z nim najpiękniejszy prezent jaki dostałam kiedykolwiek.
  Składałam sobie nawzajem życzenia z bratem, a potem podeszła Nadia. Uściskała mnie lekko i wręczyła torebeczkę zawierającą piękną, niebieską sukienkę. Podziękowałam jej gorąco, a potem dziewczyny
(Ira, Nadia i nowe poznane Evanlyn i Julie) kazały mi się w nią przebrać.
  Jak wróciłam, czekał na mnie Matt. Stał i patrzył się na mnie, błyszczącymi, pięknymi oczami. Wpadłam mu w ramiona i nieoczekiwanie zobaczyłam jakiegoś przygnębionego Ivana, rozmawiającego z Andrijem, jednak zerkającego na mnie. Nie wiedziałam, o co chodzi, przecież był moim najlepszym przyjacielem, zawsze mogliśmy na sobie polegać.
  Potem rozkręciła się impreza. Bawili się na niej znajomi mojego brata, moi, a nawet Arona. Skóra, zaczęła mi iskrzyć jeszcze bardziej niż rok temu. Było to niesamowicie dziwne, na szczęście blask kuli to przysłonił.
- Ślicznie wyglądasz - wymruczał mi do ucha Matt.
Nie wiem w zasadzie, czy ze sobą chodziliśmy, czy nie... Pojęcie takie jak "chłopak" w ogóle do niego nie pasowało, jednak... można było to uznać. Brat jakoś przełknął, że Matt jest... no trochę ode mnie starszy.  Nadia (prawie jak żona mojego brata nosząca jego dziecko) nie miała całkowicie nic do jego wieku, nawet się dosyć polubili. Zastanawiałam się, kiedy znikną te uprzedzenia mojego brata, choć ostatnio dał mi wyraźne znać, że już więcej nie zamierza się mieszać do moich "sympatii".
 Impreza trwała w najlepsze, świetnie się bawiłam. Gdzieś przed północą, Matt zabrał mnie na krótki spacer, który podejrzanie się rozciągnął.
- Spójrz - mruknął - Nad naszymi głowami rodzi się nowe życie.
Wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam parę ptaków... no cóż widocznie zajętych sobą. Dałam mu kuksańca w bok.
- Zboczeniec -szepnęłam.
- Żebyś ty widziała, gdzie naprawdę jestem zboczony.
Teraz niespodziewanie się zarumieniłam, jednak wbrew sobie zaśmiałam się. Trochę to dziwnie wyszło, bo w następstwie dostałam ataku czkawki.  Matt wybuchł śmiechem.
- Prawdziwa z ciebie wariatka.
- Żebyś ty widział, gdzie naprawdę jestem wariatką - mruknęłam zalotnie.
Następne minuty spędziliśmy we wzajemnym przekomarzaniu się. Na pustej ulicy, przy małej budce, Matt kupił mi kebaba. Gdy kończyłam, narzekając na zbyt wysoką ilość warzyw, Matt pochylił się nade mną.
- Yhm... Sos - mruknął ocierając mi kącik ust palcem, który potem przystawił ku wargom.
Serce zabiło mi gwałtownie.
- Może chodźmy do ciebie - wyrwało mi się gwałtownie, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Ostro się zarumieniłam, choć rumieniec ukrył cień padający na nas. Trudno mi było widzieć wzrok Matta. Myślałam, że parsknie śmiechem, ale tylko powiedział cicho.
- Jest późno... Ale jeśli chcesz.
 Tylko parę razy byłam u niego. Mieszkał skromnie, ale schludnie i typowo po kawalersku. Teraz, wchodząc do dobrze znanego mieszkanka, z czułością rozglądnęłam się po uporządkowanym salonie.
- Siadaj - mruknął - Chcesz coś do picia?
- Ehm... jasne - odparłam, czerwieniąc się coraz bardziej.
Sztywno usiadłam na kanapie. Co ja robię? Nie dość, że wprosiłam się do niego bezczelnie, to jeszcze widać dobrze się zadomawiam!
 Gdy Matt wrócił, wstałam by mu coś powiedzieć, ale bez słowa wręczył mi szklankę i włączył radio. Popłynęła jakaś cicha, niezidentyfikowana dla mych uszu muzyka.
Popijając najwyraźniej sok, powiedziałam nonszalancko, choć chyba nie bardzo mi wyszło, bo sama usłyszałam w swoim głosie zdenerwowanie.
- Gustujesz w takich tonach...?
- Lubię posłuchać czasem czegoś odprężającego - dobiegł mnie jego cichy głos z kąta.
Coś między nami zawisło, nie było w tym ani krzty rozbawienia. Niespodziewanie coś się ze mną stało. Z głośnym stukotem odstawiłam szklankę na stolik, wstałam, po czym ściągnęłam niebieski sweter, który narzuciłam na ramiona gdy wychodziliśmy na zewnątrz. Moje ręce lśniły tajemniczo czerwienią, włosy jakoś się wydłużyły, ale nie zwracałam na to uwagi. Zlokalizowałam prędko Matta. Siedział na krześle, przyglądając mi się tajemniczo. Zrobiłam się bardziej odważniejsza, jakaś żarłoczna... Podeszłam do niego pewnie, po czym drapieżnie usadowiłam mu się na kolanach, po czym z całą swoją mocą drobnych usteczek, pocałowałam go. Matt na chwilę znieruchomiał, a potem z jakąś niemą pretensją odwzajemnił mi pocałunek. Wsunął mi dłoń pod sukienkę na plecach, a mnie przeszły przyjemne dreszcze... I nagle odsunął się ode mnie.
- Kaja.... Nie mogę... Jesteś... za młoda...
Znieruchomiałam.
- Za młoda...? Dla ciebie?
- Nie o to mi chodzi... Jeszcze nie wiesz do końca czego chcesz... Myślę, że jestem dla ciebie... nieodpowiedni. Nie musisz tego robić.
- Ale ja chcę! - prawie krzyknęłam - Mam siedemnaście lat Matt! Kocham cię z całej siły! Jeśli ktoś tu jest najbardziej odpowiedni... To właśnie ty!
Zaległa cisza. Pełna zimnego oczekiwania cisza. A potem Matt nagle pocałował mnie namiętnie i sprawnie wziął na ręce. Przeniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Zanim się obejrzałam, Matt już mnie rozebrał, a jego umięśniony, pozbawiony koszuli  tors odbijał lśniącą poświatę księżyca. Denerwowałam się, jasne, że się denerwowałam...Byłam przecież dziewicą. Ale chciałam, to z nim zrobić. Byłam gotowa. On nie naciskał... Nie chciał mnie "wykorzystywać". Ale ja nie miałam żadnych wątpliwości.
- Przestań... Przestań się wahać - wyszeptałam, gdy niepewnie gładził mnie po piersiach. Złapałam jego dłoń i przycisnęłam bardziej, do moich skarbów - Kocham cię... Kocham cię, przecież wiesz....
Te słowa jakby odmieniły Matta. Stał się bardziej pewny i doświadczony, choć w dalszym ciągu delikatny... Dłonie mi nie drżały, gdy rozpinałam mu spodnie. Po prostu wiedziałam, co chcę zrobić. Zamknęłam oczy, mrucząc cicho...
  Potem wszystko mi się zmieszało. Ból, rozkosz, pragnienie... Dziwnym sposobem urwał mi się film.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz