piątek, 4 lipca 2014

Od Elise

   Musiałam jechać na pogrzeb. Chciałam się teraz z niego jakoś zwinąć. Nie lubiłam patrzeć jak ludzie po kimś płaczą. Rozumiem, strata stratą, ale ja nie byłam z tych co płaczą na pogrzebach. Ja ''cierpienie'' chowałam w sobie. Tak jak mówiłam, nie płakałam. Tylko Cassie i Kate, a ja i ojciec zachowywaliśmy takie samie wyrazy twarzy. Jednak coś go gryzło. Dawno z nim nie rozmawiałam, to często robiła Cassie. Nie lubiłam o tym rozmawiać. Stało się, i koniec. Zdziwiłam się, że za mną stał Joe. -Czas iść.-Pomyślałam. 
Wstałam i bez słowa skierowałam się do swojego samochodu. Oparłam się o niego i rozejrzałam się. Mam dość tych rurek... tego wszystkiego. Rozpuściłam włosy i wyjęłam kluczyki. Moje srebrne volvo, które dostałam od wujka, błyszczało z daleka czystością. Zaczął wiać wiatr. Było naprawdę gorąco... Dlatego pewnie, że byłam ubrana na czarno. Wsiadłam do samochodu nie zamykając drzwi. Cmentarz znajdował się na uboczu miasta. Kiedyś był tu park, ale wszystko przeznaczyli na cmentarz. Beznadzieja. Słońce mocno grzało, ja akurat zajęłam miejsce w cieniu, by samochód się zbyt nie nagrzał. Zamknęłam drzwi i odjechałam gdzieś... Chciałam pojeździć po mieście. Zatrzymałam się jednak w tym samym miejscu z którego wyjechałam po kilku godzinach... 

  Obudziłam się rano. Zasnęłam chyba o 3 w nocy a jest... 10. Założyłam przewiewną białą bluzkę i krótkie spodenki. Ale coś było nie tak... Czegoś mi brakowało... Zaraz,zaraz... Nie mam rurek, koło mnie nie leży już plecak z butlą... Co jest? Kiedy poczułam znajomy zapach Kate, nie mogłam uwierzyć... Nie! 
Podążyłam za lekkimi krokami Kate która coś podśpiewywała pod nosem. Minęła obojętnie Joego... Chyba go nie lubiła. A on jej. Takie miałam wrażenie. Jednak, to nie ważne. Zmierzyliśmy się nawzajem, ja i Joe. Przewróciłam oczami kiedy jak zwykle po domu przechadzał się z tym uśmieszkiem... Ja jednak jak zawsze zachowywałam bez najmniejszego entuzjazmu minę. Taka jestem od dawna... Racja. Jestem dziwadłem które nigdy się nie uśmiecha. Może nie mam powodu? Jednak, Cassie czasem stara się mnie rozśmieszyć, co jej nieźle wychodzi. Ale to zależy od tego, jaki mam dzień. Teraz ja powinnam ją pocieszać. Ale ja tego nie potrafię. Bardziej dołuję ludzi, niż im pomagam. 
Nie złapałam Kate, ale za to spotkałam ojca. 
-Tato...Co się stało ze mną? 
Odwrócił się i westchnął. 
-W nocy.. chyba umierałaś. Albo umarłaś... Jednak Kate zareagowała...
Słuchałam tego wszystkiego, czułam, że coś we mnie rośnie... wściekłość? Może tylko mała złość. Ale zrozumiałam już teraz wszystko. Doszło do mnie, że już nie jestem chora, jestem człowiekiem. 
-Nie...Nie... 
-To źle? Chciałaś umrzeć?
-Gdzie jest Kate?-Spytałam nie odpowiadając na pytanie. 
-Poszła do kuchni. 
Kiedy tam zeszłam zobaczyłam Joego który jak zwykle je masło orzechowe, a Kate zadowoloną z siebie, która myła naczynia. Podeszłam do niej. 
-Dlaczego? 
-O, cześć Elise. 
-DLACZEGO?-Powtórzyłam. 
-Nie mogłaś umrzeć... 
-Ale skąd wiesz, czy właśnie nie miało tak być?! Choroba powróci Kate. Kolejny raz stawiasz na swoim. 
-Bo mam rację. 
-Nie. Tym razem jej nie masz. 
-Daj spokój. -Mruknęła.
Odeszłam zła i zakładając w pośpiechu trampki wyszłam z domu. Poszłam na spacer. Wszystko wydawało się inne. Wszystko było do dupy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz